Lubię czytać swoje przemyślenia. Nie dlatego, że jestem okropnym narcyzem i uważam, że są najmądrzejsze na świecie, ale lubię patrzeć jak wciąż zmieniają się, kształtują, formują. To znak progresu.
Dalej uważam, że niezależnie od wyglądu, każda z nas może mieć pusto w głowie. Za tłuszczem jednak często kryją się wrażliwe, czasem i nadwrażliwe dusze, które ze smutną rzeczywistością radzą sobie tak, że ją zajadają. To, że ją zajadamy to nie znaczy, że mamy słabą wolę. Po prostu ciężko jest poradzić sobie z frustracją inaczej niż pączkiem, czy paczką chipsów.
O "zajadaniu" trudnych przeżyć wiedziałam oczywiście wcześniej, jednak realnie zdałam sobie z nich sprawę przed świętami. Pojechałam do domu rodzinnego lepić pierogi i pomyślałam: "a i tak z diety nici, bo pewnie będę je próbowała, więc mogę sobie zrobić kanapeczkę" (albo dwie, ewentualnie siedem :P). Smarując kromkę chleba masłem (i w głowie układając dalsze wymówki) usłyszałam w głowie pytanie: "nie jesteś głodna, co chcesz zajeść?" Pomyślałam, że to oczywiste. Chciałam zagłuszyć smutne myśli o M. i o tym, że uczucia wcale tak łatwo nie da się zalać alkoholem i zwymiotować. Oczywiście byłam rozczarowana sobą. Myślałam, że przeszłam właśnie jakąś cudowną przemianę i jestem innym, lepszym człowiekiem.
(a to ja na pamiętnym ślubie. Wspomnienia o M. odżyły jak zobaczyłam te zdjęcia)
W ogóle uczucie rozczarowania sobą jest dla mnie bardzo bolesne i trudne. Ciągle chcę spektakularnych zmian i ciągle obiecuję sobie, że nagle będę lepsza, bardziej konsekwentna, mniej kochliwa itd., a potem jak znowu coś robię nie tak to jestem na siebie wściekła.
Wracając jednak do grubasów. Zawsze mnie zastanawiało czy to, że jestem gruba wpłynęło na mój charakter i czy gdybym była szczupła to czy byłabym zupełnie innym człowiekiem? Wiesz, interesowałyby mnie na przykład chłopaki, dyskoteki i tipsy. Myślę, że to nie wykluczone. Jako osoba szczupła i pewna siebie byłabym w zupełnie innym miejscu niż jestem teraz. Może miałabym męża alkoholika, paliła papierosy, albo próbowała swoich sił w pornobiznesie?
Otyłość na pewno wpływa na osobowość. Myślę nawet, że czasem dodatnio. Dzieci są z powodu otyłości zamknięte w sobie, więc uciekają do własnego świata, nie rozpraszają uwagi ogłupiającymi zabawami i rozmowami z rówieśnikami. Przez trudne przeżycia (wyszydzanie, alienacja, częste poczucie winy) zachowują się doroślej, a ich osobowość jest bogatsza.
Są jednak pewne cechy niezależne od wagi. W moim kodzie genetycznym jest zapisana wrażliwość (nie nadwrażliwość, myślę, że moja siostra jest nadwrażliwa). Z rzeczywistością musiałabym sobie radzić w taki, czy inny sposób. Jeśli nie jedzeniem, to alkoholem (jak widać, mam predyspozycje :P), albo narkotykami. No chyba, że miałabym inną rodzinę, wtedy może umiałabym sobie radzić w mniej niszczący mnie sposób. A swoją drogą obecnie przeżywam to, co chyba każde dziecko, które spojrzy na swoich rodziców z dystansu, po wyprowadzce. Obserwując swoich rodziców przy stole świątecznym zauważyłam jak bardzo jestem do nich podobna. Przeżyłam wręcz kryzys osobowości, bo skoro jestem sumą ich cech charakteru, to gdzie w tym wszystkim jestem ja sama? Właśnie tego szukam.
Ps. Zadanie sobie pytania: "co chcę zajeść" jest bardzo pomocne, ale wymaga ogromnej siły woli. Po nazwaniu swoich uczuć od razu odeszła mi chęć na kanapeczkę. Z tymi uczuciami jednak trzeba coś zrobić. Ja na razie je wszystkie wypłakuję. Dobrze, że mieszkam sama, bo ktoś z boku by pomyślał, że wpadłam w depresję :P