Nie był to pierwszy raz w mojej wielomiesięcznej karierze odchudzania, ale tym razem czułam, że było to zupełnie niepotrzebne i bez sensu. Być może dlatego, że włączyłam ostatni bieg i widziałam przed sobą prostą drogę - rzekłabym nawet autostradę - do swego celu.
Wczoraj to był jednodniowy postój na uboczu. Oczywiście znowu "dzień po" mam kaca moralnego. Bałam się, że rzucę dietę, przytyję i nigdy nie schudnę do upragnionej wagi. Poszłam jednak na ćwiczenia, potem do sauny i mogę ogłosić: znowu przełączam bieg na najwyższy!
W końcu to tylko i wyłącznie ode mnie zależy, nie?
dokładnie! damy radę:D
OdpowiedzUsuńWalczymy i do przodu! :)
OdpowiedzUsuńTrzeba dużo siły woli, żeby po przerwie wrócić do ' normalności '. Ja od 3 miesięcy jestem na ' przerwie ' i za nic nie mogę się pozbierać. Mam nadzieję, że tobie się uda.
OdpowiedzUsuńDodaję do czytanych.
you-have-to-be-strong.blogspot.com
Oczywiście, czasem trzeba pozwolić sobie na drobne słabości, by później wrócić na front silniejszym!
OdpowiedzUsuńJednodniowe odstępstwo to jeszcze nie przestępstwo ;) Gorzej jeśli tak już zostaje ;) Zatem gratuluję zebrania sił! I mogę szczerze powiedzieć: jestem z Ciebie dumna! Walczymy dalej :)
OdpowiedzUsuńkiedys tez myslalam ze takie odpuszczanie sobie nie wplynie negatywnie nie tylko na diete ale stan psychiczny; to nieprawda - trzeba trzymac sie wlasnych zasad i nie pobłazac sobie bo trudno jest wrocic na "dobra" droge :)
OdpowiedzUsuńkiedyś jeden dzień odpuszczenia równał się z całkowitym położeniem diety 'bo już się nie liczy', dobrze, że teraz jest inaczej. i fajnie, ze u Ciebie też : )
OdpowiedzUsuńja wrzucam od jutra, Droga CIAM! potoczyłam się trochę z górki na poboczu, ale wpycham się jutro na drogę i pędzę z Tobą..!
OdpowiedzUsuń