Góry skaliste, śniegi po pachy, pająki i niedźwiedzie grizzli - to nic w porównaniu z byciem w związku.
Znowu z weekendowych planów nici, Mason rozchorował się. Oczywiście jak na dorosłą, gotową na związek i zrównoważoną psychicznie kobietę płakałam prawie całą noc, że na bank już mnie nie chce i wymyślił chorobę żeby nie spotkać się. Smarkając w chusteczki obiecałam sobie, że następnym razem pochwalę się, że mam kogoś dopiero na ślubnym kobiercu.
Mason w między czasie napisał mi, że przyjedzie w niedzielę rano i ma nadzieje, że do tego czasu tabletki pomogą. Ja jednak wiedziałam już swoje i zaplanowałam wyjście w góry.
Sulphur Mountain to jedna z niższych gór w tej okolicy (niecałe 1,5 tys. m.), trasa szeroka jak autostrada, po drodze pełno turystów, więc zagrożenie spotkania niedźwiedzia niewielkie. Wchodziłam na szczyt rozkoszując się widokiem i od czasu do czasu spoglądając na telefon w nadziei na SMS. Po dojściu na szczyt i upewnieniu się, że zasięg jest wciąż obecny już chciałam coś mu napisać, że przecież obiecał, że przyjedzie itd., ale Mason mnie ubiegł.
Okazało się, że choroba nie minęła, gorączka, zapalenie, cuda wianki. Endorfiny po wejściu na szczyt dały o sobie znać - odpisałam, żeby nie przejmował się, bo tak myślałam, że nie przyjedzie i poszłam w góry. Widzimy się w takim razie za tydzień.
Jak na prawdziwą samicę alfa przystało nie potrzebuję faceta do bycia szczęśliwą ;). Mason za to stwierdził, że powinnam znaleźć sobie pracę w Calgary żebyśmy mogli częściej widywać się. Zresztą mogłabym tu żyć jakbym chciała.
Podczas schodzenia z góry humor całkowicie mi się poprawił. Przepiękne, zapierające dech w piersi widoki, łatwa trasa, nawet nie padało. No i Mason, który coraz częściej wspomina, że powinnam wyprowadzić się do Calgary.
Budowanie związku skojarzyło mi się z ciążą. W pierwszym trymestrze istnieje największe zagrożenie poronienia dlatego wszystkie objawy psucia się relacji traktuję jak zwiastun najgorszego. Do tego mam PMS (stąd te irracjonalne płacze ;))
Ostatni akapit trafiony! Miałam dokładnie tak samo. Długo nie odpisywał, coś mu wypadło akurat jak mieliśmy się spotkać,nie zrobił/powiedział/pomyślał dokładnie tego, czego oczekiwałam (co się akurat niezwykle rzadko zdarza)... Wszystko to pchało mi do głowy jednokierunkowe myśli - na pewno mnie nie chce, nie podobam mu się, poświęca czas innej. Głupie i często (myśląc racjonalnie) niedorzeczne, ale prawdziwe. Pierwsze 3 miesiące związku (i pierwsze wspólne wakacje) mamy za sobą i chyba powoli ta niepewność zaczyna zanikać ;) Życzę Ci, żeby tym razem się udało, ale fajnie, że potrafisz być szczęśliwa bez faceta :)
OdpowiedzUsuńChciałabyś kiedyś pojechać do Australii? :)
OdpowiedzUsuńAustralia jest w planach :)
UsuńNie wiem czy mój komentarz załapał błąd w cyberprzestrzeni czy masz zatwierdzanie -> TEST.
OdpowiedzUsuńA jednak zaliczył błąd w cyberprzestrzeni. Więc chciałam napisać, że najgorzej to kiedy pierwszy trymestr następuje w 8 roku "ciąży" :) okazuje się, że reakcje na niebezpieczeństwo są takie same jak w pierwszej fazie. Zbyt długo noszona ciąża... Najważniejsze to dotrzeć do etapu, w którym z nim czy bez niego, jesteś szczęśliwa i żyjesz dla siebie :*
OdpowiedzUsuńNo to fakt, poronienie w 8 miesiącu ciąży również występuje w naturze, chociaż wydaje mi się, że reakcja może być dużo gorsza, bo przecież nikt nie spodziewa się poronienia po takim czasie.
Usuń