Dziś mam ostatni dzień w pracy, dostałam mnóstwo prezentów, życzeń i dobrych rad (pamiętaj o gazie pieprzowym na niedźwiedzie!). Po imprezie pożegnalnej cały dzień leczyłam kaca. Ahh...pożegnania są trudne.
Teraz została część bardziej przyjemna, czyli jakieś tam zakupy i...szukanie znajomych w Kanadzie.
Jeśli chodzi o zakupy to po szybkim researchu cen w kanadyjskich sklepach dochodzę do wniosku, że niczego na zapas nie kupuję i biorę ze sobą stare, napoczęte kosmetyki do wykończenia, a potem zacznę stosować kanadyjskie. Ciuchy, plecak trekkingowy i jakiś nowy laptop też sobie darowałam, bo w Kanadzie ceny są w miarę podobne (albo mniejsze).
Co do nowych znajomości to tutaj pełno niespodzianek. Nie mogę jeszcze mówić o jakichś różnicach kulturowych, bo za krótko z Kanadyjczykami rozmawiam, ale wszyscy są dla mnie bardzo mili i chętni do pomocy. Generalnie w ciągu dwóch tygodni znalazłam z dziesięciu ochotników do podwózki mnie z lotniska, na szczęście sam boss po mnie przyjedzie więc muszę odmawiać.
Poza tym nasłuchałam się tyle komplementów, że obrosnę w piórka. Od takiej ilości słów uznania idzie zgłupieć i zastanawiam się czy Kanadyjczycy mają inny gust (w sensie lepszy), Polacy są wybredni, czy po prostu nasi rodacy nie są tak skorzy do komplementowania. Zresztą temat urody jest dla mnie bardzo ryzykowny i staram się nie przywiązywać do komentarzy na swój temat większej uwagi, chociaż komplementy są tak miłe...
Poza tym podrywy kanadyjskie wyglądają czasem równie topornie jak polskie. Wiadomości od napaleńców mają podobnie jak w Polsce różną postać, od bardziej dosadnych w stylu: "ładna jesteś, ruchałbym Cię", po bardziej subtelne: "czeka tu na Ciebie coś twardego do potrzymania".
Na szczęście wśród tego tłumu znajdują się perełki, które dodają mi otuchy, że w Kanadzie na pewno sama nie będę i zawsze mogę liczyć na ich pomoc i wsparcie.
Szybko, bo jestem nie na swoim komputerze - powodzenia w Kanadzie! Na pewno dasz sobie radę! ♥
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że Ci się udało...Pamiętaj, że Cię czytam, czekam więc na relacje od czasu do czasu...Dobrze robisz, powodzenia!
OdpowiedzUsuńCiam... właśnie tak samo jestem załamana, co cieszę się razem z Tobą..."załamana" bo zostawiasz mnie ;) ach, wpadniesz w wir nowej pracy, miejsca, klimatyzowania się, znajomości itd. zapomnisz o blogu i pisaniu (kocham Twoje posty, nawet te skłaniające się ku głębokiej refleksji, niekiedy melancholijne i smutne, kocham wszystkie) a cieszę się, bo kibicowałam od początku powstania tego pomysłu, myśląc: "Jesuuuu, jaka odważna Dziewczyna! Kanada? Sama? OMG..." oczywiście bardzo chciałam się z Tobą zaprzyjaźnić, ale...wydawało mi się, że masz dość swoich problemów/znajomych/koleżanek/spraw na głowie, żeby zawracać sobie mną głowę. niemniej jednak ciągle o Tobie pamiętam, zaglądam, komentuję (nie mylić z hejtuję/krytykuję) martwię się kiedy nie piszesz, a dziś! TAAAAAAKA niespodzianka! Trzymam kciuki! Życzę samych sukcesów! Pamiętaj o czytających! I ciesz się komplementami, bo... Kanadyjczycy są po prostu bardziej otwarci tzw. open mind. dlaczego? mają o wiele więcej słońca od nas, o wiele więcej związanej z tym radości z zycia i zwykłej, ludzkiej, bezinteresownej życzliwości. POWODZENIA Ciam!!!! :) uściski! Iza
OdpowiedzUsuńNie zostawię nikogo, lubię tutaj pisać. Jeśli przez miesiąc nie będę się odzywać to dlatego, że nie mam weny albo czasu :) A takie wiadomości jak Twoja tylko dodają mi poczucia sensu pisania, więc tym bardziej nie zamknę bloga.
UsuńTrzymam kciuki, dzielna jesteś :)
OdpowiedzUsuńZe słowami na temat urody to najlepiej robić tak, by negatywy spływały, a komplementy wchodziły w serducho :-) Nie trzeba odrzucać każdego słowa na swój temat... Trzeba wybierać te odpowiednie! :D
OdpowiedzUsuńDla mnie najlepszy podryw z GG to ten, jak facet do mnie napisał "Cześć. Mam pytanie - oceniłabyś coś dla mnie?" :D Chyba nie muszę mówić, co dostałam po odpowiedzi, że "Hej. Nie ma sprawy.". Dobrze, że nie dodałam "Wal śmiało!" :D
Buahahhah "wal śmiało" :D Bo siknę :D
UsuńNo ja od Kanadyjczyków też dostaje różne hmm...zdjęcia do oceny, ale nie komentuje tylko od razu przestaje się odzywać. Moim zdaniem w ogóle najlepszym wyjściem to nie komentować, nie krzyczeć ani już broń Boże nie odwoływać się do rozsądku, bo...jakiego rozsądku? ;)