Mam taką jedną przyjaciółkę. Znamy się od małego i widzę, że z wiekiem osiąga stadium iście stoicki. Nie wkurwia się na rosnące rachunki, nie złorzeczy Bogu za niską wypłatę, ani w ogóle nikomu na nic się nie uskarża. Czasem delikatna zmarszczka pojawi się na jej czole przy spalonym obiedzie czy rozlanej kawie.
Po drugiej stronie jestem ja. Spalony obiad - katastrofa. Strata pieniędzy, czasu i głód przez co najmniej najbliższe pół godziny. Wylana kawa - katastrofa! Trzeba sprzątać, prać, myć. Niska wypłata - KATASTROFA!!! Za co kupić sukienkę, nowy stanik sportowy i polecieć na spontaniczne wakacje? (najlepiej wszystko za jedną wypłatę). Cholera, permanentny stan malkontencki.
Cały czas czegoś mi brakuje, coś mi przeszkadza i powoduje, że nie mogę sobie znaleźć miejsca, chyba, że następuje w moim życiu spektakularna zmiana, która absorbuje moje myśli. Tak było do niedawna. Nowy trener, nowy psychol, do tego nowy rok. Od jakiegoś tygodnia jednak znowu czuję dziwny niepokój w sercu. Trudno go nazwać, ale czuję silny pociąg do zmiany i odczucia nowych emocji. Najchętniej spakowałabym się i wyjechała w siną dal, albo zrobiła coś nowego, spontanicznego, niecodziennego, wyskokowego (a w tle już widzę wybuchy i fajerwerki) byle zagłuszyć ten okropny stan marazmu.
Nawet dieta zaczęła mi ciążyć, bo stwierdziłam, że przeszkadza mi w życiu towarzyskim, a poza tym zjadłabym coś nowego, a nie na okrągło te płatki owsiane i pierś z kurczaka.
Psycholka daje mi do zrozumienia, że uciekam od przykrych emocji, a to jest zachowanie nałogowe. Tylko jak cholera wytrwać z owsikami w tyłku i sercem rwącym się do nie wiadomo czego?
Ps. Znalazłam rozwiązanie. Wychodzę do pubu na colę light (przecież mogę być kierowcą, nie?), nie dam się diabełkowi, który mówi, że przez dietę moje życie towarzyskie zamiera. Zwłaszcza, że bez diety, przez poczucie beznadziejności, moje życie towarzyskie jest po prostu martwe.
Dlaczego ciągle jesz to samo? Nie wiem jak Ty, ale ja uwielbiam gotować i ciągle przygotowywać lub wymyślać coś nowego i mimo coraz większej ilości produktów, których się nie tykam, brakuje mi czasu na przygotowanie i spróbowanie wszystkiego, co mam w planach zrobić.
OdpowiedzUsuńA ochota na coś nowego hm chyba nie do końca wiem jak to jest, bo ja raczej nie lubię zmian, nie mniej wiem jak to jest kiedy wszystko wkurza i wydaje się zwyczajnie bezsensowne. Wtedy zazwyczaj najszybiej jak to możliwę idę biegać. Zauważyłam, że daje mi to poczucie spokoju i chęci do życia, napędza mnie i nie pozwala stracić równowagi. Warto mieć coś takiego ;)
A tak marudzę, bo miałam ochotę na coś słodkiego ;).
UsuńDla mnie bieganie to nic spektakularnego, bo codziennie to robię, raczej serce rwie mi sie do podróży, ale ze względów finansowych muszę moje podróże ograniczyć :(
Też ostatnio miałam ochotę na słodkie, a dokładniej na daktyle, morelki suszone, czy banana, ale wszystko mi się pokończyło i wariowałam przez niezaspokojoną potrzebę słodkiego, zapychając się wszystkim innym, a następnego dnia zauważyłam, że jednak miałam jeszcze paczkę daktyli :D
UsuńNo właśnie nie chodzi o to, że masz biegać, tylko znaleźć coś co Cię kręci w ten sposób jak mnie kręci bieganie :) Jeśli nie podróże, to pozostaje Ci wymyśleć coś mniej kosztownego :p
wymyślić* ;)
UsuńPodróże piesze i rowerowe są prawie za darmo :D
UsuńPowiem Tobie o czymś, co sama niedawno odkryłam. Otóż od jakiegoś roku każda mała rzecz była zaraz tragedią. Tak samo rozlanie mleka, niespodziewany wydatek albo syf w domu powodują u mnie odruchy wymiotne i mam ochotę zwinąć się w kłębek, leżeć i płakać. Spadła też moja produktywność (zanim otworzę książkę i nauczę się czegoś na studia mija wiele godzin przeglądania stron internetowych). Długo zastanawiałam się co może być powodem takich reakcji skoro jeszcze całkiem niedawno prawie nic nie było mnie w stanie wyprowadzić z równowagi. Zastanawiłam się co takiego zdarzyło się w moim życiu i doznałam olśnienia. Ze względu na nową pracę, przeprowadzkę, zajmowanie się zwierzęciem i problemami z wizą mojego chłopaka jestem narażona na ciągły stres. Żyję w niepewności i jestem przygotowana na to, że za chwilę się obudzę, a potem dostanę jakąś rażącą wiadomość. Jedyny sposób na zapomnienie o problemach to znalezienie powodu złego humoru. Jest mi smutno ponieważ poplamiłam pościel sosem czy dlatego, że chciałabym mieć nowy komputer a mnie nie stać? Jasne, nadal się trochę stresuję, ale uczę się też czerpać przyjemność z rzeczy, które MUSZĘ zrobić. Jeśli już wpadam w rytm nauki to mogę siedzieć z książką godzinami i chcę to robić bo jestem bardzo zadowolona z faktu, że się przemogłam.
OdpowiedzUsuńZ tego co opisujesz to wcale nie masz lekko, a przecież i tak dzielnie to znosisz. Może chodzi o to, że jeśli nie masz czasu załamać się nad całokształtem życia to szukasz ujścia emocji. Zdaje Ci się, że chcesz płakać z powodu rozerwanego zamka od kosmetyczki, a tak naprawdę płaczesz bo w tym momencie chciałabyś już siedzieć w Kanadzie. Przecież wiesz dobrze, że to się stanie i ta niska wypłata albo spalony obiad to tylko jeden rozżarzony węgielek po którym musisz dojść do celu. Jesteś silną kobietą Amciam. Ja Cię podziwiam i staram się czerpać inspirację z twoich przemyśleń.
Dziękuję! Apropos Kanady zdradzę, że dzieje się! Jak tylko będę wiedziała coś więcej to skrobnę notkę :)
UsuńBardzo się cieszę! Powodzenia!
Usuń