3/4 ciuchów wywaliłam do kosza i poczułam ogromną ulgę. Wiele ubrań mam nawet z liceum (tak, tak, mieszczę się, ale nie wiem czy to akurat powód do chluby). W Polsce zostawiam całą swoją bibliotekę (no niestety, książki dużo ważą), kilka okropnych koszulek, których żal mi wywalać i bibeloty, których nie ma sensu zabierać, a też szkoda wywalać.
Ten tydzień był czasem pożegnań. Żegnałam nie tylko znajomych i przyjaciół, ale też miejsca, trasy i widoki Wrocławia. Wiele rzeczy celebrowałam z myślą, że to ostatni raz. Ostatnia jazda do pracy, ostatni rzut oka na siłownię, ostatnia jazda tramwajem, ostatnia przechadzka po rynku...
Pierwsze ukłucie w sercu poczułam jednak już w lutym zeszłego roku kiedy wpadłam na pomysł wylotu do Kanady. Wracałam wtedy do swojego wynajmowanego mieszkania, włożyłam klucze do zamka i pomyślałam, że wkrótce opuszczę to miejsce na zawsze. Melancholia potem co jakiś czas dopadała mnie. Czas zatrzymywał się i po prostu chłonęłam atmosferę miejsca.
Mimo względnego i wręcz zaskakującego spokoju, wczoraj poczułam lekką panikę. Boję się, że coś pójdzie nie tak, szef okaże się mafiozą i wywiezie mnie do burdelu, zadźgają mnie maczetą w Nowym Jorku, albo podłożą narkotyki na lotnisku, już nie mówiąc o katastrofie lotniczej. Uspokoiłam się dzięki oddychaniu przeponowemu i rozmowie z przyjaciółmi.
Przyjaciele są dla mnie najważniejsi. Kit z chłopami, obym znalazła w Kanadzie bratnią duszę.
Cóż, następny post już będzie z Kanady. Życzę Ci wesołych świąt!
Ten tydzień był czasem pożegnań. Żegnałam nie tylko znajomych i przyjaciół, ale też miejsca, trasy i widoki Wrocławia. Wiele rzeczy celebrowałam z myślą, że to ostatni raz. Ostatnia jazda do pracy, ostatni rzut oka na siłownię, ostatnia jazda tramwajem, ostatnia przechadzka po rynku...
Pierwsze ukłucie w sercu poczułam jednak już w lutym zeszłego roku kiedy wpadłam na pomysł wylotu do Kanady. Wracałam wtedy do swojego wynajmowanego mieszkania, włożyłam klucze do zamka i pomyślałam, że wkrótce opuszczę to miejsce na zawsze. Melancholia potem co jakiś czas dopadała mnie. Czas zatrzymywał się i po prostu chłonęłam atmosferę miejsca.
Mimo względnego i wręcz zaskakującego spokoju, wczoraj poczułam lekką panikę. Boję się, że coś pójdzie nie tak, szef okaże się mafiozą i wywiezie mnie do burdelu, zadźgają mnie maczetą w Nowym Jorku, albo podłożą narkotyki na lotnisku, już nie mówiąc o katastrofie lotniczej. Uspokoiłam się dzięki oddychaniu przeponowemu i rozmowie z przyjaciółmi.
Przyjaciele są dla mnie najważniejsi. Kit z chłopami, obym znalazła w Kanadzie bratnią duszę.
Cóż, następny post już będzie z Kanady. Życzę Ci wesołych świąt!
Ciam, będzie dobrze! Nikt Cię nie porwie i dasz sobie radę!
OdpowiedzUsuńWow, dałaś radę! Jestem pod wrażeniem, gratuluję odwagi i życzę powodzenia :)
OdpowiedzUsuńDobrze będzie,czekamy na relacje!!!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki :P Poczytuje od dawna i podziwiam :) Też marzę żeby się wyrwać z Polski :) + za <3 chłopaków z supernatural :) Mam nadzieję że będziesz pisać o tym jak jest w Kanadzie :)
OdpowiedzUsuń