czwartek, 18 lipca 2013

Jak mi się żyje samemu

Niedawno byłam u swojego ulubionego fryzjera i poza zachwytami długością i jakością moich włosów (to on mi robił keratynowe prostowanie), opowiedziałam mu o swojej wyprowadzce.

Pełna radości zaczęłam mówić, że wyprowadziłam się do kawalerki i jestem szczęśliwie sama. W. stwierdził, że on by tak nie mógł, bo ktoś musi się w domu kręcić. Wygląda na to, że jestem typem samotnika, bo ja w swoim m1 czuję się doskonale i w życiu bym nie wróciła do rodziców.

Tak to jest, człowiek całe życie żył jak żył, a kiedy wyrywa się z dotychczasowego marazmu to dziwi się, że tyle mógł wytrzymać...

Oprócz cudownej ciszy, nieskrępowania i możności robienia wszystkiego czego się zapragnie, odnowiłam swoją pasję - eksperymentowanie w kuchni. U rodziców w domu nie mogłam za bardzo eksperymentować, bo zaraz mi zaglądali do garów, krzyczeli na burdel w kuchni itd., więc dawałam sobie spokój i na szybko gotowałam kurczaka i zajadałam pokrojonym pomidorem.

Teraz cała kuchnia należy do mnie!

(no właśnie, brakuje mi do szczęścia piekarnika :( )

Moje eksperymenty pojawiły się z powodu konieczności unikania jajek i nabiału. Pierwsze co zrobiłam to mleko sojowe (niestety chyba dodałam za dużo wody i wyszło takie sobie...), potem to mleko zsiadło, więc teraz zrobiłam tofu (w odróżnieniu od mleka jest przepyszne i jutro poszukam jakichś ciekawych przepisów!), poza tym z okary (pozostałości soi po zrobieniu mleka) zrobiłam...sernik na zimno. Jutro będę testować :D.

Do standardowego repertuaru swojego menu dodałam chleb własnego wypieku i dżem własnej roboty.

Z tego wszystkiego najlepsze jest to, że moje jedzenie jest przepyszne i jednocześnie dietetyczne, bo nie używam cukru ani tłuszczu. Jeżeli okaże się, że faktycznie jestem uczulona na jajka i powinnam unikać nabiału to nie będę płakać. Nawet się ucieszę, bo poszukiwanie nowych, ciekawych przepisów jest dla mnie bardzo inspirujące.


Nawet myślałam o tym, żeby zostać przy tej oszukanej diecie wegańskiej (oszukanej, bo jednak jem mięso...), albo nawet w ogóle przejść na weganizm, chociaż trochę boję się tej soi, bo czytałam, że nie powinno jej się tak często jeść. No zobaczymy. Na razie pełen zachwyt, relaks i zabawa :D

6 komentarzy:

  1. Mieszkanie samemu ma swoje niewątpliwe uroki. Ja nigdy nie miałam okazji wypróbować, bo najpierw mieszkałam z rodzicami, wprawdzie w dużym domu, ale jednak, a później wyprowadziłam się na swoje, ale już z chłopakiem. Ciekawe jak to jest być zupełnie samemu w domu?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też może będę mieszkać sama, będzie to dla mnie niesamowicie nowe i straszne ale mam nadzieję, że jakoś sobie poradzę :D w końcu wszystko jest dla ludzi :)

    Takie eksperymenty w kuchni to fajna sprawa, czasochłonna ale fajna, jeżeli lubisz to powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja uwielbiam mieszkać sama. Zazdroszczę Ci :) Miałam to na studiach, teraz wróciłam do rodziców, ale już niedługo wyruszam do własnego mieszkanka :) I nie mogę sie doczekać tej chwili :D

    Ciesz się! Bo to super sprawa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj, ja jestem weganka. Polecam ;). Na stronie puszka.pl znajdziesz mnóstwo świetnych przepisów. Dominika

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej :P ja jestem weganka i nie jem soi woogle hehe :P no prawie woogle :P nie lubie jakos i nie jem :P a jem duzo roznych rozmiatych rzecyz od pysznych boiadow po pyszne i zdrowe slodycze itp :P

    tutaj strona vegespot.pl
    fajne przepisy sa rowniez na stronie pincake.pl oraz weganska rozpusta :P
    polecam i pozdrawiam :P
    Weganka23

    OdpowiedzUsuń