środa, 4 lipca 2012

Ciężki żywot grubasa w sklepie z ciuchami

Są różne rodzaje grubasów. Jedni są wstydliwi i ubierają się w workowate stroje by - jak myślą - zakryć wszystkie fałdy i kilogramy, inni znowu przeginają w drugą stronę i są wyzywająco porozbierani. W zasadzie nie mam nic do jednej jak i do drugiej grupy, chociaż pod względem estetycznym, wolałabym "wyzwolonych" nie oglądać. No, ale to są skrajności.

Sama ubieram się jak umiem, w miarę elegancko, lub sportowo-elegancko (na zasadzie, że ładna bluzka, wygodne spodnie), ale zazwyczaj są to ciuchy kupione kilka lat temu, góra pół roku. Moje najnowsze spodnie kupiła mi mama (tak wiem, ona uparła się, że mam mieć nowe spodnie, ja równie uparta odmówiłam pójścia do sklepu, więc sama mi zakupiła). No i właśnie tu pojawia się problem. Sklepy odzieżowe. Dla mnie horror. Jak wchodzę do takiego Orsay'a, czy innego H&M'a to robi mi się słabo. Ze strachu. 

Nie żebym sama tam miała cokolwiek dla siebie szukać. Ostatnio weszłam do takiego sklepu w poszukiwaniu prezentu dla koleżanki. Przekraczając próg miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą i zastanawiają się co ja tu robię. Więc szybko - niby pewnym krokiem - obeszłam sklep, rzuciłam okiem na jakieś błyskotki i zaraz stamtąd wyszłam. 

Nie myśl też, że jestem super nieśmiała. Wprost przeciwnie. Myślę, że większość osób uważa mnie za osobę pewną siebie i przebojową. Nie boję się wystąpień publicznych (a wręcz je uwielbiam!), do tego pracuję w takim zawodzie, w którym muszę mieć stały kontakt z człowiekiem. Jeśli ktoś ma oceniać moją wiedzę, sympatyczność, czy cokolwiek tego typu - nie mam z tym problemu. Jednak kiedy przychodzi do oceny wyglądu - jak w sklepie, w końcu sprzedawcy oceniają w co i czy się zmieścisz, w co jesteś ubrany itd. - to tracę grunt pod nogami. Dlatego ostatnio na randce byłam ok. 3 lata temu. Po prostu wolę, by moja powierzchowność była możliwie jak najrzadziej oceniana. 

Z drugiej strony to też trochę oszukiwanie siebie. Wszędzie, kiedy ma się kontakt z drugą osobą, jesteś poddawany ocenie. Jak przypomnę sobie o tym i wyobrażę co taka osoba musiała zobaczyć rozmawiając ze mną, to mam ochotę schować się w najciemniejszym kącie i nigdy stamtąd nie wychodzić. Czasem wstawanie i wychodzenie z domu bywa ciężką mordęgą.

Życie grubasa bywa podwójnie ciężkie...

4 komentarze:

  1. Wszystko, co przeżywasz, było też kiedyś moim udziałem, pewnie jak każdego grubego...Nie ważne, jaki jesteś, ważne, jak wyglądasz - tak było, jest i będzie...Ale walczyć ZAWSZE warto! Powodzenia:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam ten sklepowy ból... jak np byliśmy całą rodziną na zakupach, wszyscy wybrali sobie spodnie a ja przymierzyłam 1000 par i żadna na mnie nie właziła, albo jak przymierzam sobie sweterki, wszystkie za małe a pani ekspedientka mówi: takich rozmiarów to my nie mamy. Masakra!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ekspedientki często sobie poprawiają humor "słabszymi", ale zawsze wtedy złośliwie myślę, że ona ma niskie poczucie własnej wartości, bo sprzedaje w ciuchlandzie ;) - oczywiście nic do sprzedawczyń nie mam tak ogólnie, sama kiedyś pracowałam w sklepie, ale nie cierpię takich ludzi, którzy myślą, że jak komuś dokopią to się lepiej poczują.

    OdpowiedzUsuń
  4. Masakra. Jak ja to dobrze znam... A na randce też można być ocenionym za inteligencję, poczucie humoru, błyskotliwość... Przecież są fajni faceci, którzy potrafią docenić wnętrze dziewczyny... nie mówiąc o takich, którzy wolą krągłości od wieszaków... :)

    OdpowiedzUsuń