Uwielbiam podsumowania, zwłaszcza, że są pozytywne. Pierwsze podsumowanie mojej diety jest bardzo optymistyczne i zachęcające do dalszej walki.
Przede wszystkim zero wpadek. Jest to, myślę, ogromny sukces, zwłaszcza, że ludzie bardzo często łamią się w pierwszych dniach diety, potem w okolicach 2 tygodni. Ja przetrwałam cały okrągły miesiąc (no dobra, okrągły będzie za 3 dni, ale dziś mam wolne, więc mogę spokojnie pisać) i jestem z tego dumna.
Znając siebie i swoje wpadki (nie jest to niestety moja pierwsza dieta), to kolejny kryzys może nastąpić po drugim miesiącu, zaś trzeci i najgorszy po pół roku. Jeszcze wam tego nie mówiłam, ale kiedyś byłam dużo szczuplejsza (ważyłam lekko ponad 60 kg.), po tym jak schudłam ponad 30 kilo w trakcie liceum. Moja dieta niestety była bardzo rygorystyczna i ze zwykłego głodu ją przerwałam właśnie po pół roku. Przerwanie było o tyle bolesne, że najadałam się po korek i potem miałam problemy żołądkowe. Mam nadzieję, że nigdy więcej mi się to nie zdarzy, bo jest to straszne uczucie...jakbym nie panowała nad własnym ciałem. Jest to trochę, jak jedzenie w transie, albo podczas snu. Dopiero po zjedzeniu przychodzą wyrzuty sumienia i zgaga.
Tym razem jestem nieco spokojniejsza, ponieważ rzadko kiedy jestem głodna (przed obiadem i w okolicach 20-22) i jem wszystko czego organizm potrzebuje. Ponadto z radością mogę przyznać, że ani razu nie miałam poczucia, że coś tracę (oprócz kilogramów ;)). Że gdyby nie dieta, to mogłabym w tej chwili jeść słodycze i normalne mączne obiady. Wprost przeciwnie, zyskałam bardzo wiele, jem smacznie (a przed dietą nie było to takie częste) i nawet domownicy czasem mi zazdroszczą jak sobie coś fajnego upichcę.
Pytanie, skąd wzięłam nagle w sobie tyle siły? Czy z dnia na dzień moja silna wola nabrała mocy? Nie sądzę...nie jest ona teraz nadwyrężana, nie mam żadnych pokus, a przynajmniej nie w moim odczuciu. Kiedyś latałam po domu szukając słodyczy, a potem stwierdzałam, że mam słabą wolę i za dużo pokus, żeby je przezwyciężyć. Teraz nawet mi to do głowy nie przychodzi! Nawet jak widzę w garnku rozpuszczoną czekoladę (mojej siostry), to nie biorę za łyżkę i nie wyjadam, tylko obojętnie omijam ją wzrokiem.
Jeżeli odkryję, jak można z dnia na dzień zmienić się z żarłoka w dbającego o siebie człowieka, to opatentuję to.
Ok, to teraz konkrety. Schudłam ok. 3,2 kg. (albo ponad 5, bo kupiłam niedawno nową wagę, która średnio pokazuje 2 kg. więcej), przybyło mi 0,1 proc. masy mięśniowej, -6 cm. z ramion, -2 cm. z bicepsa, -13 (!!) cm. z talii, -10 (!!) cm. z bioder i -9 (!) cm. z uda.
Uff...z takimi wynikami można iść dalej :).
Ps. Dziś na obiad miałam dietetyczne calzone, jak chcesz to mogę podawać co jakiś czas ciekawe przepisy na fajne, dietetyczne dania + ew. zdjęcie :).
Gratulacje! Piękne spadki :) Zazdroszczę wytrwałości, mnie właśnie kilka dni temu dopadł kryzys po 2 tygodniach diety... Wpadłam w wir objadania się, ale powoli z tego wychodzę :) Przez 2 tygodnie czułam się dokładnie tak, jak Ty teraz - nie brakowało mi niczego, jadłam pełnowartościowe, smaczne posiłki i w ogóle nie myślałam o niezdrowym jedzeniu. Niestety, nagle coś mnie opętało i wracam do punktu wyjścia. No, może nie do końca, bo teraz jestem silniejsza, wiem, gdzie popełniłam błędy i staram się opanować. Życzę dalszych sukcesów, z takim nastawieniem na pewno Ci się uda! :))
OdpowiedzUsuńWow! Ile zgubionych centymetrów! Rewelacja. Miło czyta się takie wpisy :) Dają motywację. Ja właśnie zawsze po 2/3 tygodniach łamię się i ulegam pokusom. Mam nadzieję, że tym razem wytrwam. Jakieś wskazówki ? :)
OdpowiedzUsuńp.s dodaję do linków, bardzo spodobał mi się Twój blog :) Będę go obserwować.
mi w ciągu miesiąca z całego ciała zeszło 10,5 cm a tobie z jednego miejsca 13.gratuluję
OdpowiedzUsuńŚwietne wyniki, oby tak dalej. Też bym tak chciałabym obojętnie przechodzić obok rozpuszczonej w garnku czekoladki... *.*
OdpowiedzUsuńPowodzenia w dalszej walce :)
Widzę, że te okresy załamania są dla każdego podobne, powiem wam, że dobrze jest mieć taką świadomość, kiedy zbliża się "termin załamania", trzeba wtedy po prostu bardziej uważać i przede wszystkim nie głodzić się :).
OdpowiedzUsuńCiam, tylko fotka z pierwszego postu na moim blogu przedstawia mnie, reszta to inspiracje :)
OdpowiedzUsuńKochana, gratuluję, że udało Ci się wtedy zrzucić 30 kilo! Wielki wyczyn :) Dobrze, że teraz odchudzasz się z głową i powoli. Gratuluję każdego kolejnego sukcesu :*
OdpowiedzUsuńGratuluję!
OdpowiedzUsuńGratuluję imponujących wyników w odchudzaniu :-) ja też się mierzę, ale po miesiącu mogę się pochwalić -5 cm w ramionach i -4 w talii a reszta bez zmian heheh ale i tak jestem z siebie dumna i prę dalej. Też stosuję dietę Montignaca - masz jakieś ciekawe przepisy? Chętnie poczytam jak umieścisz na blogu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNatalia - właśnie zastanawiam się jak tu wrzucać przepisy i moje przemyślenia razem...może założę drugiego bloga?
OdpowiedzUsuń