środa, 5 lutego 2014

Biegnij Ciam, biegnij!

Wpadam jak burza z rozwianym włosem i szalejem w oczach do biura pośredniczącego w wyjazdach do Kanady. Pan do mnie: "W czym mogę pomóc?" Ja do niego: "Panie! Tu trzeba się spieszyć! Chcę do Kanady! Najlepiej już w kwietniu!"


Ok, żartowałam, rozmowa odbyła się mniej ekscentrycznie, ale równie emocjonująco. Dzień wcześniej zaczęłam szukać informacji o tym, jak wygląda sprawa wizowa, jakie opłaty itd. Skontaktowałam się z kilkoma firmami i wszystkie mnie poinformowały, że wizę mam sobie załatwić sama. Więc wchodzę na stronę ambasady, wypełniam jakiś druczek, potem dochodzę do wniosku, że to nie ten co trzeba, więc zadzwoniłam do jeszcze jednej firmy, w której powiedzieli mi, że mam się zgłosić osobiście.

No to wpadam z rozwianym...ale to już wiesz :). Generalnie umowa podpisana, firma mi pomoże załatwić wizę, a jak ją dostanę to będę aplikować do konkretnego pracodawcy. Pan widząc moją rosnącą ekscytację i opowieści o pobycie w USA stwierdził:

- Ja bym panią wysłał do takiego ośrodka górskiego w dzikim lesie...
- A niedźwiedzie tam macie?
- Oczywiście!
- No to bomba!


Dopiero teraz, po wpłaceniu pierwszej raty, zaczęło do mnie docierać na co się porywam. Mając już doświadczenie w szaleńczym załatwianiu wszystkiego na ostatnią chwilę, wiedziałam o jakie szczegóły pytać i na szczęście (albo i nie), nie mam czasu zastanawiać się nad tym czy w ogóle sobie poradzę? Poza tym kilka osób już się na mnie obraziło, matka prawie dostała zawału...

Na razie zresztą wizy nie ma, pracy nie ma (ani w Polsce, ani tam), sama Kanada jest jeszcze daleko. Plusem całej tej sytuacji jest to, że problem z M. rozwiązał się sam. Nie mam głowy do myślenia o nim. Moje serce nie mieści w sobie aż takiej ilości sprzecznych uczuć. Albo stres kanadyjski, albo depresja miłosna.


7 komentarzy:

  1. Gratulacje, wyjazd to moim zdaniem najlepsze rozwiązanie, będę trzymać kciuki ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. WOW jak super! Ale jesteś odważna! Mam nadzieję, że wszystko Ci się uda załatwić.

    OdpowiedzUsuń
  3. ależ powiało energią i optymizmem! pozostaje gratulować odwagi - robisz coś naprawdę wspaniałego. i nawet nie wiesz, jak się cieszę, że dochodzisz sama ze sobą do porządku w związku z M. - takie resztkowe 'relacje' potrafią bardzo czasem niszczyć życie i ciągnąć się długi czas. czekam na kolejne relacje z postępów emigracyjnych. :)
    ola

    OdpowiedzUsuń
  4. No i o to cho!!! trzeba brać życie w swoje ręce, bo do odważnych świat należy! go CIAM, go CIAM, go CIAM, go CIAM...!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście, że sobie poradzisz ! Gratuluję odwagi, młodości i możliwości w tych no .... nie łatwych czasach. Ech , za wcześnie się urodziłam i jakoś tu na miejscu poukładałam sobie życie. Nie mówię, że źle ale..... marzyłam o Australii tak jak Ty o Kanadzie. Będzie dobrze. Trzymam kciuki ! Jolka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciam! Sluszne posuniecie! Ale pozytywna z Ciebie Koza! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ehehehe pozytywna koza :D No walnęłam :D

    OdpowiedzUsuń