niedziela, 22 grudnia 2013

Głęboki relaks, przedświąteczny błogostan

Nie tylko mi święta kojarzą się ze stresem, generalnym sprzątaniem i nocowaniem w kuchni z garami. Na samą myśl o świętach włos mi się jeżył na głowie.

Będąc o psychologa, ta życzyła nam (w sensie mi i siostrze) spędzenia tegorocznych świąt możliwie jak najspokojniej. Ja jednak wówczas wiedziałam swoje - oj, będzie ciężko. Teraz jednak odczuwam głęboki spokój i takie pogodzenie ze światem, że mam ochotę tulić się do drzew i ubrana w białą sukienkę oraz wianek na głowie rozdawać ludziom kwiaty (no dobra, nie ta pora roku. To może chociaż ubrana w biały płaszcz i futerkową czapkę rozdawać kubki z grzańcem i pierniki?)


Po historii z M. zszedł ze mnie taki stres, że obecnie śpię po 8-9 godzin, a czasem robię sobie popołudniowe drzemki. Budzę się zrelaksowana, a że mamy weekend to jeszcze sobie dogadzam książką. Jeśli chodzi o przygotowania świąteczne, to i owszem, nie dezerteruję. Usmażyłam krokiety, grzyby w cieście (nie przejmuj się, mało kto zna tę tradycję), a w wigilię zamierzam lepić pierogi i uszka. Ze świątecznych porządków zrobiłam na razie kuchnię i łazienkę, a pokój zamierzam...jak mnie najdzie ochota.

Właśnie ta niewymuszoność i totalny luz są dla mnie zupełną nowością i po raz pierwszy od dłuższego czasu...czuję magię tych świąt. Nawet dekoracje świąteczne kupiłam. Owszem, nie łudzę się, że nagle w domu rodzinnym wszyscy będą rozradowani i śpiewali kolędy, ale myśl, że zawsze mogę uciec do swojego mieszkania powoduje, że nie boję się, że mogę się zdołować i płakać w łazience (jak to robiłam w zeszłym roku).

Niedawno miałam zamiar napisać dołującego posta, że właśnie mija mi sześć lat (albo siedem, pogubiłam się w obliczeniach) odkąd jestem sama. Teraz jednak myślę sobie - no i co z tego?

Co to da, że będę się stresować, litować nad sobą i szukać u siebie wad, które tłumaczyłyby dlaczego nikt mnie nie chce? Najważniejsze, że mam przyjaciół, a faceci - jak to mój kolega stwierdził - po prostu nie są w stanie mnie ogarnąć ;). Poza tym nie ma co zastanawiać się, że totalnie zdziczałam i będę miała problem z zaufaniem, bo jak to będzie Mr Right to żadnego zdziczenia ani braku zaufania nie będzie. U niego też nie. A co jeśli nie ma dla mnie Mr Right'a? Cóż, tyle lat sobie bez niego radzę, to i pewne kolejne poradzę.


4 komentarze:

  1. Gdy człowiek troszkę sobie odpuści, okazuje się, że Święta wcale nie są takie znów straszne:-))).

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie piszesz,inteligentnie..tak,jak lubię.Pozdrawiam świątecznie,bedę tu wracać.Miłych Świąt:)
    Ewita.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudownie, że w tym roku trochę sobie odpuściłaś i jesteś szczęśliwa! Tak trzymaj :)
    Magicznych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam parę Twoich wpisów z 2012 i postęp jest b.widoczny. Gratulacje! Wracam stale z przyjemnością do Twojego bloga . k

    OdpowiedzUsuń