Oczywiście przerysowałam nieco, ale przecież lubimy czuć, że należymy do jakieś subkultury, jesteśmy akceptowani i nie żyjemy na wrogiej, obcej planecie. Sama, kiedy latam z aparatem na - dajmy na to - koncercie, lubię ten moment, kiedy wszyscy w jednym rzędzie stoimy (bądź klęczymy) i pstrykamy zdjęcia nie przeszkadzając sobie, czasem pomagając i mimo, że nie wszyscy się znamy, uśmiechając do siebie.
Tak samo jest z innymi moimi pasjami, które lubię dzielić z innymi. W bibliotece, przy konkretnym dziale, na wycieczce, w teatrze, czy przed konferencją - czuję pewną więź ze współbohaterami danego wydarzenia będącego częścią mojego życia.
Inaczej z grubasami. Wiem, że bycie grubym nas nie definiuje, jednak wygląd jest ważnym (o ile nie najważniejszym) czynnikiem, na który zwracamy przy pierwszym kontakcie uwagę. Patrząc na obcą mi pulchną dziewczynę, wiem, że w tłumie chudzin, mogę być z nią kojarzona. Ja z kolei (głupio) w myślach mówię - na mnie nie patrzcie, nie mam z nią nic wspólnego...
Grubaski wywołują u mnie różne emocje. Raz jest to zwykłe współczucie, innym razem patrzę i zastanawiam się czy otyłość u niej wynika z obżarstwa, czy choroby, czy cierpi z tego powodu, czy stara się odchudzać, a może już chudnie i teraz wygląda o niebo lepiej niż miesiąc temu? Chyba nie jestem osamotniona w tych analizach...
Zresztą. Właśnie skończyłam książkę "Spowiedź heretyka", w której Nergal zapytany o osoby z nadwagą mówi: "Ludzie otyli to przeważnie ci, którzy nie zastanawiają się, co kładą na talerz. Po prostu napychają się niezdrową papką, którą mają pod ręką. Nie ma w tym żadnej świadomości. To jest mechaniczne, to ich pochłanianie. Poza tym otyłość jest przeważnie wynikiem lenistwa, którego jestem zajadłym wrogiem. Osoby, które świadomie podchodzą do jedzenia, rzadko kiedy są otyłe".
Mimo, że facet nigdy nie był gruby, ma sporo racji. Większość grubasów, w tym ja, niestety objada się bez zastanowienia i z tego powodu jest mi po prostu wstyd i dlatego nie chcę czuć się częścią tego świata. Dlatego patrzę na obcą mi, grubą dziewczynę i wiem, że w większości przypadków będzie to niestety objadająca się leniwa grubaska, która możliwe jednak, że podejmie heroiczną walkę ze sobą. I za to należą się oklaski na stojąco.
mimo ze jestem gruba to zawsze mnie zastanawia jak mozna sie doprowadzic do takiego stanu jak panie na zdjeciach do ktorych troche mi jeszcze brakuje
OdpowiedzUsuńchyba kazdemu w pewnym momencie zapala sie czerwona lampka ostrzegawcza
ja wsrod moich znajomych jestem najgrubsza
dwie moje przyjaciolki sa "pulchne"
okolo 80 kilo
pozostali znajomi sa normalni albo wrecz strasznie chudzi
czasami tym chudym zazdroszcze bo wcinaja kebaby pizze jakies hamburgery i sa chudzi a ja takich rzeczy wcale nie jem bo nie lubie (z wyjatkiem pizzy margarity) a wygladam jak wygladam
wiadomo ze w duzej mierze sobie na to zapracowalam ale jakbym jadla tak jak moje kumpele to bym wygladala tak jak te ze zdjecia a one sa chude niczym boska paris hilton
ehhh
Mnie się ostatnio zrobiło bardzo przykro, jak na kółko naukowym na studiach pewna dziewczyna pomyliła mnie z inną dziewczyną z tego kółka i wytłumaczyła się "bo jesteście do siebie podobne". A co mamy podobnego? Nadwagę. Tyle. Nic więcej.
OdpowiedzUsuńKiedys uslyszalam "z siostra mojego chlopaka nadawalaybyscie na tych samych falach!" Wiec spytalam "a co, tez jest taka towarzyska jak ja?" - no nie... A moze jest wesola? Lubi wyjsc na imprezke? - no nie... To chyba lubi podrozowac? tez nie...
OdpowiedzUsuńZgadnijcie w czy bylysmy podobne...