sobota, 22 czerwca 2013

Boję się...

Odkąd waga mi stoi (a jest to od mniej więcej marca) nawiedzają mnie pesymistyczne myśli, że...nigdy nie dojdę do swojego celu.

Dziś stanęłam na wadze (jak co tydzień) i zobaczyłam...2 kg. do przodu. Właściwie to teraz ważę tyle samo ile w lutym. Żeby nie było - centymetry też w górę (wszędzie po 1 cm...) Na szczęście porównując obwody do sytuacji lutowej nie jest tak źle -mam mniej w biuście, brzuchu i biodrach, ale to nie zmienia faktu, że idzie się wkurzyć.


Wczoraj dałam sobie (a właściwie trener dał mi) w kość. Miałam tak ciężki trening, że powoli zaczynałam odkrywać swoje granice i czułam, że jeszcze chwila i zwymiotuję. Na szczęście takiej siary nie było ;). W każdym razie bez oszukiwania - ćwiczę na prawdę sporo, jem również odpowiednio. Co jest więc do cholery nie tak?

Odchudzanie wydaje się być proste. Zwłaszcza dla kogoś kto patrzy na to z boku - wystarczy mniej jeść i więcej ruszać się. To takie logiczne prawda? Przecież jesz mniej niż powinnaś, do tego palisz te kalorie ćwicząc - nie ma bata, musisz schudnąć.

Organizm żywy to jednak nie maszyna. Teoretycznie powinnam chudnąć 1 kg. tygodniowo (patrząc na zapotrzebowanie + ilość spalonych kalorii po treningu). Bywały dni kiedy bilans dzienny wychodził poniżej kilku tysięcy kalorii. I co z tego? No właśnie nic.


Za licealnych, radosnych, czasów bardzo lubiłam naukę o człowieku na biologii. Uwielbiałam uczyć się o tych wszystkich procesach życiowych, wyrysowywać tabelki, rozkłady białka, tłuszczy i węglowodanów. W książce to wszystko wyglądało tak logicznie. Nikt nas nie uczył, że książkowe przykłady są książkowe i z życiem mają niewiele wspólnego.

Inny przykład. W teorii idziesz do lekarza, opowiadasz mu o swoich objawach, a on już powinien wiedzieć co Ci jest, dać receptę, poklepać po plecach i za tydzień jesteś jak nowo narodzony! Teorie, teorie, teorie...

Zakładając, że takie jest realne życie to powinnam już ważyć z 60 kg. (wolę nawet nie sprawdzać, bo się tylko wkurwię), mieć idealny wzrok (w piątek idę do lekarza na kontrolę, ale już mogę Ci powiedzieć, że lewe oko samo z siebie osłabiło się do chyba -1 dp.), gładkie, długie włosy i wiele innych rzeczy. Upadek wielkich nadziei, nie?


Ok, powiedzmy, że to przybranie na wadze też może mieć swoje idealne wyjaśnienie. W końcu fala upałów, człowiek puchnie, do tego @ mi się zbliża, ale niech mi ktoś wytłumaczy, jakim prawem przybieram na wadze 3 kg. po 3 dniach wyżerki, które potem chudnę przez miesiąc? Czy to oznacza, że te 3 dni wykreślają intensywny miesiąc pracy? Czy to znaczy, że - czysto teoretycznie - jeśli będę raz w miesiącu sobie podjadać przez 3 dni to nigdy w życiu nie schudnę, bo te 3 dni są równoznaczne z miesiącem odchudzania?

Znikąd nadziei, znikąd pomocy...

13 komentarzy:

  1. Zbadaj hormony. Może tarczyca szwankuje? Trzymam kciuki i nie poddawaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie to samo bym radziła. Jak już wcześniej pisałam kwestia 1-2kg różnicy w wadze jest dopuszczalna. Jeden dzień ważymy mniej a drugi więcej i tak może być na zmianę.

      Po drugie wcale nie wystarczy ćwiczyć i mało jeść. Trzeba jeść w odpowiednich godzinach i odstępach czasowych, bo co z tego, że zjesz mało jak tylko 3 posiłki... Przez to Twój metabolizm się spowalnia i dlatego nie chudniesz, a nawet organizm zbiera zapasy w postaci tłuszczyku.

      Inna sprawa to to że na początku drogi odchudzania spadek wagi może być szybki, niestety potem moze być trudniej i waga ustaje.. Ale da się ją zniwelować jeśli dalej będzie sie pracowało nad sobą.

      No i skąd pewność że odpowiednio się odżywiasz???
      Przejdź się do dobrego dietetyka, (tzn. takiego który nie wyjmie Ci diety z szuflady tylko odpowiednio nad Toba popracuje) być może popełniasz jakieś błedy i dlatego Ci sie nie udaje.

      Trzymam kciuki :))

      Usuń
  2. Ostatnio spotkała mnie podobna sytuacja. Dosłownie przez tydzień przestałam ćwiczyć, z dietą również było ciężko i 2 kg mi wróciły. :(
    To straszne, że na zrzucenie takich 2 kg muszę pracować ok 2 tygodni...

    OdpowiedzUsuń
  3. pamiętaj o tym że przytyjesz w tydzień a będziesz to zrzucać nawet miesiącami - smutna prawda :(( ale wiem jak się czujesz gdy waga stoi bo u mnie to samo i za nic w świecie nie chce się ruszyć pomimo różnych sposobów na przyśpieszenie metabolizmu.
    Lecz nie martw się prędzej czy później to wszystko minie chyba że jak koleżanka wyżej wspomniała masz problem z tarczycą. Trzymaj się kochana i powodzenia :*:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1kg czy dwa to też kwestia wody w organizmie itp.
      Nie ma się co martwić być moze za jakiś czas znowu będzie 2 kg w tył.
      No i zrucić 2kg można w tydzień i nie potrzeba miesięcy na to :))

      A jesli chodzi o metabolizm to przyspieszyć go można po przez regularne posiłki co 2-3 godziny oraz wysiłek fizyczny :)

      Usuń
  4. a wiesz czemu? założę się, że podświadomie wszystko psujesz. bo i tak nie wierzysz, że Ci się uda. nie jest łatwo pozytywnie myśleć, to trudna sztuka, ale do opanowania :)

    nie załamuj się tylko rób swoje, efekty przyjdą!
    i bez pesymistycznych myśli proszę!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Sama sobie odpowiedziałaś w tym poście- bilans kaloryczny to bzdura. Mi się wydaje, że ty zbyt intensywnie ćwiczysz. To przeszkadza, a nie pomaga w odchudzaniu. Organizm jest przeforsowany i mobilizuje wszystkie siły, by nie naruszać swoich zapasów.

    OdpowiedzUsuń
  6. Książkowe przykłady mają jak najbardziej wiele wspólnego z prawdziwym życiem - tylko do Ciebie to nie dociera. Teoria mówi: białko odchudza, węgle tuczą. Obniżanie kalorii tuczy. Obżeranie się weekendowe tuczy i jest objawem zaburzeń odżywiania. To wszystko mówi teoria i u Ciebie się realizuje. A ja nie jestem zdziwiona, pisałam Ci to we wcześniejszych komentarzach. Obruszałaś się, fukałaś, ale wyszło na moje. Jeśli chcesz mieć dni obżarstwa, to pożegnaj się z wymarzoną wagą, bo pogodzenie tych dwóch rzeczy jest po prostu niemożliwe, a marzenia o tym są marzeniem dziecka. Musisz potraktować siebie jako kogoś, kto jest chory na otyłość. Co oznacza, że tak jak uczulony na jajka nie może jeść jajek, tak Ty nie możesz robić sobie dni obżarstwa, na przemian z obniżaniem kalorii. Waga stoi, a przecież niedawno obniżyłaś kalorie, więc jak masz schudnąć, skoro dałaś organizmowi komunikat: uwaga, daję tylko 1000 kalorii, magazynuj każdy miligram tłuszczu i węgli na później. Organizm "pamięta" i tyje z powietrza, bo chwyta każdą kalorię "ze strachu", że znowu może mniej tych kalorii otrzymywać.
    A druga sprawa - ćwiczenia. Po pierwsze - mięśnie swoje ważą i mają też objętość. Po drugie - są badania naukowe, że ćwiczeniami NIE SCHUDNIESZ, nie obniżysz wagi. Owszem, ćwiczenia poprawiają kondycję, sprawność, giętkość i.... dobry humor, który działa jak czekolada i powoduje, ze nie chcesz zażerać stresu, masz endorfiny. Więc sprzyja chudnięciu - ale katowanie się na siłowni nic Ci nie da, co sama zauważasz. Dieta, dieta i jeszcze raz dieta, ułożona przez fachowca (dostosowana do Ciebie i tylko Ciebie, uwzględniajaca Twój tryb życia, wzrost, wiek i upodobania kulinarne) i trzymaj ją do końca życia. I cierpliwość, przeczekanie zastojów. Pisałam Ci, że obżeraniem się weekendowym tracisz przynajmniej miesiąc ciężkich wyrzeczeń. A kolejne powtórki z rozrywki mogą sprawić, ze nie tylko nie schudniesz już ani jednego kilograma, ale i wrócą Ci te, które straciłaś. Z głową, wszystko rób z głową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swięta racja!

      Usuń
    2. Są różne teorie co do węglowodanów i białka. Ostatnio np. czytałam, że dieta wysokobiałkowa działa tylko przez ok. pół roku, a potem organizm się przyzwyczaja.

      A poza tym nie miałam już skoku w bok więc jedna z Twoich "mówiłam, że tak będzie" nie zadziałała ;).

      Fakt faktem, nie łączyłam tego skoku 2 kg. z moją tygodniową dietą tys. kcal.

      Usuń
    3. Daj sobie spokój z wyszukiwaniem diet, skup sie na prawidłowym racjonalnym odżywianiu. Zmień nawyki żywieniowe na całe życie a będzie dobrze.

      Jednak zgadzam się że obżarstwa czy jak tam sobie to nazwiemy nie da sie połączyć z odchudzaniem. Wiem z własnego doświadczenia. Może zamiast tego warto od czasu do czasu zjeść to co się lubi ale odrobinę, zamiast poświecać na to parę dni. Wyjdzie to na dobre i nie będzie potem frustracji. :)

      Usuń
  7. mam to co Ty - ja nie wierzę, że kiedyś będę ważyć 70 kg, teraz codziennie walczę, by nie przytyć - może teraz też jesteś na tym etapie? Że będziesz musiała dbać o utrzymanie obecnej wagi?

    OdpowiedzUsuń
  8. kochana mam identycznie, weekend folgowania to start od nowa. Dlatego można sobie folgować ale z głową i nigdy na wieczór :) Mi na szczęście teraz waga spadła ale w ten weekend nie ostałam na laurach a tak bym pewnie znów wróciła do tego co zrzuciłam w tydzien :P I przede wszystkim nastaw sie pozytywnie, im bardziej ciśniesz tym większe gówno wyjdzie za przeproszeniem. Myśl o sobie jako o szczupłej osobie, czuj sie lekko i oczyśc myśli a zobaczysz efekt. Ja im bardziej zaczynam się frustrować, czuć się grubo czy nieatrakcyjnie automatycznie tyję i nawet twarz od razu wygląda o wiele gorzej.

    OdpowiedzUsuń