Pomijam już fakt, że nie ma czego udowadniać, bo to jest taka oczywistość jak to, że ładni szybciej dostają prace. Ale czy na pewno?
Skupmy się na dzieciństwie, w końcu to czas kiedy wszystkie grubasy przeżyły jakąś traumę. Drążenie tematu mojego dzieciństwa dawno przestało mnie bawić, ale żeby udowodnić, że osoby otyłe są dyskryminowane, musiałabym tylko opowiadać o czasach gimnazjalnych, kiedy rzeczywiście - mówiąc kolokwialnie - łatwo nie było.
Wiem dlaczego gimnazjum było dla mnie trudne. Dzieciaki w tym wieku często są okrutne i nie są świadome konsekwencji swoich słów/czynów. Myślę, że gdybym dziś spotkała swojego "oprawcę" i powiedziała jak wielką wyrządził mi krzywdę, na pewno by się zdziwił i zapytał dlaczego go nie powstrzymałam. Proste, prawda? Niestety, w mojej naturze, czy też z powodu wychowania, leży wrażliwość i brak umiejętności samoobrony. Sama przyznaj, że pyskatej dziewczynie, choćby nie wiem jak wyglądała, nikt nie podskakuje :). Inna sprawa, że dorośli - rodzice, wychowawca, pedagog - powinni coś z tym zrobić, ale wiadomo - gimnazjum rządzi się swoimi pierwotnymi prawami natury.
Od liceum rzadkością były chwile kiedy ktoś starał mi się udowodnić, że jestem gorsza. To ja sama o sobie tak myślałam i szukałam potwierdzenia u innych. To jest oczywiście mechanizm obronny, który dawno już nie był potrzebny - zanim ty o mnie powiesz coś złego, ja zrobię to wcześniej. Jak się okazuje, z dużo większym okrucieństwem.
Grubasy narzekają i płaczą, że świat jest niesprawiedliwy, ale w rzeczywistości nie chcą wziąć sprawy w swoje ręce i przyznać, że są dyskryminowani na tyle, na ile sami na to pozwolą. Do porzygu powtarza się, że lekarze się naśmiewają zamiast pomóc, sprzedawczynie w sklepach z ciuchami patrzą z pogardą, dzieciaki wytykają palcami, a wszyscy patrzą z obrzydzeniem i rzucają pod nosem epitety w stylu: "ale tłuścioch", "grube babsko", "byś schudła wieprzu" itp.
Nie mówię, że mnie to nigdy spotykało, a i pewnie nie raz jeszcze spotka. Ode mnie jednak zależy czy wezmę te epitety do siebie i jak zareaguję na te pożal się Boże odzywki. Czy nie łatwiej jest pomyśleć, że wszyscy ci ludzie podnoszą sobie swoją niską samoocenę? Czy nie lepiej jest ich wyśmiać w duchu i powiedzieć sobie, że te epitety i i naburmuszone miny pokazują ich zerową kulturę osobistą i zaściankowość? Nade wszystko jednak słabość, bo tylko człowiek, który czuję się z jakiegoś powodu zagrożony, słaby i niepewny siebie jest agresywny.
Oczywiście - jak niemal wszystko w życiu - proste to to nie jest. To, dlaczego lubimy sobie utrudniać życie, wolimy samobiczowanie i umartwianie od spokoju ducha, jest już sprawą indywidualną, ale każdy (powtarzam: KAŻDY!) musi sobie uświadomić, że poczucie bycia gorszym to tylko i wyłącznie jego wybór. Weź odpowiedzialność za swoje samopoczucie i nie zrzucaj winy na innych. Jesteś na tyle dyskryminowana, samotna i nieszczęśliwa, na ile sama sobie taki los zgotujesz. Amen.