Nadszedł kolejny, przedostatni etap przebywania na portalu randkowym...
"Co robisz dziś wieczorem?" - i ja już wtedy wiem, że szykuje się kolejna randka. Nie powiem, że byłam na wielu wyjściach, bo mimo wszystko jest to pewien stres i kłopot, w końcu trzeba się ubrać, umalować, wypachnić...Poza tym w tygodniu ćwiczę i nie chce mi się potem lecieć do domu z wywalonym jęzorem, jeść coś na szybko, potem przebierać się, malować itd.
Najgorsze jest jednak odnalezienie siebie. Dla mnie był to największy stres, bo na każde spotkanie szłam na luzie z myślą: co będzie to będzie.
Nienawidzę tej niepewności. Czy to on? Przy pierwszej kawie podeszłam do nie tego gościa co trzeba (chyba podświadomie chciałam żeby to był on :P) i...no siara na maksa, bo pewnie domyślił się, że umówiłam się na randkę w ciemno. Innym razem od razu zauważyłam, że on to on i wyszło naturalnie. Całe szczęście.
No, ale po kolei. Pierwsze spostrzeżenie przebywania na takim portalu jest takie, że człowiek może nieźle dowartościować się. Nagle okazało się, że tak wielu mężczyznom podobam się, że aż początkowo mnie to onieśmielało.
Jeszcze kilka miesięcy temu płakałam w poduszkę, że nie ważne kto, ważne żeby kochał i żebym mu się podobała. Okazuje się, że mając tylu adoratorów, człowiek staje się...wybredny ;).
Pierwsze wyjście na kawę było...pół na pół. Facet o miłej aparycji był niestety stanowczo za niski i popełniał zbyt wiele gaf. Ja wiem, że każdemu może się zdarzyć, ale płacenie za swój rachunek moneciakami (ja płaciłam osobno), mówienie cały czas o tym, że na coś go nie stać (miał 31 lat i pracował w sklepie) potem pokazanie zdjęcia swojej byłej/niedoszłej/mamy/całej rodziny nieco mnie przerosło.
Inny z kolei zabrał mnie na piwo, chociaż nie takie jakie możesz sobie wyobrazić. Otóż zdumiona odkryłam, że pan zabiera mnie do monopolowego, po czym prowadzi na osiedlową ławeczkę. Po kilku łykach złocistego wyraźnie się rozluźnił i zaczął zadawać trudne pytania, tak, że po chwili zorientowałam się, że siedzę przyciśnięta do jednego końca ławki, a obok mnie leżała torebka odgradzająca mnie od adoratora.
Na szczęście adorator był bardziej obyty w sprawach damsko-męskich i zrozumiał, że mnie tak łatwo do łóżka nie zaprowadzi, więc dał sobie spokój. Szkoda zachodu ;).
Regularnie zaczęłam korespondować z różnymi panami, jednak kontakty te po jakimś czasie urywały się (niekiedy z westchnieniem ulgi z mojej strony), tak, że na chwilę obecną została mi czwórka, której nie miałam jeszcze okazji naocznie poznać.
Jeden pan, ponad 30-letni, nawet mi swojego zdjęcia nie pokazał, więc podejrzewam, że do najprzystojniejszych nie należy, ale za to przyjemnie się z nim pisze. No i nic poza tym...
Inny z kolei to bardzo inteligentny człowiek, z którym pisuję maile od kilku ładnych dni, ale jeśli chodzi o spotkanie to ni widu, ni słychu...a szkoda, bo czuję się zaintrygowana.
Kolejny Pan nawet nie pochodzi z mojego miasta, ale jest za to bardzo zaborczy. Artysta do tego i chce żebym cały czas adorowała jego i jego dzieła (muzyczne). Czasem żałuję, że podałam mu swój numer telefonu, bo dziennie dostaję kilkanaście(dziesiąt) smsów. Pytania o to gdzie/z kim/na jak długo wyszłam są na początku dziennym, ale po zdrowym opieprzu dał sobie spokój.
Możesz stwierdzić, że powinnam go zablokować, ale z drugiej strony takie zainteresowanie ze strony płci przeciwnej rzadko się zdarza...
Ostatniego pana najchętniej bym poznała. Trochę mu na początku nie wierzyłam w opowieści o nurkowaniu, łażeniu po górach oraz polowaniu na jelenie i ryby, ale stały napływ nowych zdjęć i merytoryczne odpowiadanie na pytania przekonało mnie do niego.
Do tego ma bardzo podobne do mojego poczucie humoru - sarkastyczno-głupkowate :). Niestety on wymyka mi się z rąk i ciągle nie ma czasu, a ja nauczona doświadczeniem - nie uganiam się za nim. W końcu jestem pułapką na myszy, a pułapka nie goni swoich zdobyczy :).
Ps. Wśród wiadomości na portalu przyszła i pora na erotomana-gawędziarza! Ha, przeżyłam wszystko, mogę umierać ;)