piątek, 7 lutego 2014

Żeby tego było mało...

Mając za sobą otwarte drzwi, przez które mogę uciec przed różnymi kłopotami w kraju, stałam się bardziej odważna. Zaczęłam eksperymentować.


Pomyślałam: skoro jestem w stanie zawieszenia, bezrobotna, bez wizy i bez konkretnego planu na przyszłość (co wytknęło mi kilku znajomych) mogę zacząć umawiać się na randki bez żalu jeśli coś nie wyjdzie. Jakoś mi do głowy nie wpadła myśl, że a co, jeśli wyjdzie?

Zaczęłam pisać z S., którego poznałam oczywiście na portalu randkowym. W środę po korepetycjach, po których dziewczyna zaczęła rozpaczać, że jak to - jej ulubiona korepetytorka może wyjechać ;) - rozmawiałam z nim na fejsie i nagle stwierdziłam, że w sumie to z chęcią napiłabym się kawy.

Wyobraź sobie, godzina 22, a Ciam wsiada na rower i jedzie do domu nieznajomego pana na kawę. Jesteśmy dorośli - wiadomo co to znaczy.


Jadąc miałam ochotę kilka razy zawrócić i napisać mu, że sorry, rozmyśliłam się, albo w ogóle nic nie pisać i upić się ze smutku i żalu nad upadłą moralnością. Ale ostatecznie dojechałam i zadzwoniłam domofonem.

S. chyba nawet się zdziwił, że przyjechałam, przede wszystkim jednak ucieszył. Bałam się, że zacznie mnie traktować jak pannę lekkich obyczajów, ale zamiast tego ucięliśmy sobie miłą pogawędkę do późnej nocy. Wiem, że nie powinno się nikogo porównywać, ale jaka to była miła odmiana po M! S. mówił dużo o sobie, a ja po prostu słuchałam i zadawałam pytania. Nieopatrznie jednak wcześniej mu powiedziałam o swoich planach wylotu i S. cały czas narzekał, że taka fajna dziewczyna wyjeżdża z kraju. Nawet rzucił kilka komplementów, więc z połechtanym ego, zadowolona sączyłam drinki i słuchałam opowieści o życiu S. dorzucając jakieś swoje anegdotki.

Około godziny 2 stwierdziłam, że już późno, a ten na to, żebym nie myślała sobie o nim źle, ale...on mnie z domu nie wygania. Jako osoba mająca problem z odpowiednim interpretowaniem aluzji, pomyślałam najpierw, że to znaczy, że powinien mnie wygonić? Potem do mnie dotarł cały sens tego stwierdzenia. Zostałam na noc.

Rano oczywiście bałam się, że S. stwierdzi coś podobnie bolesnego co M. Chyba nawet miałam taką nadzieję, żeby nie żałować, że przespałam się na pierwszej randce z fajnym gościem, z którym - gdybym to odpowiednio pokierowała - mogłoby coś z tego być.

Chociaż z drugiej strony, może od początku chodziło tylko o seks?


Ostatecznie Ciam jest bez pracy, bez wizy (jeszcze), ze złamanym sercem i utraconą możliwością stworzenia związku ze stabilnym emocjonalnie facetem. Aż jestem ciekawa co będzie za kilka dni :P

10 komentarzy:

  1. Kurde, Twoje życie coraz bardziej przypomina scenariusz serialu :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozwolę sobie Cię ostrzec... Jednorazowy seks bez zobowiązań to błędne koło. Wiem potrafi podbudować, może nawet sprawia (chwilową) przyjemność, ale w pewnym momencie człowiek zaczyna tego żałować. Później ciężko ułożyć sobie życie. Bo życie to nie bajka, a choroby weneryczne to nie odległa galaktyka. Nie zrozum mnie źle, po prostu kiedyś też o tym nie myślałam, a i nawet mając świadomość ryzyka brnęłam w to dalej, wierząc, że któryś zobaczy we mnie coś więcej niż ciało, którego sama przecież tak bardzo nienawidziłam. Teraz zastanawiam się po co mi to było. Abstrahując od chorób wenerycznych, tak zwyczajnie po ludzku źle mi z tym, szczególnie, że nigdy nie był to seks jakiego każda z nas chyba potrzebuje...
    Pozdrawiam i życzę powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od czegoś są w końcu te gumki :P A tak na serio. Wyjeżdżam (chyba i oby!) na jakiś rok, więc partnera na stałe nie będę szukać, bo i po co?

      Prawdę mówiąc poczucie braku stabilności podoba mi się. Zamiast próbować się ustatkować, to ja sama szukam wrażeń. Zresztą to nie pierwszy raz kiedy mam takie przygody...

      Usuń
    2. Owszem, mój błąd, że czasem ufałam za bardzo i rezygnowałam z gumki, ale wierz mi, że w przypadku pewnych chorób i gumki zawodzą, ale fakt - zwiększają bezpieczeństwo.
      Hm ja chyba nigdy (w głębi) tak nie myślałam, sama nigdy nie szukałam wrażeń (chociaż odmawiać też tak do końca nie potrafiłam, jakby jedna część mnie jednak tych wrażeń potrzebowała). Obecnie potrzebuję mężczyzny (chociaż "publicznie" mówię zupełnie co innego), a bardziej niż seksu rozmowy, czułości i zrozumienia. Ale... każdy szuka czegoś innego, grunt to być zadowolonym z własnego życia :)

      Usuń
    3. Myślę, że nie do końca wiem czego chcę, dlatego trzeba spróbować wszystkiego po trochu, żeby wiedzieć chociaż czego się nie chce :)

      Usuń
  3. A ja Ci zazdroszczę - tego seksu, bo mi go bardzo brakuje - i na pewno nie potępiam! bo za co?

    OdpowiedzUsuń
  4. E, chędoż się na zdrowie (byle z gumką). Ja już na drugiej randce zabawiałam się w najlepsze z pewnym intrygującym mężczyzną, potem brnęliśmy już tylko dalej (oczywiście bez zobowiązań), a teraz jesteśmy bratnimi duszami, mamy wspólne plany itd. Wiadomo, nigdy nie ma się pewności co przyszłość przyniesie, ale po moich cholernych, stabilnych związkach, które kończyły się z hukiem, pasuje mi bycie z kimś, okraszone szczyptą szaleństwa.

    OdpowiedzUsuń
  5. A po co Ci plan na życie? do what you love and fuck the rest!

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja zazdroszczę odwagi i tego seksu! Zazdroszczę trochę z zawiścią, b mój seks dawno zdechł.... i żal mi....
    Aśka

    OdpowiedzUsuń