Kilka razy Ciam przechadzała się ulicami miasteczka trzymając za rękę faceta. Za każdym razem innego.
Wyglądamy jak urocza para zakochanych papużek świergocących do siebie słodko. Tulimy się do siebie czule, głaszczemy po ramieniu, patrzymy płomiennym wzrokiem, który jest niczym z płomieniami rzucanymi w łóżku i łapczywym, kompulsywnym wręcz obmacywaniem, bo nigdy nie wiadomo kiedy trafi się następna okazja na czułość.
Potem rozstajemy się i nigdy więcej nie widzimy. On nie pisze, ja tym bardziej. A jak napisze, to zdziwienie, które studzi zdrowy rozsądek: moja droga, to wciąż gra pozorów...
Niesamowite jest spotkać drugą, podobną do siebie osobę, która pragnie jednocześnie bojąc się bliskości. Sama kiedyś rzuciłam, że prędzej rozłożę przed obcym facetem nogi niż powiem szczerze czego się boję.
Jednodniowe związki. Ciekawe czy dużo takich jednodniowców widywałam na ulicy? CIekawe ilu jednodniowcom zazdrościłam płacząc do poduszki, że nikt mnie nie kocha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz