poniedziałek, 2 grudnia 2013

A gdyby tak...

Po piątkowym ważeniu z którego wynika, że "schudłam" uwaga, uwaga: 100 g. pomyślałam: a gdyby tak pogodzić się z myślą, że już więcej nie schudnę i...żyć dalej?

Lekarze na pewno nie byliby zachwyceni. Według BMI jestem otyła i powinnam szybko schudnąć, bo inaczej śmierć na miejscu. Inna sprawa, jak ten wskaźnik ma się do naszego ogólnego zdrowia. Czy otyły mężczyzna ważący dajmy na to 90 kg. przy wzroście 1,75 m. i którego jedyną aktywnością fizyczną jest przejście z fotela na kanapę jest równie zdrowy jak ważący tyle samo sportowiec? Według BMI tak. Oboje są otyli i oboje muszą szybko schudnąć.

Wracając do tematu lekarzy. Kilka miesięcy temu poszłam do lekarza medycyny pracy, który robił mi rutynowe badania (w tym sprawdzał ile ważę) i zadawał standardowe pytania, w stylu jak się czuję. Najlepsze jest to, że na koniec tej rozmowy lekarz...pogratulował mi zdrowia. Po raz pierwszy w życiu doktor stwierdził, że jestem osobą w pełni zdrową i nie trzeba mi mówić: Jezus Maria, niech Pani szybko schudnie, bo inaczej zawał i cukrzyca. 

Od tamtej pory niewiele zmieniło się pod względem mojej wagi i zdrowia. Na pewno mam więcej mięśni i lepszą kondycję. Trójglicerydy, ciśnienie, tarczyca i hemoglobiny w normie. Cukier na czczo mam lekko podwyższony, ale u mnie to rodzinne, zresztą czytałam, że najczęstszą przyczyną otyłości jest zaburzenie metabolizmu insuliny. Jak widać - w końcu doszłam do tego, co jest przyczyną mojego problemu.


Boję się trochę tego cukru. Latem organizmowi dałam lekko w kość mając napady obżarstwa i zajadając smutki ciastkami/ lodami. Poza tym miałam wahania cukru we krwi, rano ADHD, po obiedzie śpiączka. Teraz na szczęście ostatni powód do smutku został jakiś czas temu wykopany z mojego życia (z czego jestem mega dumna!!!), a słodycze ostatnio jadłam dawno temu. Oczywiście nie ma co zwalać winy na sercowe rozterki. Więcej tak się złapać nie dam :).

Nad wyglądem wciąż pracuję, ale powoli zaczynam godzić się z myślą, że nigdy w życiu nie będę wyglądać jak modelka w bikini. Może nawet do końca życia będę miała nadwagę i wystający brzuch? Ale czy to źle? Dużo osób mi mówi, że świetnie wyglądam, faceci się oglądają, kilka osób nawet stwierdziło, że tyle ile schudłam już wystarczy. 

(hyhy, nie mogę z tego psa XD)

Nie znaczy to oczywiście, że wracam do starych nawyków żywieniowych. Mam takiego pecha, że muszę uważać na cukier jeśli nie chcę dostać cukrzycy. Najważniejsze jednak by dobrze czuć się ze swoją dietą. Ja ze swoją czuję się rewelacyjnie, znowu nie jestem głodna, jem sporo i tłusto (tłuszcz syci! Jedz tłusto!), a wiedza na temat zdrowej żywności powoduje, że nie popełniam błędów w stylu jogurt owocowy light, czy pseudozdrowe płatki fitness. 

Problemem wciąż jest strach przed zbyt dużą ilością kalorii. Zjadam spory kawałek wędzonego łososia, a potem w głowie: "o Jezu! To ma miliard kalorii! Na bank przytyję!" Dalej boję się przekraczać pewnej granicy i mimo wszystko jem poniżej 2 tys. kcal, chociaż według magicznych przeliczników powinnam palić ponad 3 tys. kcal dziennie. Ale spokojnie, staram się jeść jeszcze więcej, żeby rozruszać metabolizm, który po 1,5 roku diety jest trochę wolniejszy. Może też dlatego waga mi stoi? 

(To ja po zjedzeniu tego łososia, jak stwierdziłam: a pieprzyć te kalorie!)

Odchudzanie, zwłaszcza osoby otyłej, jest rzeczą bardzo trudną. Nawet bardziej niż myślałam, a im więcej czytam o odchudzaniu, tym częściej zastanawiam się nad skutecznością diet. Sporo osób pewnie wie, że odsetek otyłych, którzy trwale schudli, jest niewielki. Mi na razie udaje się utrzymać swoją wagę po tym największym schudnięciu sprzed roku. Wiadomo, były skoki - raz w górę, raz w dół, ale najważniejsze - nie przytyłam. Zresztą schudnięcie nawet kilku-kilkunastu kilogramów jest sukcesem i mocno poprawia zdrowie.

Teraz myślę, że dobierając odpowiednie produkty żywnościowe, dzięki którym żyję w harmonii z własnym ciałem i które dostarczają mi wszelkie potrzebne składniki oraz które nie podwyższają za mocno poziomu cukru we krwi, na pewno w końcu schudnę, a jeśli nie - tak czy siak będę cieszyła się dobrym zdrowiem.

To zdjęcie było zrobione w maju. Niewiele się zmieniłam od tego czasu :P

13 komentarzy:

  1. Najważniejsze, że jesteś zdrowa. Jeżeli faceci się za Tobą oglądają, nie głodzisz się, masz dobrą kondycję to nic, tylko się cieszyć! :)
    Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro odnalazłaś swoją drogę w jedzeniu, które nie tuczy a w perspektywie pozwoli schudnąć, choć idzie opornie - to już naprawdę dużo.
    Czytam Cie od dawna i lubię to robić, z racji tego pozwalam sobie prosić Cię o zdjęcie w ubraniu -tak jak zwykle się ubierasz, oczywiście bez twarzy z wiadomych względów;) ciekawa jestem jaki styl preferujesz, co nosisz i jak wyglądasz "ubrana" ;)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Zobacz jak to dobrze, że możesz mieć skłonność do cukrzycy-b.poważnej choroby z powikłaniami. Dzięki temu świadomie jesz i schudnięcie jest mądre i stopniowe. Nie wszyscy do tego dochodzą a Tobie się udało. A zawirowania sercowe już niestety takie są, że burzą spokój, najważniejsze żeby potem wrócić do siebie. Twój blog czytam stale i z przyjemnością. Sama schudłam ok. 26 kg

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak piszesz, że faceci się już za Tobą oglądają, że też tak jak przedpiszący jestem ciekawa jak wyglądasz. Gratulacje i powodzenia w dalszych wysiłkach. Nie ustawaj nie ustawać, Ale czytając o Twojej konsekwencji w ćw. to nie muszę Ci tego życzyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolałabym pozostać anonimowa, więc twarzy tak czy siak raczej nie pokażę. Postaram się wrzucić jakieś fotki z niedawnego wyjazdu :)

      Usuń
  5. Nie ma się co dziwić, że się oglądają :) dzięki za taką szybką reakcję.


    tu Anonimowy 1 grudnia 2013 21:21

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://static.comicvine.com/uploads/original/11111/111119363/3467518-happy-oh-stop-it-you-l.png :P

      Usuń
  6. Ciam, Słońce, dokonałaś tak wiele, wykonujesz olbrzymią pracę, ty już "jestes zwycięzcą!"... zmieniłaś sposób odżywiania, styl życia, masz w sobie zapał, jesteś zdrowa i (jak widać) świetnie wyglądasz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestesmy niewolnikami tych pieprzonych kalorii. Z jednej strony rozum (i zdobyta wiedza) mówi mi jedz więcej i częściej, z drugiej - opór przed zbyt dużą ilością kalorii, z kolejnej strach, że jak zacznę jeść to nie przestanę...

      Usuń
    2. No, ale tak prawdę mówiąc ciężko jest zdrowo przejeść te 3 tys. kcal jak mi wyliczają wszystkie przeliczniki. Ktoś może mi doradzić - polewaj wszystko oliwą. Ale wbrew pozorom oliwa też syci. W ogóle jak zjem coś tłustego to potem długo nie chce mi się jeść i naprawdę - rzadko zdarza się, że zjem więcej niż te 2 tys. kcal. Wszystko co zdrowe i kaloryczne powoduje, że nie mam ochoty na nic ;)

      Usuń
    3. A może nie ma sensu na siłę jeść więcej? Natura tak to sobie wykombinowała, że nasz apetyt ma się dostosować do tego ile nasze ciało potrzebuje. Niestety, zachwialiśmy ten mechanizm wcinając od dzieciństwa cukry, rafinowane węgle i żywność coraz bardziej pełną chemii zamiast wartości odżywczych. Jesz od dłuższego czasu zdrowo, może apetyt wraca na właściwe tory?

      Usuń
  7. Chciałam tylko napisać, że doskonale wiem co to znaczy zapętlić się w ćwiczeniach i odchudzaniu. I rozumeim co czujesz gdy piszesz o braku efektów przy włożonym nakładzie pracy. Sama doszłam do takiej paranoi w utrzymaniu wagi, że kompletnie nie wzięłam pod wuag e tego, że rośnie mi masa mięśniowa i to ona zaczyna ważyć a nie ja tyć. patrząc na jedzenie przeliczałam kalorie. Nie miałam radości ani z ćwiczeń ani z jedzenia. Zaczęły się problemy ze snem, depresja a ja nie zauważyłam, że w trakcie ćwiczeń bolą mnie kości bo zaczynają paskudnie wystawać.
    dzisiaj staram się z tego wyplątać. Zwiększyłam porcje jedzenia, mniej ćwiczę ale ciągle uważam na jakość jedzenia.
    uważaj na siebie Ciam:)

    OdpowiedzUsuń