poniedziałek, 9 grudnia 2013

Wago! Ty szmato!

Moja waga to niewdzięczna suka, a ja ciągle mam nadzieję, że się zmieni. Naiwne, nie? W sobotę - jak co tydzień - stanęłam na tej kupie złomu, która pokazała o 300 g. więcej niż tydzień temu.

Niby w głowie zaświtała mi myśl. Ok, M. tylko spokojnie. Nigdzie się nie spieszysz, a już na pewno nie na przyszłoroczny konkurs Miss Universe. Jesz więcej, waga stoi, bo zgłupiała, musisz chwilę odczekać, ale niedługo znowu ruszy, na pewno. W końcu jesz zdrowo, a organizm sam będzie dążył do prawidłowej wagi. Poza tym ta metalowa dziwka nie wie, że masz piękne wnętrze.


Mimo tego uspokajającego potoku myśli, wcale nie poczułam się lepiej. Autosugestia nie działa, chociaż dzień w dzień, od trzech tygodni wmawiam sobie, że ważę 55 kg, że "mojekomórkitłuszczowe" (mówione jak mantra) kurczą się, a ja jestem piękna i zdrowa. Nie wiem, może robię coś źle?

W każdym razie postanowiłam przestać się ważyć, zwłaszcza, że w sobotę urządziłam urodziny i nawet nie opychając się słodyczami, tylko pełnoziarnistą pizzą i domowymi smakołykami - pewnie i tak przytyłam.

Nie potrafię chyba przekonać siebie do myśli, że to, że waga mi stoi to nic. Raz w miesiącu wejdę na wagę w klubie, ale chyba nie będę patrzyła na wyniki, tylko poproszę o zapisanie ich na kartce.

Z drugiej strony znając siebie...ciekawość bywa silniejsza...

15 komentarzy:

  1. Kurcze...jesteś najfajniejsza (nie jestem księciem z bajki, f***k)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, za to prawisz komplementy, a to najczystsza woda na mą spragnioną komplementów duszę :D

      Usuń
  2. Droga Ciam, podziwiam Cię za to, ile już schudłaś. Czytałem Twojego bloga systematycznie, przez kilka miesięcy (od października ubiegłego roku do czerwca) aż tu nagle wchodzę po dłuższej przerwie i co widzę? Ciam spoczęła na laurach. :O Nawet sobie nie wyobrażasz, jak przyjemnie z początku czytało mi się Twoje wpisy, z takim zapałem pisałaś w nich o tym, że OSIĄGNIESZ SUKCES (którym było dla Ciebie zejście do 55 (?) kilogramów). Podziwiałem Cię za Twoją determinację w dążeniu do celu. Ale teraz... No cóż, rozumiem, że sporo już schudłaś, ale czy faktycznie czujesz się teraz w swoim ciele tak dobrze, jak to opisujesz? Czy naprawdę w pełni zadowala Cię Twoja aktualna sylwetka?
    Ciam, nie chcę prawić Ci kazań, absolutnie nie. Po prostu chciałbym abyś przemyślała pewne sprawy.
    Wiem jak to jest, gdy ma się do zrzucenia tyle kilogramów. W styczniu 2012 ważyłem 130 kg przy wzroście 187 - zdecydowanie za dużo. Przeszedłem na dietę 1500 kcal + 3 razy siłownia tygodniowo. Po ośmiu miesiącach ważyłem 90 kg i miałem ciało o jakim marzyłem od czasów gimnazjum (teraz mam 26 lat) :D W ciągu odchudzania, miałem kilka załamań.. raczej kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt! Ale mimo to, nie poddałem się, na upartego dążyłem do swojego celu, mimo, że nawet lekarze i trenerzy mówili, że mi się nie uda (bo zostanie skóra i bla bla bla). A jednak się udało! :D Na dzień dzisiejszy ważę 82 kg zdrowo się odżywiam i uprawiam sporty.
    Nie poddawaj się Ciam. Jeśli tylko wystarczająco się poświęcisz, uwierzysz w siebie i skupisz na wyznaczonym sobie celu - uda Ci się. :)
    Serdecznie Cię pozdrawiam,
    Daniel. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh jaki miły komentarz!!! Drogi Danielu, bardzo Ci za niego dziękuję. Otóż wiem jak to wygląda, że spoczęłam na laurach, zresztą sama o tym pisałam, piwka, ciastka, poprawianie humoru jedzeniem. Wcale nie jestem zadowolona ze swojego wyniku, gdybym była to bym nie wkurzała się na wagę ;) Chodzi o to, że próbuję resetować swój organizm, który już wiele ze mną przeszedł. Przez pewien czas byłam na dietach niskokalorycznych + sporo treningów na zmianę z objadaniem się (głównie latem). Teraz chcę uspokoić się (psychicznie i fizycznie), jem więcej, ale jedzenie niepodnoszące poziom cukru we krwi (a przynajmniej nie za bardzo, po prostu jestem z powrotem na Montignaku). Gratuluję wytrwałości, chyba zostaniesz moim mentorem :)

      Usuń
    2. Mówienie, że Ciam spoczęła na laurach jest ogromną przesadą... Widać, że nie czytasz jej regularnie :) Laska 5 razy w tygodniu ma trening godny "marines"... łatwo jest walczyć, jak się widzi konkretne efekty, spadające jak szalone kilogramy... a tu, mimo szalonego wysiłku, waga stoi. Ciam się NIE PODDAŁA i to jest godne szacunku!!!

      Usuń
    3. BRO, zapewniam Cię, że przeczytałem każdy wpis, który tutaj zamieściła. W odróżnieniu od Ciebie, zrobiłem to dokładnie. W (o ile mnie pamięć nie myli) przedostatnim wpisie, sama Ciam zaczęła w siebie powątpiewać. Napisała, że i tak już sporo zrzuciła, lepiej wygląda, lepiej się czuje, faceci się za nią oglądają... No powiedz mi szczerze, czy tak bardzo się pomyliłem mówiąc, że spoczęła na laurach? :P Podziwiam Ciam, naprawdę. 5 treningów tygodniowo to nie lada wyczyn, nawet ja bym tyle nie wytrzymał :D Co tu dużo mówić, efekty są jak najbardziej widoczne :) Ale zastoje wagi nie biorą się znikąd, być może jest to wina diety? Nie wiem, nie wnikam. Co do ostatniego zdania, oczywiście się zgadzam.

      Widać, że się starasz Ciam, a skoro się starasz, to po prostu musi Ci się udać ;P I nie ma co się wkurzać, waga w końcu ruszy. Organizm musi się teraz przyzwyczaić do zmian ;)

      Usuń
    4. Na pewno wina diety, w końcu nie od ćwiczeń się chudnie :). Myślę, że za często zmieniałam dietę i organizm zgłupiał. W związku z tym wróciłam do diety na której schudłam - bez kombinacji. Nabiał mi jednak służy, bo po odstawieniu i ponownym jedzeniu nic mi się nie działo, za to pszenicę definitywnie usuwam, bo po niej brzuch mnie zaczął boleć. Postanowienia tego zamierzam się trzymać, zwłaszcza, że dieta ta jest dla mnie wprost stworzona i na niej najlepiej się czułam :)

      Usuń
    5. Ciamka, Gigancie Ty mój :), każdy wybiera sam, ale moje doświadczenie wskazuje, że każda dieta eliminacyjna nie jest dobrym wyborem. Mam więc nadzieję, że wszystko będzie dobrze, ruszysz z miejsca!

      Usuń
    6. no i zaczęło sie przegadywanie kto wnikliwiej czyta i lepiej interpretuje "co poeta miał na myśli" ;) Nie wiem, może Ty tak odczytujesz, ale dla mnie chwile powątpiewania czy wahania (i nie chodzi mi tu tylko o wagę) nie znaczą, że ktoś sie poddał i spoczął na laurach... Takiej deklaracji ze strony CIAM nie było. Takie jest moje zdanie... a wniosek, że "widać, że nie czytasz jej regularnie" wysnułam po Twoim wpisie, że wszedłeś tu po dłuższej przerwie... skąd miałam wiedzieć, że miałeś czas aby DOKŁADNIE przeczytać wszystkie posty od czerwca? :)

      Usuń
    7. No to może autor się wypowie ;). Autor miał na myśli to, że nie chce się spinać z dietą, bo frustracja z powodu rozczarowania dnia codziennego go przerasta i lepiej jeść zdrowo nie myśląc - o Boże i co z tego skoro za tydzień znowu wyjdzie to samo?

      Usuń
  3. Fajny, błyskotliwy wpis-jak zwykle zresztą. Ciam trzymasz poziom. Klasa;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety każdego spotyka ten zastój w odchudzaniu, trzeba to przetrwać i przede wszystkim się nie poddawać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (coraz-mniej, mam nowy nick :)

      Usuń
    2. zastoje to najwieksza zmora odchudzających się!

      Usuń
  5. Metalowa dziwka... Podoba mi się to określenie :)
    Tyle ćwiczysz, że nie powinnaś patrzeć na wagę. Ale sama wiesz o tym najlepiej :)
    Mierzysz się?

    OdpowiedzUsuń