Oczywiście, że jestem frustratką!
Sezon jeszcze w pełni nie zaczął się, a już zaczynam odczuwać początki rasizmu do Hindusów i Chińczyków. Przychodzi hołota do hotelu, pełnym wyższości tonem i łamaną angielszczyzną żąda dodatkowych mydełek, szamponów, wiadra kawy, narobi burdel w pokoju, nawrzeszczy na opieszałą obsługę i jeszcze napisze negatywną ocenę na booking.com, bo nie daliśmy 50 proc. zniżki za brak sałatki owocowej.
Kiedy z podniesionym ciśnieniem żalę się reszcie załogi wszyscy kiwają ze zrozumieniem głową. Starzy wyjadacze mówią zaś z dobrotliwym uśmiechem, że to jeszcze nic, poczekaj na Izraelitów. Strach się bać.
Dziś stałam za ladą z francuzką housekeeperką i rozmawiałyśmy o ciężkim żywocie pracowników hotelu. Na poprawę humoru temat zszedł na podróże (a potem na bajki Disney'a hyhy). Podróże (Disney zresztą też) zawsze poprawiają mi humor. Oczywiście wszyscy zamierzamy po skończeniu sezonu wybrać się gdzieś w siną dal po Kanadzie i USA. Sama jeszcze nie wiem do końca gdzie i jak, ale mam kilka punktów do odhaczenia.
Francuzka po raz kolejny rozpływała się nad Whistler, BC, a ja doszłam do wniosku, że w sumie czemu nie rzucić dotychczasowej pracy po letnim sezonie i zimowy spędzić w innym miejscu? Takim na przykład Whistler, który jest równie dobry jak każdy inny kurort w Kanadzie. I tu można kogoś poznać.
Pisząc tego posta oświeciło mnie po co tak naprawdę umawiam się z tymi facetami. Refleksja jest przygnębiająca.
Otóż znowu liczyłam na szczęście, że znajdę miłego kanadyjskiego drwala - zapalonego podróżnika, z którym wybiorę się w podróż. Po kolejnej nieudanej randce z panem, który okazał się byłym alkoholikiem, który stracił prawko i siedział pół roku w więzieniu za jazdę po pijaku, stwierdziłam, że o nie droga Ciam, życie wyraźnie Ci pokazuje, że wszystko musisz zdobyć sama, bez drogi na skróty. Nie pierwszy raz zresztą. Jestem samodzielna, bo muszę, a nie - bo chcę.
Zamiast luksusowego podróżowania z miłością życia muszę zapakować się w turystyczny plecak i sama sobie wszystko zorganizować. Przecież potrafię. Całe szczęście znalazłam fundację, która między innymi organizuje wycieczki z przewodnikiem po górach skalistych za małe pieniądze, więc nie muszę szukać po omacku doświadczonych wspinaczy i traperów, żeby nie zginąć zjedzona przez niedźwiedzie tudzież pumy.
No cóż, przynajmniej dowiedziałam się, czemu jestem sama. Jestem strasznie interesowna i niczego od siebie nie daję. Tu nawet nie chodzi o miłość. Chciałam żeby ktoś się w końcu mną zaopiekował, zadbał, powiedział, żebym się o nic nie martwiła, ja zapłacę, załatwię, przyniosę i podam. Ale nie kurwa, wszystko muszę sama. Dzięki losie! Fuck you!