poniedziałek, 16 września 2013

"Ostatnia niedziela"

Uff...pół roku minęło jak z bicza strzelił. Już jestem po panieńskim i ślubie. Dla przypomnienia: oczywiście nie moim.

Mam Ci tyle do napisania, że nie wiem od czego zacząć.

Jak zwykle bałam się obu imprez. Że będę zamulać, że z nikim nie dogadam się, nie zmieszczę w sukienkę, albo mi pęknie na brzuchu, będzie mi smutno, popełnię jakąś gafę itp. itd.

Na szczęście i panieński i ślub udały się bez zarzutu. Większość celów wyznaczonych pół roku temu spełniłam. Miałam na sobie sukienkę przed kolano, lśniące, ładne włosy, piękny makijaż, a nawet osobę towarzyszącą. 

Z drugiej strony nie udało się za bardzo schudnąć, ani nie znalazłam partnera, chociaż jeszcze pół roku temu mówiłam A., że spoko, do tego czasu na pewno znajdę odpowiedniego mężczyznę. Heh, optymistka...

Ale po kolei. Na panieńskim były same fajne dziewczyny, z którymi świetnie się dogadywałam. Zorganizowały m.in. standardową grę-quiz: co panna młoda wie o panu młodym? Z odpowiedzi pana młodego wynikało, że jest on w niej szaleńczo zakochany i nie boi się tego okazać. Ja i jeszcze inna dziewczyna doświadczona nieszczęśliwym związkiem rzygałyśmy od tego tęczą. Rozumiałyśmy się bez słów. Cynizm z nas wypływał uszami.

A. za to uznała M. za "mojego" i cały czas mówiła o nim w stylu: mężczyzna M. (w sensie mój) zrobił to, albo tamto. Był nawet moment, w którym wszystkie laski narzekały na swoich facetów i jakby nie było - mogłam nawet coś dodać od siebie. To było niesamowite doświadczenie, kiedy przy standardowych rozmowach dziewczyn o facetach nie musiałam zachowywać krępującego milczenia. W duchu jednak czułam, że siebie i je oszukuję.

Na samym ślubie oczywiście popłakałam się. Przemowy księdza mówiące o wiecznej, trwałej miłości dwojga ludzi, którym na sobie zależy, zawsze mnie dobijają. Jako osoba samotna byłam na zaledwie dwóch ślubach, jednak w obu przypadkach myślałam o tym, jakie to inni mają ogromne szczęście i jak to możliwe, że wszędzie wokół mnie wybuchają ogromne miłości, które swoim zasięgiem zawsze mnie omijają. Tym razem byłam dodatkowo dobita tym, że obok mnie stał mężczyzna, który mi się podoba.

M. na szczęście sprawdził się jako osoba towarzysząca na ślubie i zabawiał mnie rozmową oraz tańcem. Niestety było kilka zgrzytów, w tym to, że wszystko musiałam załatwiać (w tym taksówkę) sama, więc zero miałam w nim wsparcia. Najbardziej zabolało mnie, kiedy stwierdził, że to "mój ślub i mam sobie radzić sama". Do tego mam wrażenie, że M. wykorzystuje moje możliwości załatwienia darmowych wejściówek na koncerty i do teatru. To już lepiej by brzmiało, jakby chodziło mu o seks...

W każdym razie, te i inne rzeczy popchnęły mnie do podjęcia decyzji: trzeba zakończyć z nim relację.
Nie będzie to oczywiście łatwe. Ci co znają dokładnie moje perypetie może zauważyli, że od początku tego roku mam jakieś dziwne historie z facetami. Każda kończyła się tak samo: niewyjaśniona sprawa i mój dół. Wiem, że mam fatalistyczne podejście do tematu, jestem nadwrażliwa i zbyt emocjonalna, ale dobry Boże - oszczędź mi już tych historii. Nie chcę faceta. Nie jestem na to gotowa. Chcę skupić się ponownie na diecie, sporcie i pracy. Niedługo powinnam zacząć dawać korepetycje, więc cały tydzień pięknie mi się zapełni.

Może nie jest mi dane poznać kogoś odpowiedniego? Wiesz, niedługo stuknie mi 6 rok bez partnera (jedyny komentarz do tego jaki mi się nasuwa to: ja pierdole...) i po prostu za ciężko mi przychodzą niektóre rzeczy. Przy każdym dotyku niechcący wzdrygam się, boję się zaangażowania, odrzucenia, że nie spełnię oczekiwań, że znowu okaże się, że ze mną jest coś nie tak, że wymagam za dużo cierpliwości i po prostu nikt ze mną nie wytrzyma. Nade wszystko jednak, że nie jestem warta poświęcenia. Przez to moja i tak krucha pewność siebie spada na łeb na szyję.

No nic. Wracam na dobre tory diety. Od razu uprzedzę: mam nowe newsy co do diety i treningu, więc szykuj się na dawkę nowych, już bardziej merytorycznych postów :).

8 komentarzy:

  1. Czekam na nową dawkę energii, a facetami się nie przejmuj. Ja co prawda jestem dłuuuugo w związku, ale nie jest idealnie i czasami bycie singlem byłoby jednak fajne ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja dzisiaj będąc rano na zakupach zapytałam sama siebie - czemu ja tkwię w tym "g..." i nie potrafię tego skończyć raz a dobrze? popłakałabym kilka dni i spokój byłby święty, a tak? myślenie mam dokładnie takie jak Twoje, więc nie jesteś sama - i nie tylko Ty jesteś wykorzystywana - ja też! I mam tego dość! I niech się to wszystko rozwali samo!

    OdpowiedzUsuń
  3. Najbardziej wkurzające jest, po sobie wiem jak twoje najlepsze przyjaciółki nagle wszystkie mają facetów i żadna nie ma na ciebie czasu. : to były moje staropanieńskie żale xD A ślubów szczerze mówiąc nienawidzę, w sensie chadzać na nie, po prostu nie lubię.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nasuwa mi się takie spostrzeżenie, co jest gorsze 6 lat bez partnera, czy 6 lat nieudanego związku... Oczywiście, nie twierdzę, że staroświecko to ujmę, Twoja obecna sympatia i jej relacje z nią miałyby doprowadzić do nieudanego związku. Nie mi to oceniać.
    Ale czasami samotności można doświadczyć u boku partnera więc zamiast odliczać ile to jesteś sama, wyznaczać sobie jakiś termin, że za pół roku, jak schudniesz 5 kg itp. poznasz kogoś, przestań planować bo to ślepa uliczka.Jak nie M.to poznasz kogoś innego.Banał, ale takie jest życie. Lepiej jest być samotną niż kompletnie samą u boku faceta na którego można ponarzekać.
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  5. Schudniecie niestety nie rozwiaże wszystkich problemów, a zwłaszcza tych dotyczących zwiazków, bo to ogólnie ciężki temat. Trzeba chudnąć dla siebie i dla swojego zdrowia. Po co dokładać sobie problemów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co to znaczy, że nie jesteś warta poświęcenia? Jeśli związek, jakikolwiek miałby polegać, że dla niego, dla tej drugiej osoby poświęcamy się, to już na starcie jesteśmy na przegranej pozycji.
      Wchodząc w bliższe relacje z drugim człowiekiem, dajemy bardzo ogólnie rzecz ujmując oprócz siebie, wszystko to co stanowi o tym, że jesteśmy tym kim jesteśmy. Pasje, przeszłość, plany, filozofię życiową i masę innych wartości.I oczekujemy, że ta druga strona to zaakceptuje.
      Bo moim zdaniem związek powinien opierać się o akceptację, zrozumienie i empatię szeroko rozumianą.
      Jeśli tego nie znajdujesz to znaczy, że facet nie jest tym z kim można budować coś trwałego.
      Ty nie jesteś warta poświęcenia, tylko pokochania z całym tym emocjonalnym bagażem.
      I jeszcze jedno, ja wolę unikać niewyjaśnionych sytuacji, jak czuję, że coś wymaga szczerej rozmowy i wyjaśnienia wszystkich moich wątpliwości, to mimo, że się boję pytam o co chodzi. Co mi to daje? Po pierwsze, rozstając się, wyjaśniam sobie wszystko, jeśli odnajduję swoją winę w zaistniałej sytuacji to staram się wyciągać wnioski i pracować nad sobą, ale przede wszystkim nie przenoszę tej traumy na życie po związku i zaczynając nowy nie obdarzam partnera obawami z tego poprzedniego. Dużo by o tym pisać, bo to temat rzeka😊
      Reasumując, nie pozwól aby ktokolwiek sprawił, że będziesz czuć iż nie zasługujesz na zainteresowanie, czas a przede wszystkim miłość jakiegoś mężczyzny.Jeśli czujesz, że w obecnej relacji to Ty więcej dajesz to wyjaśnij problem zanim powiesz koniec. Zwyciężasz ze swoim ciałem więc i z emocjami dasz sobie radę.
      Pozdrawiam,
      Joanna

      Usuń
  6. Ciężko jest kogoś poznać..tak na prawdę.
    Może i nie masz jeszcze partnera, ale znaleźć byle kogo to nie problem, ale raczej chciałabyś kogoś na stałe więc nie można ''brać kogo popadnie''.
    Nie twoja wina, że na świecie jest co raz mniej porządnych facetów..
    Ja ostatnio byłam na panieńskim i zazdroszczę Tobie bo u mnie było strasznie drętwo.. ;/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja jestem sama i daje juz sobie spokoj z miloscia. I tak wiem że nikogo nie znajdę.

    OdpowiedzUsuń