wtorek, 4 czerwca 2013

Wróciłam!

Trzy dni totalnego chilloutowania już za mną. Był alkohol, były lody i gofry. Jak to na wyjeździe.

Oczywiście wróciłam z trzykilową nadwyżką (na każdy dzień po jednym kilogramie), ale nie spodziewałam się niczego lepszego.

A jak z brzuchem? Prawdę mówiąc mój żołądek ciężko przyjął taką (przyznaję z lekkim rumieńcem...) ilość jedzenia i w nocy obudziłam się z bólem brzucha, ale oprócz tego nie działo się nic specjalnego.

Nie będę się usprawiedliwiać, bo nie o to chodzi. Oczywiście mogłam wziąć ze sobą pojemniki ze zdrową żywnością, mogłam odmówić słodyczy, nie jeść toruńskich pierników, kaszubskich pierogów itd., ale najzwyczajniej w świecie nie chciałam. Po powrocie stwierdziłam, że oczywiście dla diety lepiej gdybym powstrzymała się od takich pustych kalorii i być może następnym razem tak zrobię. Trochę zresztą moi współpodróżnicy żartowali sobie ze mnie, że najpierw niby dieta-dieta, a potem okrywające hańbą plamy po lodzie na moim płaszczu stały się znaczącym komentarzem na temat tejże diety. Ale totalnie nie przejmowałam się tym. Następnym razem zresztą napiszę dlaczego :).


Z dumą przyznaję, że zrobiłam najlepszą rzecz na świecie - bez wyrzutów sumienia opychałam się słodyczami i z radością (a nawet łatwością!) wczoraj wróciłam na łono diety. Ponieważ do lipca (rocznicy odchudzania) został niecały miesiąc, a mi waga grozi palcem i mówi - jeszcze cztery kilogramy do świętowania trzydziechy - postanowiłam zrobić coś, czego nie robiłam przez cały okres swojej diety - gwałtownie obniżyłam ilość kalorii.

Od wczoraj jestem na diecie niskokalorycznej - tysiąca kalorii (ale nie liczę warzyw, więc pewnie wyjdzie więcej). Najpierw chciałam tak pobyć przez trzy dni (i w ten sposób odpokutować długi weekend), ale na tyle dobrze mi idzie, że możliwe, że przedłużę ją do tygodnia.


O dziwo nie jestem za specjalnie głodna, a jak już mi się czegoś zachce to wypijam cykorię z mlekiem (dziś wypiłam chyba trzy kubki...). Wczoraj zresztą wstałam w tak znamienitym humorze, że bez szemrania i smutku z powodu powrotu na ciężką dietę, zjadłam lekkie śniadanko.

Dla ewentualnych słów krytyki mam odpowiedź - będę na tej diecie maksymalnie tydzień, więc nie grożą mi żadne anemie itp. Chodzi tylko o to, żeby pozbyć się wody, którą nabrałam po tej wyżerce.

11 komentarzy:

  1. Jesteś na prawdę wytrwała i ja jestem pod olbrzymim wrażeniem Twojej osoby. Nie znam nikogo, kto by potrafił mimo kliku dni przerwy, wrócić do diety, choćby innej, i ją dalej ciągnąć. Super!

    OdpowiedzUsuń
  2. Och to zdjęcie gofra zrobiło mi taką ochotę... Że to bardzo, bardzo źle...

    OdpowiedzUsuń
  3. Po takim lekkim obżarstewku to nawet waga może nieźle spaść, tym bardziej, że zaskoczyłaś rozpasany organizm minimalną ilością kalorii :)

    I jak - wcale nie tak fajnie się obżerać, nie? Ja jakoś z radością wróciłam do nie-grzesznych posiłków :)

    OdpowiedzUsuń
  4. każdemu się zdarza zjeść coś słodkiego, to normalne, zresztą jak to były takie przysmaki to wiesz :) opisz potem efekty tej diety. Zapraszam na mojego bloga, też się odchudzam i walczę :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Większość tych twoich kilogramów to pewnie woda- węglowodany w takiej ilości jaką pochłonęłaś po prostu wodę zatrzymują. Żeby się jej pozbyć najlepszym sposobem jest odstawienie węgli, a nie wszystkiego. Jedz do syta mięso i ryby z odrobiną zielonych warzyw, poskutkuje lepiej, zobaczysz ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. W diecie 1000 kalorii nie chodzi o anemię, a o to, że przyzwyczajasz organizm do małych dawek kalorii. Przez co potem - będziesz tyła z powietrza. I jeśli przy zdrowym, normalnym spalaniu z jabłka np. weźmiesz połowę, to po diecie 1000 kalorii, przyswoisz prawie wszystko. Niestety, bez podstawowej wiedzy na temat biologii człowieka, przemiany materii - będziesz cieszyła się, jak się zatrzymasz na tych 30 kilogramach, które schudłaś. Po prostu już więcej nie schudniesz, a prawdopodobieństwo jojo jest bardzo duże. Tu nie chodzi o krytykę - to rada osoby, która ma za sobą 1000 diet i schudła jedynie bazując na podstawowej wiedzy, co powoduje przyrost masy. Węgle połączone z tłuszczem, mało białka, nieregularne jedzenie, słabo zbilansowane posiłki i ograniczanie kalorii. Biologii nie oszukasz. Dzisiaj po obżarstwie masz mnóstwo energii, za 2 tygodnie będziesz znowu zniechęcona przestojem wagi i znowu znajdziesz kolejne powody do zjedzenia słodkości.
    Do wszystkich osób usprawiedliwiających to obżarstwo - Wy chyba nie lubicie Autorki, co? Życzliwość nie polega na usprawiedliwianiu grzeszków, ale nie WSPIERANIU w trudnościach. Jedyną szansą na schudnięcie jest PLAN, plan żywieniowy na całe życie, który nie będzie skłaniał do robienia przerw, bo w obrębie tego planu dostarczysz od czasu do czasu i coś słodkiego i coś tuczącego. Trzy dni obżarstwa sugeruje już zaburzenia jedzenia. Nie dziwię się reakcji przyjaciół na Twoje zachowanie. Jeśli z dumą przyznajesz, że jadłaś lody, gofry bez opamiętania....nigdy nie uzyskasz wymarzonej wagi. Niestety, takie są fakty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przeczytałaś całego mojego bloga? Bo mam wrażenie, że oceniasz mnie na podstawie ostatnich wpisów :)

      Usuń
  7. Oczywiście, że przeczytałam i nie oceniam Ciebie, tylko Twoje zachowanie. To różnica - szanuje Cię. Jestem z Tobą bodaj od drugiego wpisu i regularnie zaglądam, kibicuję, podziwiam.
    A jakie ma znaczenie to, co pisałaś wcześniej?

    W odchudzaniu ważna jest własnie konsekwencja, ciągłość, tu i teraz, które kształtują "jutro" - Twoje szczuplejsze wymarzone jutro. Twoje "przerwy" na obżarstwo sugerują, że traktujesz dietę jako dojście do celu - bycie szczupłą i nie jest istotne dla Ciebie, co będzie potem. A potem będzie potężne jojo, bo osoby z zaburzeniami odżywiania (ja też je mam) i skłonnościami do tycia, zawsze będą musiały uważać na to, co jedzą. Taka nasza fela. Dlatego dieta musi stać się stylem życia - a co za tym idzie, trzeba taką dietę wybrać, która pogodzi i nasz apetyt na przysmaki, a jednocześnie nie będzie odkładała się na brzuszku i biodrach. Jeśli masz ochotę na przerwy na obżarstwo - to znaczy, że dieta, którą stosujesz, jest dla Ciebie nieodpowiednia i na 100% nie zakończy się sukcesem. A kibicuję Ci i życzę Ci, żebyś schudła tyle ile chcesz i była szczęśliwa w swoim ciele. Inaczej olałabym Ciebie i Twojego bloga, z myślą: "a rób co chcesz".
    Jeszcze jedno - mam 40 lat. Otyła byłam od 20 roku życia. Wiesz, czego żałuję najbardziej? Że nie spięłam się i nie schudłam np. będąc w Twoim wieku. Bo jest jeden feler odchudzenia się z dużej wagi - rozciągnięta skóra. Więc nie odwlekaj w czasie swojego celu, i nie przeciągaj, bo potem poza wagą do zbicia zostanie jeszcze problem skóry. Im jesteś młodsza, tym lepiej dla Ciebie.

    Zrobiłaś przerwę na obżarstwo - stało się, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Ale nie bądź z tego dumna, bo powtórzysz to, a po drugie - idź do dietetyka, który uwzględni Twoje upodobania kulinarne, wagę, wiek, rodzaj otyłości, sprawdzi, ile diet już przeszłaś (im więcej, tym gorzej, więc nie warto eksperymentować) i ustali taki jadłospis, który nie będzie Cię skłaniał do przerw, a waga będzie spadała. Zrzuciłaś 26 kilo, to dużo - ale dobrze wiesz, że łatwo jest zrzucić pierwsze kiloski. Teraz zaczyna się walka ciężka na noże. I taki weekend obzarstwa oddala Cię o miesiąc-dwa od wymarzonego celu. I więcej się nie mądrzę. Nie chciałabym tylko wejść na bloga za miesiąc, dwa i pomyśleć: i czyż nie mówiłam, że tak będzie? Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja osobiście nie skupiałbym się na kaloriach, ale na liczbie węglowodanów.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dlaczego jest tak, że ludzie nie będący na diecie mogą sobie pozwalać na coweekendowe obżarstwa i nie tyją, a my pilnujący się na codzień nie możemy odpuścić 3 dni bo zaraz tyjemy 3kg!?? wiem jak to jest - mam tak samo ;-(

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja polecam nie obniżać drastycznie kcal a zmodyfikować dietkę :) Osobiście wiem,że to jest bez sensu a jeśli chcesz stosować dietę licząc kcal to minumim 1500 ich zjadaj, zwłaszcza, że jeśli dobrze doczytałam także ćwiczysz :)

    OdpowiedzUsuń