poniedziałek, 3 listopada 2014

Wracam do początku

Myśli, które przewijają mi się w głowie są podobne do tych na początku odchudzania. Zataczam koło...

Dziś zastanawiam się między innymi nad swoją główną motywacją odchudzania. Jak być może pamiętasz, kiedyś pisałam, że moim cichym motorem napędzającym odchudzanie było znalezienie chłopaka. Być może rozczarowanie czymś na co niekoniecznie mam wpływ spowodowało, że wszystko się posypało. Mowa oczywiście o M.


A'propos M. Na całe szczęście zdystansowałam się do niego i nawet mogłam mu powiedzieć, że wydawało mi się, że niedawno ze mną flirtował. Odpowiedź znowu zbiła mnie z pantałyku. Otóż M. stwierdził, że zupełnie nie to miał na myśli i był po prostu...miły, a ja mam problem z interpretacją znaków. Na koniec zresztą M. przyznał, że takich idiotek jak ja ma więcej, wszystkie mentalnie kastruje i sprowadza do roli swoich przyjaciółek, a on biedny otoczony wianuszkiem fanek, nie rozumie dlaczego one wszystkie się na niego fochają (ok, nie przytaczam jego słów literalnie ;p). Wkurwiłam się nie na żarty i...wszystkie jego zalety zostały przysłonięte przez zalewającą mnie krew i trafiający szlag.

Do tej pory miałam chyba jakieś dziwne poczucie wyjątkowości (jedyna w nim nieszczęśliwie zakochana?), ale kiedy okazało się, że nawet w tym nie jestem wyjątkowa to...przestało mi na nim zależeć. Bum! Koniec dramatu. Kurtyna.

Z tą zalewającą mnie krwią i trafiającym co rusz szlagiem pojechałam wczoraj na Śląsk na groby dziadów, pradziadów i prapradziadów (!) ze strony mojego ojca. Modliłam się wyjątkowo długo do jednego prapradziada, do którego czuję ogromną sympatię i chyba nawet jego krew płynącą w moich żyłach, po tym jak usłyszałam, że był powstańcem, komunistą i uciekał przed sądem aż do Chin (od razu wyjaśniam ewentualne niejasności - nie, nie jestem komunistką ;)).

Wracając do dziadów. Stałam nad tymi grobami i błagałam ich, żeby dali mi mądrość w znalezieniu odpowiedniego chłopa, albo chociaż wybili mi to z głowy. No i żebym schudła. W zeszłym roku prosiłam o to żeby robili co trzeba i co uznają za słuszne w sprawie M. bo jestem załamana...po roku doczekałam się, więc liczę na nich i w tej sprawie. Swoją drogą moi przodkowie muszą mieć ze mną przerąbane, wiecznie przyłażę i czegoś od nich chcę ;).

Po zapaleniu świeczek pojechałam z ojcem do ciotki i kuzynek na kluski śląskie. Jedna z kuzynek jest do mnie chyba podobna z charakteru, czyli "śląska dziołcha", dosadna, zabawna i bardzo otwarta, ale i czasem wybuchowa. Zastanawiałam się dlaczego taka fajna, bardzo inteligentna i otwarta babka po trzydziestce nie może sobie znaleźć męża. Zasępiłam się nad kluskami i doszłam do wniosku, że albo brak seksapilu i kumplowskie zachowanie do wszystkich mężczyzn, albo jest za fajna i za mądra, więc odstraszająca facetów. Płynnie oczywiście przeszłam do siebie i stwierdziłam, że ja to na pewno jestem pozbawiona uwodzicielstwa, bo o spore przewyższanie facetów inteligencją bym siebie nie posądzała, zresztą znam inteligentne dziewczyny, które mają facetów. Właściwie, jak facet mi mówi, że jestem wyjątkowo mądra to zastanawiam się z kim do tej pory rozmawiał, bo ja znam tylko takie jak ja.


W domu zrobiłam szybki research i zapytałam wujka Google, dlaczego faceci widzą we mnie tylko koleżankę. Sobie odpowiedziałam, że to dlatego, że sama u mężczyzn najpierw szukam przyjaciela, ale wujek nie pozostawił mi złudzeń i podrzucił kilka artykułów, w których dużo mężczyzn pisało, że jeżeli masz zainteresowania i trochę oleju w głowie to może chodzi o...wygląd i trzeba po prostu wziąć się za siebie (ładnym i mądrym zostało obniżenie wysokich wymagań).

Momentalnie łzy mi stanęły w oczach i zaczęłam myśleć, że no pewnie, żeby ktoś w ogóle zainteresował się mną, muszę schudnąć, inaczej to wszyscy będą mnie traktowali jak kumpelę, im szczuplejsza tym jestem bardziej pewna siebie, więc zaczynam już od dziś i w Kanadzie jakoś to pójdzie, znajdę faceta, wszystko się ułoży, będzie...



Stop. Znów formułuje sobie zewnętrzną motywację. Zadałam więc sobie pytanie: gdyby teraz stanął przede mną jasnowidz (hipotetycznie mówiący prawdę i tylko prawdę :P) i powiedział: "nie znajdziesz faceta, nawet jeśli będziesz wyglądać jak modelka" to co by było powodem odchudzania? I czy w ogóle wtedy chciałabym schudnąć?

Pierwszą odpowiedzią, która by każdemu nasunęła się to oczywiście zdrowie. Gorzej, jeśli chora nie jestem i jakoś żadna z dalekich i możliwych chorób mnie nie straszą. Po prostu zdrowie to nieoceniona zaleta, ale mnie - jako osobę zdrową - nie motywuje. Nie staje się wielkim pragnieniem i moim "dlaczego". Pragnienie za to znalazłam w swoim hobby.


Chcę schudnąć, aby bez problemu, szurania kolanem po brzuchu i straszliwej zadyszki wspinać się po górach, nauczyć się nurkowania, pojechać na kilku- dniową/tygodniową wyprawę rowerową (samodzielną), nauczyć się jazdy na nartach w Kanadzie (za horrendalnie wielkie pieniądze wpłacone pośrednikowi będę miała możliwość nauki jazdy na nartach i snowboardzie), a także w końcu wybrać się na piechotę do Santiago de Compostela drogą św. Jakuba.

To są moje nowe powody odchudzania i teraz zamiast ważyć się i mierzyć, będę podnosić wydolność/gibkość i sprawność. Pal licho urodę i męża.

8 komentarzy:

  1. dokładnie. ostatnie zdanie najbardziej trafne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wreszcie sensowna motywacja!
    Nie przejmuj się tym, że za wiele od praprzodków oczekujesz. Oni to uwielbiają:)).
    Oczywiście nic za darmo, trzeba się solidnie opłacić ...modlitwą:))).

    OdpowiedzUsuń
  3. To moim zdaniem właściwa motywacja. Trzeba się odchudzać dla siebie, a nie dla innych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to są slogany, które każdy powtarza, ale mało do kogo to dociera :P "dla siebie" nie umiałam znaleźć odpowiednio wielkiej motywacji, ale teraz już to czuję. Moje obecne "dlaczego" jest równie silne jak te poprzednie :) Czuję ekscytację! :)

      Usuń
    2. Popieram ! Odchudzamy się dla siebie :) Ale jak komuś możemy zrobić tym uciechę to satysfakcja razy dwa ;) Pozdrawiam,

      Usuń
    3. Ja "dla siebie" nie umiem. Na chwilę obecną odchudzam się dla lepszego seksu. Wiem, wiem - powód z dupy, ale na mnie działa. Lepsza kondycja i wydolność to lepsza przyjemność.:P Musisz zacząć modlić się do św Tadeusza Judy. Miłością do niego zaraziła mnie babcia, która potrafiła wymodlić u niego wszystko. Zawsze z pobłażaniem traktowałam jej opowieści na temat jego cudownych zdolności, aż sama kilka razy, kiedy byłam w różnych fatalnych sytuacjach "bez wyjścia", prosiłam go wzorem babci o pomoc i zawsze udawało mi się pokonywać trudności. Nie jestem jakaś super religijna, ale św Tadeusza Judę po prostu wielbię :D

      Usuń
    4. Wbrew pozorom ja w ogóle nie jestem religijna :P

      A dla lepszego seksu to spoko motywacja, która w moim przypadku nie działa, bo nie mam z kim się bzykać - to raz. Dwa - taka motywacja powoduje u mnie negatywne myśli, że teraz po prostu nie nadaje do seksu, nikt mnie nie pokocha i żeby mnie ktoś kochał to musze być szczupła. Moja psycholka wytkneła mi, że to bardzo przedmiotowe traktowanie siebie dlatego teraz chce świadomie odchudzać sie z pozytywnym nastawieniem do siebie i świata bez skupiania sie na tym, że świat jest okrutni a faceci wolą szczupłe :P

      Usuń
    5. Jak nie mam przy sobie swojego chłopa, to bzykam się z arsenałem przyrządów, które mam pod łóżkiem - polecam :D

      Usuń