Na pierwszy rzut oka ludzi klasyfikuje się ze względu na wygląd. Ten chudy, ten gruby, tamten biały, a ten tu czarny. Gdzieś tam widzimy rudego, zezowatego, z kręconymi włosami czy niebieskimi oczami.
Wyższy poziom jazdy to pierwsze wrażenie, charakter. Ta zabawna, ten zamknięty w sobie, ci poważni.
Gdyby zamknąć nas w te klasyfikacje, łatwo byśmy dobierali się w grupy podobnych do siebie osób. Wysocy i poważni z wysokimi i poważnymi, weseli z wesołymi itd. Łączyć może też hobby. Relacje z najbliższym mi otoczeniem pokazują jednak, że to nie wszystko.
Pracuję w pokoju z sześcioma zupełnie różnymi (jak to w życiu bywa) osobami. To moje najbliższe otoczenie przez jakieś osiem godzin dziennie. Na jedną z dziewczyn ciągle warczę (eh, wstyd przyznać), z inną ciągle śmieję się, kolejna jest miła, ale czasem walczę z irytacją, następna jest mi obojętna, inną bardzo lubię, ale ona chyba czuje do mnie dystans, ostatnia za to żadnej z nas nie lubi ;). W szóstkę (ta jedna separuje się od nas) tworzymy team wspaniałych kobiet, które chodzą ze sobą na obiad i dyskutują na każdy temat. To co mnie zastanawia to relacje pomiędzy nami wszystkimi.
W większości jesteśmy wrażliwe i wyczuwamy nastroje innych czy mniej lub bardziej wnikamy wgłąb siebie. Jedna z nas ma szczególny dar i dzieli się swoimi spostrzeżeniami. Uważa ona, że niewidzialna nić porozumienia jest między dwoma dziewczynami, z których z jedną najbardziej się dogadywałam i uważałam, że to właśnie ona jest moją bratnią duszą. Poczułam się odrzucona i samotna i zaczęłam zastanawiać się, to kto właściwie mógłby zostać moją bratnią duszą.
Co do bratnich męskich dusz, często dokonywałam pomyłek. Myślałam, że nim jest M., dlatego na początku entuzjastycznie do niego podchodziłam, a później poczułam się tak zraniona i odrzucona, że długo dochodziłam do siebie. Niedawno zresztą moja wspaniała koleżanka przeżyła kolejne rozczarowanie miłosne, tym mocniejsze, że też myślała, że znalazła w końcu tego jedynego, z kim doskonale dogadywała się.
Ostatnio zresztą u psycholki wyszedł temat M. Nie rozmawiałam jeszcze z nią na jego temat, bo czuję, że jeszcze nie mam dość siły i odwagi, by stawić czoło demonom przeszłości. Wczoraj jednak wpadłam na pomysł jak tłumaczyć takie pomyłki.
Otóż gdzieś w środku nas drzemią różne gatunki zwierząt. Ja jestem tygrysem (potwierdza to mój horoskop chiński :P) i M. mogłam pomylić z nie wiem, wilkiem czy innym lisem. Mogłam się pomylić? Mogłam! Swój gatunek ciężko określić, a co dopiero czyjś. To, że wilk nie chciał tygrysa to nie dlatego, że tygrys jest zły (wprost przeciwnie! Fuckin majestic!), tylko po prostu...nie ten gatunek.
Uff...jaka ulga.
Czasem długo się do takiej wiedzy dochodzi. Przynajmniej jesteś "do przodu":).
OdpowiedzUsuńbardzo fajny post. Ja pracuję z najróżniejszymi ludźmi i narodowości i czasami jest to fajne jak każdy jest inny a czasami irytujące :)
OdpowiedzUsuńP.S Dawno mnie u Ciebie nie było , czas nadrobić zaległości . Pozdrawiam :)