tag:blogger.com,1999:blog-79391380854498734142024-03-05T17:12:35.559+10:30Ciamciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.comBlogger264125tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-66515644277240758662021-05-16T11:32:00.009+09:302021-05-16T11:40:17.374+09:30Płynę na fali<p> Powoli osiągam znowu stan spokojnej, niezaburzonej rzeki. Gdzieś czytałam definicję równowagi wewnętrznej, która mniej więcej mówi o stanie, w którym dana osoba jest psychicznie stabilna i jest gotowa na małe i średnie zmiany w życiu. Studiami już nie denerwuję się aż tak bardzo. Uniwersytety w Australii teraz cierpią na brak studentów międzynarodowych więc mam nadzieję, że będą na mnie patrzeć przychylniejszym okiem.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCgeJ6N6vwiP2mnbcMTvrcl3cZ8vV773jywHjR8oUVdOjceUr3sn-s4zRDwnCAkZgaRwNMRk03pL1TK_vMY4c4SOt8fkwWdbAo_E-nujxo3yvKqfMgIIfpYLhePPyfbsuamNSx_GsYzDqH/s1200/I%2527ll_Allow_It_Meme_Banner.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="675" data-original-width="1200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCgeJ6N6vwiP2mnbcMTvrcl3cZ8vV773jywHjR8oUVdOjceUr3sn-s4zRDwnCAkZgaRwNMRk03pL1TK_vMY4c4SOt8fkwWdbAo_E-nujxo3yvKqfMgIIfpYLhePPyfbsuamNSx_GsYzDqH/s320/I%2527ll_Allow_It_Meme_Banner.jpg" width="320" /></a></div><p>Czasem dopadają mnie czarne myśli, że nie zdam, zwłaszcza, że razem z mężem rozpowiedzieliśmy już wszystkim, że zaczęłam studia, łącznie z wielkim CEO naszej firmy. To była mega historia. Jednego dnia mieliśmy (w sensie cała firma) spotkanie z osobami z zarządu. Po przemówieniach i oklaskach podeszłam do szefa, przedstawiłam mu się, powiedziałam coś w stylu, że jestem jego wielką fanką (olaboga, trzymajcie mnie, ale na usprawiedliwienie powiem, że on ma swój kanał na youtube i udzielił wywiadu dla studentów MBA w USA) i powiedziałam, że studiuję logistykę. Ten na to, że to super i, że jakbym czegoś potrzebowała, to mam dać znać.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwE4SwSfAZ5YR0irkA0hgQWY1UgggCWKlN0dDsMjiptGaZS4-PSuTUV7gc_XXB5ZKHHU671w9uPrfv0ygb2INmh0hyphenhyphengwCYOm5USla8Ppm5Sp_HMAsi-hRkVFJ0e8faGo2zIriGkrO36Pg7/s800/gatsby.gif" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="333" data-original-width="800" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwE4SwSfAZ5YR0irkA0hgQWY1UgggCWKlN0dDsMjiptGaZS4-PSuTUV7gc_XXB5ZKHHU671w9uPrfv0ygb2INmh0hyphenhyphengwCYOm5USla8Ppm5Sp_HMAsi-hRkVFJ0e8faGo2zIriGkrO36Pg7/s320/gatsby.gif" width="320" /></a></div><p>Czuję wewnętrzny dysonans. Z jednej strony chcę być człowiekiem sukcesu i jak on przemawiać przed tysiącem ludzi, a z drugiej czytam Krytykę Polityczną, w której mówią, że świat jest niesprawiedliwy i klasa średnia nigdy nie dojdzie do klasy wyższej (a przynajmniej będzie nam baaardzo trudno i żadne kołczingowe guru nam w tym nie pomoże). No to jak z tym jest? Myślę, że lepiej jest myśleć pozytywnie i mieć nadzieję, że dzięki ciężkiej pracy możemy w życiu coś osiągnąć, niż zdziadzieć w fabryce i być zgorzkniałym cynikiem. W Australii chyba bardziej wierzę w "Amerykański sen" niż w Polsce. Zauważyłam, że tu jestem bardziej odważna, bo żaden z rodaków mnie nie widzi i nie ocenia. Czy Polacy rzeczywiście są bardziej krytyczni, czy to ja nie przejmuję się opinią "obcych"? Sama nie wiem, ale odkąd wyjechałam z Polski dużo mniej zaprzątam sobie głowę myślami o tym, co ludzie pomyślą. </p><p>Dieta. Obecnie jem według przepisów dietetyka. W weekend gotuję na cały tydzień. Raz prawie zjadłam coś spoza planu, ale po otwarciu lodówki i zobaczeniu milionów pudełek stwierdziłam, że szkoda mojego zachodu na chwilę wątpliwej przyjemności. Plan chyba działa.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgLiZapSqNayNjCt4kDo__jzBYyz5Jt80BuyPs0_1vMo4xBEYcb2npEbldVFRI9nttzFiKECQElelYCWI3benOS5TFOsKTlEM-RC6DZGa6oInAv1jQzcb_bNI0yThyv2AL6DKxfUkFRVnfM/s1200/oksana_kurmaz_fruit.gif" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="675" data-original-width="1200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgLiZapSqNayNjCt4kDo__jzBYyz5Jt80BuyPs0_1vMo4xBEYcb2npEbldVFRI9nttzFiKECQElelYCWI3benOS5TFOsKTlEM-RC6DZGa6oInAv1jQzcb_bNI0yThyv2AL6DKxfUkFRVnfM/s320/oksana_kurmaz_fruit.gif" width="320" /></a></div><p>Teraz nie jestem głodna i nie mam silnej ochoty na podjadanie. Wcześniej jednak miałam z tym problem i napisałam do dietetyka, co mam robić i czy może mi napisać nazwę jakichś tabletek na hamowanie głodu, a on odpisał, że mój organizm ostatecznie przyzwyczai się i nie będę miała napadów głodu. </p><p>Zastanowiłam się nad tym. Czy mylę napady głodu z normalnym głodem? Jedząc zdrowo 2200 kalorii dietetyk pewnie myślał, że to niemożliwe, żebym odczuwała realny głód. Żeby było śmieszniej od tamtej pory nie czułam głodu, ale może przed okresem to się zmieni.</p><p>Automatyzm w tym przypadku bardzo przydaje się. Wcześniej pisałam o <a href="https://amciam.blogspot.com/2021/04/nawyk-organizacji.html" target="_blank">eliminowaniu jak największej ilości decyzji,</a> żeby nie wyczerpywać niepotrzebnie zasobów silnej woli. Nie jestem smakoszem, ani wirutuozem kuchni więc nie przeszkadza mi jedzenie tego samego dania przez trzy dni. Organizacja życia wyzwala, a nie ogranicza. Ludzie myślą, że jeśli dadzą sobie codziennie wolność wyboru śniadania to będą szczęśliwsi od tych, którzy mają tygodniowy plan posiłków. Rozumiem, też przez to przechodziłam. Myślałam, że zorganizowani ludzie są robotami, którzy bezmózgowo przechodzą przez całe życie. Jest jednak totalnie na odwrót. Im mniej według nas mało znaczących decyzji podejmiemy w ciągu dnia, tym więcej mamy energii i czasu na te naprawdę ważne. W odróżnieniu od komputera, to ja kontroluję i decyduję o tym, co jest ważne, a co nie, przez co wyrażam siebie i swoją osobowość. Wyrabianiem nowych nawyków definiuję siebie jako osoba zorganizowana, uprawiająca regularnie sport i jedząca zdrowe jedzenie. Poza tym identyfikuję się jako osoba wciąż doskonaląca się i poszerzająca wiedzę. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMLOjs-EVhBfPWdKcFQbvTpN6G3waYm5Nuso27luIORifCVe5M8LPSJKXzig5GSzGOMpSJyBsoqPLlnmN4WElq9dPxNCwsEdbhEw_iFbKmz8nRskyw8uzkcHYOUsBFAQdsEPemMt-NvXAY/s364/200.gif" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="200" data-original-width="364" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMLOjs-EVhBfPWdKcFQbvTpN6G3waYm5Nuso27luIORifCVe5M8LPSJKXzig5GSzGOMpSJyBsoqPLlnmN4WElq9dPxNCwsEdbhEw_iFbKmz8nRskyw8uzkcHYOUsBFAQdsEPemMt-NvXAY/s320/200.gif" width="320" /></a></div><p>Żeby było śmieszniej teraz mąż definiuje mnie jako przyszła pani prezes. Dalej oficjalnie nie zaczęłam studiów, a my już marzymy o MBA w USA. Swoją drogą czy oglądałaś/ oglądałeś film "Rekrutacyjny skandal"? Raczej nie będę celować w tak prestiżowe studia, ale to kolejny cios w moją wiarę, że ciężką pracą można wysoko zajść. </p><p>Patrząc wstecz widzę jaki popełniłam błąd w Polsce. Może nie tyle zły kierunek studiów (historia sztuki), ale raczej brak sensownych kontaktów i perspektywy na lepsze jutro spowodowało, że zmarnowałam swój talent. Teraz zaczęłam na odwrót. Nie czekam na rozdanie dyplomów i już teraz tworzę sieć kontaktów. Raz - przedstawiłam się prezesowi firmy, dwa - napisałam do twórców amerykańskiego podcastu na temat logistyki i zarządzania łańcuchem dostaw (serio! Ludzie tworzą podcasty na KAŻDY temat) i dostałam maila do prezesa firmy logistycznej, któremu podrzuciłam swoje odpicowane przez firmę zewnętrzną CV. Ten z kolei podrzucił je do swoich ziomków i polecił przy okazji odpicowanie profilu na Linkedinie. Mam plan zrobienie profesjonalnej sesji zdjęciowej żebym wyglądała jak kobieta sukcesu. Mam nadzieję, że wyfotoszopują mnie na trochę szczuplejszą, hehe. </p><p>Nie łudzę się, że z dnia na dzień osiągnę mega sukces i będę spała na pieniądzach, ale nikt (oprócz szczęśliwców loteryjnych i spadkobierców zapomnianych bogatych wujków czy babć) nie zostaje z dnia na dzień bogaty.</p>ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-83645325952346948942021-05-02T10:09:00.004+09:302021-05-02T10:09:32.163+09:30Opór <p> Tyle lat próbuję zmienić nawyki, że chyba wykształciłam nawyk planowania zmiany nawyków i natychmiastowego sprzeciwu zmiany. </p><p>Mam wrażenie, że to tak skomplikowany węzeł, że najlepiej poddać i położyć się do łóżka z paczką chipsów i oglądać głupie filmiki na Facebooku (jak zrobiłam wczoraj). Jestem beznadziejna.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPDe1LhuAAuJwu9DANo-8OErcmiO5aOmBGeDiIzTLccsoMa9Unat7xsmhkeYNrbOXC_Zf27QEgDM7mohLkr3nCKvKy4fSDS9BgxXcpMjNMzkKQCoYJQ7BzfcWcUnRFMjZTy7uStKlcUBny/s352/funniest-dog-gifs-lazy-eating.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="288" data-original-width="352" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPDe1LhuAAuJwu9DANo-8OErcmiO5aOmBGeDiIzTLccsoMa9Unat7xsmhkeYNrbOXC_Zf27QEgDM7mohLkr3nCKvKy4fSDS9BgxXcpMjNMzkKQCoYJQ7BzfcWcUnRFMjZTy7uStKlcUBny/s320/funniest-dog-gifs-lazy-eating.gif" width="320" /></a></div><p>Od tygodnia planuję wydrukować sobie pomoc przy zmianie nawyków, którą znalazłam w książce „Siła Nawyku” Charlesa Duhigga, który udowadnia, że działamy w pętli wskazówka - działanie - nagroda. Wystarczy zauważyć wskazówkę, zamienić działanie i znaleźć nagrodę równie dobrą jak haj po czekoladzie. Z jakiegoś powodu jednak odwlekam ten moment, w którym zacznę zauważać i zapisywać momenty, w których mam ochotę na coś słodkiego. </p><p>Może jak napiszę głośno i wyraźnie jak mi ciężko to magicznie zmienię to z czym się zmagam. A najlepsze jest to, że napisałam dietetykowi, że wszystko jest super i nie chodzę głodna. Dnia następnego jednak poczułam głód, który zaspokoiłam najpierw dwoma marchewkami, a potem...popłynęłam rozczarowana, że nawet na diecie 2200 kalorii jestem głodna.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkQVZSpIuXoQXUFlkgdJlsZbibYpyzMdKMmiqYCR2BTqjgoKuwVVnxnT7RNGmTlnbqAIKFdJ4G0RBvNPyXIpkSbo3CaXqvTMjQer_QPRcStJ28ffjAJrQbAq-6glqQ5X-A_XQg8rQ1hxJ_/s365/9d3244efa4c1919f4f8607b9b3521836.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="365" data-original-width="300" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkQVZSpIuXoQXUFlkgdJlsZbibYpyzMdKMmiqYCR2BTqjgoKuwVVnxnT7RNGmTlnbqAIKFdJ4G0RBvNPyXIpkSbo3CaXqvTMjQer_QPRcStJ28ffjAJrQbAq-6glqQ5X-A_XQg8rQ1hxJ_/s320/9d3244efa4c1919f4f8607b9b3521836.gif" /></a></div><p>Z tego wszystkiego zapisałam się jako wolontariusz do badania mózgu obrzartuchów. Uzupełniłam ankietę, a potem - jeśli się nadam - naukowcy mają mi zrobić rezonans magnetyczny mózgu pokazując zdjęcia jedzenia (czy coś koło tego). Zawsze chciałam brać udział w eksperymentach mających na celu pomoc przy odchudzaniu. Mam nadzieję, że mnie wezmą i powiedzą co jest ze mną nie tak.</p><p><br /></p>ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-44154301250262858652021-04-25T12:38:00.003+09:302021-04-25T12:38:53.419+09:30Nawyk organizacji<p> Wielokrotnie czytałam o wielkich biznesmenach czy ludziach polityki jak Mark Zuckerberg, Steve Jobs czy Barack Obama i Hillary Clinton, którzy by zaoszczędzić czas i energię, ubierają się zwykle w to samo. Czasem się nad tym zastanawiałam. Dla mnie wybór "kreacji" zajmuje raptem chwilę, więc nigdy nie uważałam ten trik za użyteczny. Nie dawało mi to jednak spokoju. Dlaczego czytając wywiady z mózgami tego świata często natykałam się na tę informację przedstawioną w formie lifehacka?</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkuna3UB-Lh3GanZl3pHxRC8jHdmxrmNemO7bdut3BcrlDXaAkL_IYX2LQ2b6RybKBQmYBjPBqHqkeJ7GZC4p4lL7Cx5ZhR2b2lZatEuHJajOm49-xMtt4WQVE4I86WUny8NtSTFTScCQ6/s430/main-qimg-7d6014c6056a340b29a01e02bc50eca1.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="179" data-original-width="430" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkuna3UB-Lh3GanZl3pHxRC8jHdmxrmNemO7bdut3BcrlDXaAkL_IYX2LQ2b6RybKBQmYBjPBqHqkeJ7GZC4p4lL7Cx5ZhR2b2lZatEuHJajOm49-xMtt4WQVE4I86WUny8NtSTFTScCQ6/s320/main-qimg-7d6014c6056a340b29a01e02bc50eca1.jpeg" width="320" /></a></div><p>Ostatnio czytałam książkę o nawykach, które odpowiednio wykształcone są właśnie takimi użytecznymi trikami ułatwiającymi życie. Nawyki powodują, że nie marnujemy silnej woli na trywialne rzeczy, jak na przykład wybór spodni, bo jak się okazuje, każdy wybór przed którym stoimi powoduje, że wyczerpujemy energię, którą moglibyśmy wykorzystać na bardziej konstruktywne myślenie. </p><p>Niestety bez odpowiedniego nadzoru można uformować bardzo szkodliwe nawyki jak np. w moim przypadku objadanie się. Na szczęście świadomie możemy je zmieniać i tworzyć nowe.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVwe47HiAQ88mRs80ohFH6lslo42Id_CaHMC78QRDQI0Fk2QQFJ6VXWUfrB_A-xK6P4SfxUGBDV0s8MxM0pDfVXvAcT83knVoG4hDhEVK9pIL_4Ozlsb6iz6nXTyLrOTEMgmmN-C63jD1q/s200/200w.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="167" data-original-width="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVwe47HiAQ88mRs80ohFH6lslo42Id_CaHMC78QRDQI0Fk2QQFJ6VXWUfrB_A-xK6P4SfxUGBDV0s8MxM0pDfVXvAcT83knVoG4hDhEVK9pIL_4Ozlsb6iz6nXTyLrOTEMgmmN-C63jD1q/s0/200w.gif" /></a></div><p>Uzbrojona w tę wiedzę postanowiłam zorganizować sobie życie i wykształcić nawyki, które pomogą mi uporać się z pracą i nauką. Jednym z nich jest gotowanie posiłków na cały tydzień według zaleceń dietetyka, dzięki czemu nie będę musiała zastanawiać się co zjeść i co kupić w sklepie. Znalazłam polskiego dietetyka mającego dobre opinie, któremu napisałam, że mam historię z zaburzeniami odżywiania i dlatego lepiej wprowadzić delikatny deficyt kaloryczny, bo inaczej umieram z głodu, co też powoduje, że tracę energię na walczenie ze swoim głodem. Dietetyk wysłał mi menu na tydzień z kalorycznością 2200 kalorii, co mnie pozytywnie zdziwiło, bo do tej pory dietetycy zalecali mi dietę maksymalnie 1700 kalorii. Jak widać, szczerość popłaca.</p><p>Innym nawykiem, który chcę wykształcić jest działanie według z góry ustalonego planu. W weekendy piorę, sprzątam i spisuję wydatki. W tygodniu pracuję i uczę się. Sport również został zorganizowany co do minuty. Codziennie spędzam minimum 30 minut na uprawianie sportu, który ma mi dotlenić mózg i pomóc w koncentracji. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjPhM55N8rIV8r06bAQkSlOqZ9yEWORcKUjIi57k9Cg8p-osF90ANQdZ5zGI0m3fciwgnry1tsJHTELW0u4uz9-ppVjQ1aIhuep10RLBzViKDrcf-Ywue3U8B-t7qvYmhoLLmYYpjfnksnO/s435/unnamed.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="200" data-original-width="435" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjPhM55N8rIV8r06bAQkSlOqZ9yEWORcKUjIi57k9Cg8p-osF90ANQdZ5zGI0m3fciwgnry1tsJHTELW0u4uz9-ppVjQ1aIhuep10RLBzViKDrcf-Ywue3U8B-t7qvYmhoLLmYYpjfnksnO/s320/unnamed.gif" width="320" /></a></div><p>Nie jestem oczywiście w tym idealna. Dalej marnuję czas na fejsbuki i zamiast odpoczywać rozciągając się, czy medytując (co planowałam) to "odpoczywam" czytając jakieś głupie teksty w stylu: Zobacz jak gwiazdy się starzeją! (lol)</p><p>Kiedyś brzydziłam się taką organizacją. Byłam lekkim duchem, któremu obce było planowanie. Teraz widzę, że bardzo dużo marnowałam energii na codzienne wybory i działanie "zgodne z nastrojem", bo musiałam co chwila podejmować decyzję co tu zrobić, gdzie iść, co zjeść, jak się ubrać, jak pomalować oczy itd...</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfuG-Q89m3g9vcxYAhV22oj79rD9PZzRH8q-lsb_eopP_kGCZYGxbnE8GaXgehI7Exp6Zt477IrrhTTNPkwiPR3aDt8Y6rYItPx2D_G3t2zCKKls8zHYOUFKqSEa2ePb8wnqHECK3SCeNl/s500/45654a1d325f69a43c5a1a2afa4ceafa.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="342" data-original-width="500" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfuG-Q89m3g9vcxYAhV22oj79rD9PZzRH8q-lsb_eopP_kGCZYGxbnE8GaXgehI7Exp6Zt477IrrhTTNPkwiPR3aDt8Y6rYItPx2D_G3t2zCKKls8zHYOUFKqSEa2ePb8wnqHECK3SCeNl/s320/45654a1d325f69a43c5a1a2afa4ceafa.gif" width="320" /></a></div><p>Nie jestem oczywiście szefową wielkiej korporacji, więc nie muszę szlifować każdej sekundy swojego życia, ale zauważyłam, że ta taktyka jest przydatna także dla normalnego zjadacza chleba. Im mniej spędzam czasu na dokonywaniu wyborów tym więcej energii mam do nauki. </p>ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-59725376958796052602021-04-09T11:20:00.004+09:302021-04-09T11:20:29.275+09:30Permutacje i kombinacje<p>Chyba oszalałam wybierając się na studia pracując przy tym na cały etat. Codziennie uczę się statystyki i nie poddaję się tylko dlatego, że mąż mnie dopinguje i już pochwalił się wszystkim sąsiadom.</p><p>Nie mam na nic czasu. Ledwo nadążam chodząc do siłowni i na spacer. Jeszcze nawet oficjalnie nie zaczęłam studiów, a już zaczynam panikować jak mam ogarnąć pracę, naukę i dietę naraz. Niestety były porażki.</p><p>Zacznę jednak od zwycięstw. Niedawno miałam test na obywatelstwo australijskie i...zdałam! Nie był to trudny test, ale jednak trzeba było nauczyć się mapy Australii, flag i zasad sprawowania władzy, co nie było dla mnie intuicyjne, bo nigdy za szczególnie nie interesowałam się polityką. To jest jednak już za mną. Oficjalnie zostanę obywatelką Australii za kilka miesięcy podczas lokalnej ceremonii! </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBlfo8_YhmaUVaKXGYHbSj4epRgk7bG3UL2ea7hVqwBFq_aUed_lo97D-kmhckYIBvZknhxQPz0keuqFtxuMXjZvGjbizZ9teUC9b2cRARWDCpyXuyAt6lD5HeKnDbUdGIwSUEjMd9ClZK/s352/giphy.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="240" data-original-width="352" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBlfo8_YhmaUVaKXGYHbSj4epRgk7bG3UL2ea7hVqwBFq_aUed_lo97D-kmhckYIBvZknhxQPz0keuqFtxuMXjZvGjbizZ9teUC9b2cRARWDCpyXuyAt6lD5HeKnDbUdGIwSUEjMd9ClZK/s320/giphy.gif" width="320" /></a></div><p>Dziwne uczucie. Nie zastanawiałam się nad duchowym tego znaczeniem. Wybrałam podwójne obywatelstwo w celach bezpieczeństwa i wygody. Jako rezydent Australii mam prawie równe prawa co obywatel, ale jednak są drobne rozbieżności widoczne zwłaszcza podczas pandemii koronawirusa i studiowania. Gdybym straciła pracę przez szalejącego wirusa, nie miałabym dostępu do dodatkowej pomocy od państwa, a studiując nie mam prawa do ubiegania się o kredyt państwowy. Nie mam też prawa do różnych grantów, więc ten dodatkowy koszt 250$ wydaje mi się małą inwestycją w porównaniu z ewentualnymi profitami.</p><p>Czy czuję się jednak australijką? Nie. Nigdy nie będę traktowana jako "jedna z naszych", co mnie nie dziwi, bo czy w Polsce imigranci, którzy zdobyli polskie obywatelstwo są traktowani jak "nasi"? Śmiem wątpić. Nieraz brakuje mi poczucia przynależności. Ludzie zazwyczaj traktują mnie życzliwie, ale jednak czuć rezerwę, co chyba nigdy się nie zmieni, chyba, że przeprowadzę się do miasta, gdzie jest więcej imigrantów. No, ale może to kwestia mojego podejścia.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjls4lmTneuGvdh-jJekq19i81i6B4FNUMfPyspju5Ui8A2B6KAJVt4kWjoN3pwS9VEeqMzKPw3uvV7fdeCULtJucKDTp_3-5FPQ172JRXpK4jGmcqwUa_5EHk5A7dVAyMJCNUb-8fB5ePp/s370/200.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="200" data-original-width="370" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjls4lmTneuGvdh-jJekq19i81i6B4FNUMfPyspju5Ui8A2B6KAJVt4kWjoN3pwS9VEeqMzKPw3uvV7fdeCULtJucKDTp_3-5FPQ172JRXpK4jGmcqwUa_5EHk5A7dVAyMJCNUb-8fB5ePp/s320/200.gif" width="320" /></a></div><p>Imigracja mnie wzmocniła. Jestem bardziej zdecydowana i mocniej prę do przodu, bo muszę starać się co najmniej dwa razy bardziej niż w Polsce, gdzie mama mnie wychowała na zasadzie "nie kop pana, bo się spocisz". Teraz widzę, że na sukces trzeba sobie zapracować. Oczywiście można żyć na zasadzie, że wszystko ma być łatwe i przyjemne, ale w końcu nadszedł czas żeby Ciam pokazała zęby i wypiłowane na ostro paznokcie.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhIMYeZ6ggHdltrUyU0i9GCcgmco3g17TnovNBW6GbCSuTikPJPTxkkn1uWcorQ81GsG_MwMN9_96RPlGxhmKtlqZwj2_VJPNlB9b8aMoK094wqzJgpV6SPgz5wpTXwMaiZWesl1CpIba3L/s500/giphy+%25281%2529.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="281" data-original-width="500" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhIMYeZ6ggHdltrUyU0i9GCcgmco3g17TnovNBW6GbCSuTikPJPTxkkn1uWcorQ81GsG_MwMN9_96RPlGxhmKtlqZwj2_VJPNlB9b8aMoK094wqzJgpV6SPgz5wpTXwMaiZWesl1CpIba3L/s320/giphy+%25281%2529.gif" width="320" /></a></div><p>Porażki...cóż też były. Dieta znowu leży. Nie wiem jak mam chudnąć, pracując i studiując na raz. Czy ktoś tu ma podobny problem? Wymyśliłam, że znajdę dietetyka, który da mi gotowy plan posiłków, które będę gotować co niedzielę na cały tydzień (co zaoszczędzi mi czas w tygodniu). Innym pomysłem jest aplikacja na telefon z różnymi planami posiłków, ale nie chcę też spędzać przy niej za dużo czasu.</p><p>Poza tym siłownia dalej stoi pod znakiem zapytania. O ile się nie mylę, sport dotlenia mózg więc powinnam jednak nie rezygnować, bo w efekcie moja nauka może być bardziej efektywna. Zdrowa dieta też powinna mi sprzyjać, bo wiadomo - jarmuż z kosmosą ryżową może wzmocnić pamięć (czy coś koło tego).</p><p>Co myślisz? </p>ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-21171499413718100512021-03-17T12:38:00.002+10:302021-03-17T12:38:11.505+10:30Montignac - aktualizacja<p> Zapomniałam jak dieta Montignaca wpływa na mój organizm. Wróciłam do tego sposobu żywienia, bo pamiętam, że na niej chudłam, ale zapomniałam dlaczego. Teraz tylko zadaje sobie pytanie: dlaczego ją porzuciłam kilka lat temu? <br /><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjUeF5piEn4YS1zOBh2wjxMa2tRGoiWqeHv6mG8GtOl3QPX2CCSCfsLgksF00CDwLOwg-NBK9m5-m5SG-E5ciiYfIdiGaFPPNi1bxtvFeUMZ0hK2d2WWFPPepQlmQjJloLTefH8YpwMk8wT/s320/starve-hunger.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="320" data-original-width="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjUeF5piEn4YS1zOBh2wjxMa2tRGoiWqeHv6mG8GtOl3QPX2CCSCfsLgksF00CDwLOwg-NBK9m5-m5SG-E5ciiYfIdiGaFPPNi1bxtvFeUMZ0hK2d2WWFPPepQlmQjJloLTefH8YpwMk8wT/s0/starve-hunger.gif" /></a></div><p>Jeszcze niedawno non stop byłam głodna. Codziennie o 9-10 rano musiałam jeść drugie śniadanie, bo burczało mi w żołądku, co ewidentnie świadczyło o głodzie fizycznym, a nie jakimś tam wymyślonym z nudów. Jadłam wtedy płatki owsiane z jogurtem i owocami, bo czułam spadek energii. Teraz nie czuję głodu aż do 11-12, co niby nie jest aż tak wielką różnicą czasową, ale też mam inny rodzaj głodu. Mogę spokojnie przygotować obiad, który zazwyczaj złożony jest z surówki i mięsa/ ryby. Po takim posiłku czuję się zaspokojona. Nie myślę o dokładkach, czy czymś słodkim. Mam też dużo więcej energii, która jest równo rozłożona w ciągu dnia. </p><p>Jem mniej i mniej potrzebuję, chociaż więcej się ruszam. Cud? A może po prostu produkty o niskim indeksie glikemicznym są kluczem, bo mimo, że wcześniej jadłam według mnie zdrowo, to jednak niektóre produkty miały wysoki indeks glikemiczny, jak banany, ziemniaki, czy chleb. Pomijam tu historie ze słodyczami, bo wtedy miałam napady głodu, których teraz nie mam. </p><p>Obiecuję sobie, że więcej nie będę czytać porad na temat co jeść, żeby być szczupłym, bo nigdy mi to na dobre nie wychodzi...</p><p> </p>ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-37590276671350731732021-03-10T16:44:00.001+10:302021-03-10T16:44:27.254+10:30Humanista i matematyka<p> Kiedy miałam około 16 lat musiałam (jak wielu innych) podjąć ważną decyzję w sprawie mojej przyszłości: z czego zdawać maturę i na jakie iść studia.</p><p>Nie byłam pewna siebie i swoich umiejętności. Poszłam do wymagającego liceum, które dało mi do zrozumienia, że jestem noga ze wszystkiego. Nie byłam "piątkową" uczennicą, co najwyżej miałam dobre oceny z polskiego i wfu. Zazdrościłam geniuszom. Mogły zdawać maturę ze wszystkiego i ze wszystkiego by zdały. Ja z kolei myślałam, że gdybym zdawała maturę z geografii czy fizyki to na bank bym oblała i skończyła jako kasjerka w Biedronce (pardon dla wszystkich kasjerów, nie miałam wówczas zbytniego poważania dla tej profesji). W związku z tym zdawałam maturę z historii sztuki, której nawet nie uczono w moim liceum. Nie miałam pomocy. Bałam się oceny innych, więc uczyłam się sama. Wbrew pozorom uwielbiałam to. Uczyłam się bez presji innych i wiedza szybko wpadała mi do głowy. Zdałam maturę na dosyć wysokim poziomie i poszłam na studia. Myślałam, że to jest moje przeznaczenie, w końcu tak świetnie sobie radziłam. Na studiach byłam w końcu "piątkowa".</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7RtC_5TR6_h31D6jmd16lfXd4yprasBM-02a2s4bIxR4pHy4cDS1s7vbf2kSqeioiVhm2dj1lxXlbJXmtJHkuFv9fH7cydST39WMkNSgq1mwKx26ZH2XU3JKsOS5G5b0ezqrf-gDXldzc/s480/1471427188-mrbeanexam.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="264" data-original-width="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7RtC_5TR6_h31D6jmd16lfXd4yprasBM-02a2s4bIxR4pHy4cDS1s7vbf2kSqeioiVhm2dj1lxXlbJXmtJHkuFv9fH7cydST39WMkNSgq1mwKx26ZH2XU3JKsOS5G5b0ezqrf-gDXldzc/s320/1471427188-mrbeanexam.gif" width="320" /></a></div><p>Teraz mam ochotę sobą sprzed niemal 20 lat potrząsnąć, chociaż pisząc to widzę w czym tkwił problem. Strach przed osądem innych powodował, że poszłam w zupełnie innym kierunku niż moje wcześniejsze ambicje. Chciałam na przykład zostać architektem. Mój ojciec stwierdził, że do tego trzeba znać się na matematyce, więc zrezygnowałam z góry zakładając, że jestem zupełnym tępakiem i w życiu nie nauczę się tej matematyki.</p><p>Pomijam w tym momencie moich rodziców, którzy mi nie pomogli w podjęciu decyzji. Zawsze czułam, że z problemami muszę uporać się sama. Dopiero niedawno zauważyłam, że najszybciej uczę się sama. Dajcie mi książki i zamknijcie w pokoju z kawą i fajną muzyką, a wiedza sama mi do głowy wpadnie. Dlaczego tego nie robiłam kiedyś z matematyką? Chyba z góry założyłam, że jestem tym sławetnym humanistą, więc nie ma co na siłę zmuszać mnie do zrozumienia liczb, bo dla mnie to czarna magia.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEih6ZjYJmsZe8ZV8rraYWYiloka94-OuL5uISLRFbve_-gyTNggKjJL9fSYmpY5LeFMANg5UDf8PA9OA_Yet15tKVc3I8W1z-2gSOKeC1hNafk-EmCBjjuMoLOFLt5SnJv89SMtrMQvK_5y/s480/giphy.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="206" data-original-width="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEih6ZjYJmsZe8ZV8rraYWYiloka94-OuL5uISLRFbve_-gyTNggKjJL9fSYmpY5LeFMANg5UDf8PA9OA_Yet15tKVc3I8W1z-2gSOKeC1hNafk-EmCBjjuMoLOFLt5SnJv89SMtrMQvK_5y/s320/giphy.gif" width="320" /></a></div><p>Wracając do 2021 roku. Niedługo zacznę studia w Australii, jednak żeby dostać się na oficjalną listę studentów muszę zdać dwa egzaminy, w tym z "analizy danych" co, z tego co podpatrzyłam w podręcznikach, oznacza: MATEMATYKA.</p><p>Mogłabym poddać się mówiąc, że przecież jestem humanistką i nie mogę tknąć matmy. Mogłabym też czekać aż zacznie się kurs z tego przedmiotu i wyrywać włosy podczas egzaminu. Zamiast tego zaczęłam naukę już teraz. Dzięki Bogu za internet i Youtube, bo za moich czasów nie było tysięcy filmików, które przypominają korepetycje. Włączyłam nagrania nauczycielki przygotowujące do matury i...zaczęłam rozumieć coś czego nie rozumiałam w liceum, czy gimnazjum. Pamiętam, moja nauczycielka nigdy mnie nie prosiła do tablicy, bo wiedziała, że będę tam stała jak słup soli z kredą w ręce i łzami w oczach. Na kartkówkach i sprawdzianach zazwyczaj ściągałam i tylko nieliczne tematy były dla mnie łatwiejsze "czwórkowe". </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGdWikzUHjCVe-d8euPhDwqKqZ7synlY-IHlA9Z11IbNfbDb7fNrMHpXCG_qqU0FM1DxjWbxnSzCj-GhoSaZf7MfOa3a9n1Zl32sQ7faheK-j0dXnDkU406OTCLwrT8xvv5ppVVhoxqbX5/s220/download.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="220" data-original-width="220" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGdWikzUHjCVe-d8euPhDwqKqZ7synlY-IHlA9Z11IbNfbDb7fNrMHpXCG_qqU0FM1DxjWbxnSzCj-GhoSaZf7MfOa3a9n1Zl32sQ7faheK-j0dXnDkU406OTCLwrT8xvv5ppVVhoxqbX5/s0/download.jpeg" /></a></div><p>Teraz, gdybym mogła, powiedziałabym sobie, że mogę nauczyć się matematyki. Mogłabym nawet zdać maturę, która pomogłaby mi w osiągnięciu swojego marzenia. Potrzebowałabym do tego dużo więcej czasu i na pewno wymagałoby to większego wysiłku psychicznego niż nauka historii sztuki, ale na bank warto.</p><p>No nieważne. Nie ma co się rozwodzić nad "gdyby". Teraz oglądam kolejne filmiki i mój mąż sam się dziwi, że coś z tego rozumiem, bo on z kolei potrzebowałby korepetytora. Ja lepiej czuję się ucząc się sama. Mnie inni ludzie stresują i/lub rozpraszają. Myślę, że warto jest znać swoje możliwości i limity. Gdybym miała dzieci to napewno bym na to zwróciła uwagę. </p>ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-779314857498357092021-03-05T14:03:00.004+10:302021-05-15T21:42:06.574+09:30Myśli jak chmury na niebie?<p> Zawsze fascynował mnie koncept panowania nad myślami. Istnieją różne "szkoły" podejścia do naszych myśli. Jedni uważają, że można je zmieniać, kierować nimi, wyciszać je lub wywoływać, zależnie od potrzeby. To te same osoby, które radzą nam patrzeć w lustro i powtarzać sobie różne pozytywy, które rzekomo mają wpływać na naszą podświadomość i przyciągnąć szczęście.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgNtZwTU8nV4-ILbh32iGNFlg2b9ZhFxB_XPmWDXF_DKKVi6O1zb4B9biD9OtDqRXQTZVbf9vMA73YjYNbWJ5o7zKnQXxbkxsLiRxABg_RWR9xRRtKoTuuagcxW9y6xUiDcMCPWE8TrGI7T/s259/images.jpeg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="195" data-original-width="259" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgNtZwTU8nV4-ILbh32iGNFlg2b9ZhFxB_XPmWDXF_DKKVi6O1zb4B9biD9OtDqRXQTZVbf9vMA73YjYNbWJ5o7zKnQXxbkxsLiRxABg_RWR9xRRtKoTuuagcxW9y6xUiDcMCPWE8TrGI7T/s0/images.jpeg" /></a></div><p>Inni z kolei uważają, że myśli nam się przytrafiają, są jak chmury na niebie - pojawiają się i znikają. Nie mamy na nie wpływu, dlatego nie wolno się z nimi utożsamiać. Myśli, które nam wpadają do głowy są efektem np. wychowania, środowiska z którego pochodzimy i traum, które nam się przydażyły. Nie mamy nad tym kontroli ani wpływu i dlatego nie powinniśmy się do nich przywiązywać.</p><p>Myślę, że sama jestem gdzieś po środku i uważam, że obie wersje są prawidłowe. Odpowiedź na to, które z podejść jest adekwatny dla tej konkretnej myśli jest jej pochodzenie - nieświadomość, czy świadomość.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwJbJm-0IKK4Z-grqXwNsksFqsCrDkcgusMZIioD5bM2kGC4XGD9p1_MobIO8PVvKskuHUqVkw9g-jaPiX2POHnJVveFY7bVTEoZ5IW3qwH0eacO7nbMwDTmEfOFUG9_qSLLSIZh0Qrzvy/s200/f00815c2e7b2e39cdf28ac0b2e1d516b.gif" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="130" data-original-width="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwJbJm-0IKK4Z-grqXwNsksFqsCrDkcgusMZIioD5bM2kGC4XGD9p1_MobIO8PVvKskuHUqVkw9g-jaPiX2POHnJVveFY7bVTEoZ5IW3qwH0eacO7nbMwDTmEfOFUG9_qSLLSIZh0Qrzvy/s0/f00815c2e7b2e39cdf28ac0b2e1d516b.gif" /></a></div><p>Myśli, które pochodzą z naszej nieświadomości (nie mylić z podświadomością) to właśnie te chmury na niebie, które sterują naszymi uczuciami. Np. oglądając romantyczny film wpada nam myśl, że o ojezusmaria jestem taka samotna, nie mam chłopaka, od lat z nikim się nie całowałam buuu i ryk. Myśl ta powoduje płacz i złe samopoczucie. Tu prawidłowa reakcja by była nie przywiązywanie się do niej, czyli nie wpajanie sobie, że jestem beznadziejna beksa. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9Aalcj1REYo4m0lALc9myUF_9bZy9U1c-sE7k-3hbunQMIOrNzjaPxLlIrGH32PF1M20Qc4gBqgxzD0uqsKZwN2Zd6GGUhh-WLDrBpnWuWS9LGrXtC0LRqvAqM_J4E-nQQwTcSAZBBAoP/s400/0fd0e68a4c82fa7cc1d65c2a4043b2eb.gif" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="226" data-original-width="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9Aalcj1REYo4m0lALc9myUF_9bZy9U1c-sE7k-3hbunQMIOrNzjaPxLlIrGH32PF1M20Qc4gBqgxzD0uqsKZwN2Zd6GGUhh-WLDrBpnWuWS9LGrXtC0LRqvAqM_J4E-nQQwTcSAZBBAoP/s320/0fd0e68a4c82fa7cc1d65c2a4043b2eb.gif" width="320" /></a></div><p>Myśl z kolei pochodząca z naszej świadomości to myśl, która nas określa kim jesteśmy. Świadomie na przykład chcę schudnąć i mówię sobie (świadomie), że mogę schudnąć, wybieram też sposób i racjonalnie do tego zadania podchodzę. Pułapka pojawia się kiedy myśli świadome i nieświadome zaczynają się rozdzielać i działać przeciwko sobie. Nieświadomie swój wybrany proces sabotuję, na przykład obżerając się w sobotni wieczór mówiąc sobie, że a pal to licho i tak nigdy nie schudnę. </p><p>Jak z tym walczyć? Najpierw włączać świadomość. Jest to bardzo męczący sposób. Człowiek nie lubi być świadomym i świadomego myślenia. Te "pleple" w głowie, z którym niektórzy się utożsamiają jest nieświadome. Działa jak radio nagrane przez twoich rodziców, sąsiadów czy kolegów ze szkoły. To nie jesteś Ty. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_TCEWOT6-mOA6mtOgXsoZwI0MVHuWgfqFOSR8eOCP2EtCe3IY2RH1dkhyphenhyphenrVG2cIrUzqnLuN-bRsGNXLYqOpQSg6DgejQiehBQGrXeZreX1NVlr6F5xxnBdnwI97BW3SVRQvOgvgqtynt1/s400/HideousUglyAmericanalligator-small.gif" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="283" data-original-width="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_TCEWOT6-mOA6mtOgXsoZwI0MVHuWgfqFOSR8eOCP2EtCe3IY2RH1dkhyphenhyphenrVG2cIrUzqnLuN-bRsGNXLYqOpQSg6DgejQiehBQGrXeZreX1NVlr6F5xxnBdnwI97BW3SVRQvOgvgqtynt1/s320/HideousUglyAmericanalligator-small.gif" width="320" /></a></div><p>Świadomością możesz również wyprzeć nieświadomość. Kiedy pojawia Ci się myśl, oranyjulek najadłabym się pączkami, możesz świadomie je zmienić. Od Tony'ego Robbinsa nauczyłam się techniki, dzięki której pączki przestają być aż tak pożądane. Jak to zrobić?</p><p>Po pierwsze możesz sobie je obrzydzić. Na przykład wyobraź sobie ulubioną potrawę, np. pączki z lodami. Potem wyobraź sobie te pączki jak po nich łażą jakieś robaki, leży tam zdechły karaluch, pies na to wszystko narzygał, a potem mewa za przeproszeniem nasrała. No i najgorsze - lody się roztopiły. Czy dalej chcę jeść te pączki? Noł łej! </p><p>Tę technikę używam codziennie podczas treningu cardio. Biegam sobie i najpierw wyobrażam sobie super potrawę przy której zawsze kończę na kompulsjach, a potem wyobrażam sobie glizdy i karaluchy, a uwierz mi - w Australii karaluchy są na sterydach, więc niewiele trzeba żeby mi się tego wszystkiego odechciało.</p><p>Druga technika jest moim zdaniem rewolucyjna. Kup sobie co tam uwielbiasz, ale bez przesady. Na przykład ja lubię hot doga w bułce. Nie są to pączki z lodami, ale powiedzmy - OK, w skali od -10 (w życiu tego nie tknę) do +10 (olaboga muszę to mieć), hot dogi są gdzieś przy +3 do +5 (zależy jak bardzo jestem głodna), czyli noooo...zjadłabym, ale wolę pączki z lodem.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7Lvr5yued2Un9tnnhOnxL-w45lOaofUA3SU5uSOf8nW4LgUkwV0alBf9mEnhI8epGcHHgEm2szVjCUVybvj1I5mMvv1ymK6q61ArECTj9CYRGacMY7_F2wJ-wtb7eyfb8J9Ku0kBwLkHI/s480/4zByWqs.gif" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="270" data-original-width="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7Lvr5yued2Un9tnnhOnxL-w45lOaofUA3SU5uSOf8nW4LgUkwV0alBf9mEnhI8epGcHHgEm2szVjCUVybvj1I5mMvv1ymK6q61ArECTj9CYRGacMY7_F2wJ-wtb7eyfb8J9Ku0kBwLkHI/s320/4zByWqs.gif" width="320" /></a></div><p>Potem skup się i spróbuj przesunąć swoje pożądanie o 2 stopnie wyżej. Możesz w wyobraźni coś dodać (na przykład ja bym dodała keczup i musztardę) żeby być nieco bardziej zainteresowanym zjedzeniem tego. Jak już tego dokonasz, spróbuj przesunąć jeszcze bardziej, do +10. Ja musiałam wyobrazić sobie smak tego hotdoga, jak będzie soczysty, jak bułka będzie mi miękko opierała się zębom i tak dalej (czy tylko ja tu widzę seksualny podtekst?). Co się zmieniło? SKUPIENIE. Musiałam całą swoją uwagę skupić na tym głupim hot dogu, żeby od +3, czyli hmm no zjadłabym wskoczyć do +10, czyli aniołyniebiańskietrzymajciemniemuszętozjeść. </p><p>Wiesz, że możesz tak samo zrobić w drugą stronę? Spróbuj zmienić swoje pożądanie zjedzenia tego czegość od +10 do 0, czyli neutralnego meh, nie muszę w ogóle tego jeść. Jak tego dokonać? Zmień uwagę. Pomyśl o czymś innym, o zakupach, o obowiązkach domowych, zadaniach, cokolwiek. Potem z neutralnego można przejść do -3, czyli "nie chcę tego jeść". Jak? Ja na przykład wyobraziłam sobie przesolonego hotdoga. Od -3 do -10 to już łatwe, dla mnie to są te robaki...</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmEQtZo6KQBSN3WGJEC0TFqdHI3sWjuW7PVEugVhm0JHzjYI5EP8qbVQTrJx2tG2JsFnuyjrRXteLiEtbDKoWHSB_W8d3J_1Ks9XeIT-jY5LKTaibh0nOeJu1YH2yOazkGkfZsuN0hoBNi/s395/0dcd3033a8ecaa55e41c93f9843ea2f3.gif" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="281" data-original-width="395" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmEQtZo6KQBSN3WGJEC0TFqdHI3sWjuW7PVEugVhm0JHzjYI5EP8qbVQTrJx2tG2JsFnuyjrRXteLiEtbDKoWHSB_W8d3J_1Ks9XeIT-jY5LKTaibh0nOeJu1YH2yOazkGkfZsuN0hoBNi/s320/0dcd3033a8ecaa55e41c93f9843ea2f3.gif" width="320" /></a></div><p>Tony Robbins poleca robienie tego ćwiczenia jak najczęściej, aż będziesz w tym mistrzem. Chodzi o to, żebyś miała świadomość, że możesz zmieniać swój stan kiedy tylko chcesz i w którą stronę chcesz. Możesz zacząć uwielbiać brokuły i brzydzić się pączkami. Jak już wcześniej pisałam, świadomość jest jednak męcząca. Teraz znalazłam łatwiejszy sposób na zmianę uwagi od jedzenia. Zaczynam niedługo studia. Sama już myśl o studiowaniu powoduje, że nie myślę za specjalnie o jedzeniu. Kiedyś o tym pisałam w poście <a href="https://amciam.blogspot.com/2014/01/dieta-mimochodem.html" target="_blank">Dieta mimochodem</a>. Myślę, że teraz weszłam w tryb automatu. Codziennie trenuję o jem zgodnie z dietą nie zastanawiając się za specjalnie nad tym co robię. Jak tylko zacznę studia automatyzm tym bardziej będzie mi sprzyjał, bo serio - studia po angielsku wymagają ode mnie podwójnego skupienia i nie potrzebuję dramy pod tytułem "jaka nowa dieta byłaby dla mnie dobra, ale od jutra bo od dziś sobie pojem"...</p>ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-72491515092043361862021-02-28T09:13:00.004+10:302021-02-28T09:13:21.475+10:30Sobota bez internetu – życiowe decyzje<p> Zawsze zazdrościłam osobom
zdyscyplinowanym. Wyobrażałam sobie jak rodzice wychowali tych
małych żołnierzy, którzy dokładnie ścielili łóżko bez
najmniejszych zmarszczek i przez pięć minut z zegatkiem w ręku
szorowali zęby zanim nie położyli się na wznak do łóżek z
wykrochmalonymi pościalmi. Ojciec był pewnie policjantem, a matka
nauczycielką matematyki, albo innej fizyki. Te małe żołnierzyki
potem wyrastały na doskonałych przedsiębiorców albo menadżerów
w korporacjach. Jak ja im zazdrościłam. Cóż za prosta kariera bez
ciągłych potyczek z wewnętrznymi małpami – prokrastynacją, niezdecydowaniem i lenistwem.</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiSSTHrClTG1-u5ap1TCMFzfibpFd_jKaEZgge55QAJoVfZuANv-g37TDAL32pHhITCmUF_oHIQfJbMaz89mBQZKdEHtK5xj-GvZw7Am5O274pMnsIlfSLVBvtVC8zILuZ6WfkuuMT-0PaX/s220/tenor.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="197" data-original-width="220" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiSSTHrClTG1-u5ap1TCMFzfibpFd_jKaEZgge55QAJoVfZuANv-g37TDAL32pHhITCmUF_oHIQfJbMaz89mBQZKdEHtK5xj-GvZw7Am5O274pMnsIlfSLVBvtVC8zILuZ6WfkuuMT-0PaX/s0/tenor.gif" /></a></div>
<p style="margin-bottom: 0cm;">Po drugiej stronie stoję ja. Co sobie
nie postanowię to zaraz spieprzę. Ile to ja diet nie zaczynałam
rano i kończyłam po południu. Ileż to razy zawracałam z drogi do
siłowni i kończyłam trasę w mcDonaldzie. Ile razy nie uczyłam
się różnych rzeczy, języków, nie mówiąc już o prostych
postanowieniach skupienia się na pracy. Ciągle tylko czytałam
poradniki jak żyć lepiej i mówiłam sobie, że będę tą
doskonałą, zdyscyplinowaną i uparcie dążącą do celu osobą z
książek...od jutra. Wszystko to przegrywało z Fejsbukiem i filmikami z serii
food porn na instagramie, a czasem nawet z głupimi gierkami z google
play...Wydawałoby się, że nie ma dla mnie nadziei.</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMe59WUwzO7dSbFB8mVhXh0YAnILEqjVLGaMOGuRXrKHYdui5pc8dvrxs62jQp2xlYW785tVC-ugSG8RuBw6wZmU0Ncv2dKXXFiK1lHrri0lCcfZ1An7zAiaPB0a82n0snJQc591hRUnRA/s498/tenor+%25281%2529.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="280" data-original-width="498" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMe59WUwzO7dSbFB8mVhXh0YAnILEqjVLGaMOGuRXrKHYdui5pc8dvrxs62jQp2xlYW785tVC-ugSG8RuBw6wZmU0Ncv2dKXXFiK1lHrri0lCcfZ1An7zAiaPB0a82n0snJQc591hRUnRA/s320/tenor+%25281%2529.gif" width="320" /></a></div>
<p style="margin-bottom: 0cm;">Okazało się, że życie bywa
przewrotne. Kiedy poznałam B. byłam skupiona
na podróżowaniu, zwiedzaniu nowych miejsc, przygodach i
doświadczeniach. Jak można się domyślić – dyscyplina, kariera
i osiąganie sukcesów były ostatnimi rzeczami, na których mi
zależało. To było w planach na przyszłość: po powrocie do
Polski miałam znaleźć pracę w korpo, schudnąć i znaleźć męża
– też z korpo, najlepiej informatyka, żeby życie było proste i
przyjemne, hehe. Zamiast tego poznałam swojego przyszłego męża z
wielkim plecakiem na plecach i z planami w głowie na objechanie
dookoła Australii i spaniu w samochodzie na poboczu drogi, albo w
dzikiej głuszy. B., ku mojemu oburzeniu nie był pod wrażeniem.</p>
<p style="margin-bottom: 0cm;">B. uważał, że jestem rozpuszczoną
księżniczką, która nie zna życia, a życie według niego
oznacza pracę w znoju i biedę, co uważałam i dalej uważam, za
jeden z aspektów życia. Sama chciałam pójść prostą drogą, w
Polsce znalazłabym pracę w korpo i spokojnie wspinała się po
drabinie kariery. Teraz jednak widzę, że raczej nie osiągnęłabym
żadnego sukcesu. Dlaczego? Bo nie miałabym palącej potrzeby.</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcP3KpUyU1xWv5KaqH1lefJANGjBSgx90DJT4EQN78DDjDTkFgOz754jDO9WksMNcTN84yAfZtrY0GGeKz94jXJHbupVXb95pn-w1Ov-zEu4c-FESRvs5qHBvFg-tPzZwsCmDxf5Tox3Do/s498/tenor+%25283%2529.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="498" data-original-width="498" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcP3KpUyU1xWv5KaqH1lefJANGjBSgx90DJT4EQN78DDjDTkFgOz754jDO9WksMNcTN84yAfZtrY0GGeKz94jXJHbupVXb95pn-w1Ov-zEu4c-FESRvs5qHBvFg-tPzZwsCmDxf5Tox3Do/s320/tenor+%25283%2529.gif" /></a></div>
<p style="margin-bottom: 0cm;">Kiedyś pracowałam z pewną
dziewczyną, K., która jest ładna i jeszcze bardziej rozpuszczona
ode mnie. K. Poznała chłopaka, informatyka – a jakże! - i razem
sobie żyją spokojnie w podmiejskiej willi, głównie na jego koszt.
Czasem rozmawiam z K., która ciągle narzeka na pracę, że jej się
nie chce, że się opiernicza ile może i pół dnia ogląda fejsbuki
i gada z koleżankami. K. Nie zależy na karierze i gdzieś tam w
głębi duszy czeka aż chłopak jej się oświadczy, zapłodni ją (sic!) i ta będzie mogła sobie spokojnie rzucić pracę i spać
ile chce. Myślę, że gdybym mogła, poszłabym w jej ślady, bo też
podejmowałam życiowe decyzje po najniższej lini oporu. Razem
zresztą kiedyś pracowałyśmy i razem zachwycone przeglądałyśmy
fejsbuki przez pół dnia, a drugie pół piłyśmy kawę i
plotkowałyśmy (nie, nie pracowałyśmy w ZUSie, hehe). Pamiętam jak
nasz pracodawca inwestował w swoich pracowników, mieliśmy dostęp
do kursów i na bank – gdybym poprosiła – mogłabym dostać
dofinansowanie na pogłębianie swojej wiedzy w zawodzie. Tyle, że
nie chciało mi się. Po co mam się uczyć angielskiego, skoro już
znam, a z niemieckiego i tak nie korzystam. Po co mam się uczyć
technik sprzedaży jak bezpośrednio i tak niczego nie sprzedawałam.
Życie po najniższej lini oponu. Gdybym nie poznała B., na pewno
bym dalej tak żyła.</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNdiG1B3LedAS0pcUzD7cJn6qfDthBD3NtjEzzJJYqPDgPSjVd6-70I51Ap1EGSpuu-s6rhRg7MQFo9_2VanOy3UvxuE1jj8wdIgrzvPiG4Lzlhq5WdZjgB7RWq7GTnHQbIsV0c_1JHk5P/s640/tenor+%25284%2529.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="640" data-original-width="640" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNdiG1B3LedAS0pcUzD7cJn6qfDthBD3NtjEzzJJYqPDgPSjVd6-70I51Ap1EGSpuu-s6rhRg7MQFo9_2VanOy3UvxuE1jj8wdIgrzvPiG4Lzlhq5WdZjgB7RWq7GTnHQbIsV0c_1JHk5P/s320/tenor+%25284%2529.gif" /></a></div>
<p style="margin-bottom: 0cm;">B. Nie zgotował mi życia usłanego
różami. Przez pierwsze miesiące płakałam niemal codziennie nad
swoim żałosnym losem i nie, B. nie więził mnie, sama nie wiem co
się ze mną działo. Chciałam dalej podróżować, ale nie chciałam
rzucać B. Byłam oburzona, że mój wybranek okazał się
nieidealnym, niebogatym tytanem zwykłej pracy żyjącym w
australijskiej prowincji. B. Zajmował się przycinaniem drzew
cytrusowych, a ja mu pomagałam w zbieraniu gałęzi na kupkę
pochlipując nad swoim nędznym losem. Serio, teraz widzę tego
absurd, ale wtedy myślałam, że to zwykła niesprawiedliwość
boska.</p>
<p style="margin-bottom: 0cm;">W końcu znalazłam jedną pracę
sezonową (dalej popłakując tu i ówdzie), potem drugą, aż
znalazłam pracę na stałe w winnicy. Od ponad dwóch lat pracuję w
fabryce, gdzie mogę sobie pozwolić na przeglądanie internetów
przez pół dnia, bo zazwyczaj maszyna pracuje sama, a ja tylko raz
na godzinę muszę porobić kilka testów. Mam szacunek wśród
współpracowników, którzy cenią moją wiedzę na temat tej
konkretnie maszyny, przy której – a jakże – też nie raz sobie popłakałam. Przez jakiś czas nawet byłam zadowolona, bo znowu mogłam przez pół dnia opierniczać się. Coś jednak z tyłu głowy mi mówiło, że to mi jednak nie wystarcza. Teraz pragnę więcej. W
końcu postanowiłam, że zrobię kurs menadżerski i wiem, że
psychicznie jestem na to gotowa. Zajęło mi to aż tyle lat żeby
poczuć, że jestem w stanie kierować ludźmi i mogę uzyskać wśród
nich posłuch.
</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6sSy4S1u-Hu8fJTiIQAtIl7L8Jwz6ankgBSxgGQ4IicGh3NL_lzVbVA8SGAoE_-NWBVZIEf4bmlP-_esB1IkAtNtDZrb7OPvWQhescsN2SUhveieLEzhiIw5Ppw1EOYLwOboMzyHmMF2R/s220/tenor.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="150" data-original-width="220" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6sSy4S1u-Hu8fJTiIQAtIl7L8Jwz6ankgBSxgGQ4IicGh3NL_lzVbVA8SGAoE_-NWBVZIEf4bmlP-_esB1IkAtNtDZrb7OPvWQhescsN2SUhveieLEzhiIw5Ppw1EOYLwOboMzyHmMF2R/s0/tenor.gif" /></a> </div>
<p style="margin-bottom: 0cm;">Właściwie uświadomiłam to sobie po ostatnim spotkaniu z menadżerami i inżynierami na temat mojej maszyny, w której wystąpił pewien błąd. Podczas spotkania ludzie zadawali mi pytania i słuchali moich odpowiedzi i ewentualnych sugestii. Nie wiem czemu tak mnie to zdziwiło, żyłam w swojej iluzji myśląc, że wszyscy mają mnie za głupią imigrantkę, która ledwo się wysławia. Nagle spadły klapki z moich oczu.</p><p style="margin-bottom: 0cm;">Potrzebowałam ponad czterech lat
ciężkiej pracy w Australii żeby zamienić się z płaczącej nad
swoim losem księżniczki w tygrysa, który wie czego chce i do tego
dąży. Czasem przychodzi taki moment w życiu kiedy wiesz, że
to już czas. Poszłam do szkoły i rozmawiałam na temat tego kursu
nie czując zażenowania, że celuje w karierę menadżera. Poszłam
do kadrowej i też jej powiedziałam, że chcę dofinansowanie na
kurs nie czując się głupio, że próbuję pracy w biurze. Mówię
o tym, że nie czuję się głupio, bo dwa lata temu odbyłam podobną
rozmowę (z inną kadrową), która skończyła się na żenującej i
mało przekonującej próbie wyjaśnienia, że chcę pracować w
biurze. Wtedy czułam, że nie nadaję się do tego, mimo, że mam
prawie 10 lat doświadczenia w Polsce. Nie byłam na tyle pewna
siebie, co tłumaczyłam sobie tym, że jestem obcokrajowcem i tak
już musi być.</p>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjuoOheaa9ylr_qZFu8Ul7uoVHTSiXZvFN70sTTk34WArMLE5Of-w-2zolewZtMI5y-nJeqo8aJclL_obe9J7Kz0QHHuvLQ_XwWvoqi0FEWxOV_khy3WCSUbqcw-OQYA0WI-wQbYETfAlr_/s220/tenor+%25281%2529.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="124" data-original-width="220" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjuoOheaa9ylr_qZFu8Ul7uoVHTSiXZvFN70sTTk34WArMLE5Of-w-2zolewZtMI5y-nJeqo8aJclL_obe9J7Kz0QHHuvLQ_XwWvoqi0FEWxOV_khy3WCSUbqcw-OQYA0WI-wQbYETfAlr_/s0/tenor+%25281%2529.gif" /></a></div>
<p style="margin-bottom: 0cm;">Idealny syn policjanta i nauczycielki w
moim wyobrażeniu nigdy nie ma takich dylematów. On wie czego chce i
bez wysiłku do tego dąży. Ja muszę pokonać swoją wewnętrzną
małpę, która cały czas próbuje mnie wywieźć na fejsbukowe
manowce albo netflixowe pustkowie. Kurs to jednak nie czas dla małpy.
Będę miała zewnętrzną motywację – jeśli firma mnie
dofinansuje to pewnie będzie oczekiwała, że ten kurs skończę, a
jeśli zapłacę z własnej kieszeni, to lepiej żebym ten kurs
skończyła i znalazła lepiej płatną pracę, żeby zwrócił mi
się koszt. Możesz zapytać – czemu nie zdecydowałam się na ten
kurs wcześniej? Pewnie nie byłam na tyle pewna siebie, żeby w
ogóle o ten kurs zapytać. Poza tym menadżer? Nawet w Polsce o tym
nie myślałam na serio...</p>
<p style="margin-bottom: 0cm;">Mówię wam, zbieranie gałęzi spod
drzew czasem się opłaca. Człowiek nabiera bardzo silną motywację żeby się z tego bagna wyciągnąć.</p>ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-41348158930342736712021-02-24T20:21:00.003+10:302021-02-24T20:21:30.518+10:30Alarm jedzeniowy! Było gorąco!<p> O matko! Chyba małż mój miał rację. Nie powinnam tyle brać na siebie tych sportów, ale...od początku.</p><p>Kiedyś, dawno temu próbowałam namówić B. na codzienne spacerowanie dla zdrowia. Ten wybrał drogę od naszego domu wzdłuż jednej, średnio uczęszczanej uliczki aż do pewnego samotnego drzewa, potem zakręt i z powrotem przy drodze szybkiego ruchu. Razem spacerek na ok. 45 minut do 1 godziny. Zależy od tempa.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiR6Nm0ECbsr9Z00CmWLrgbR9DC4WhcN04DAMSchVOSWNVN7cCN6dE51rYB9jTc1l6gXZutqBAPxEh2rCx-uZUH0LReG8skqaKe8fE4JMkcbH0oJT4lLDyPngqno_zht1LGxky-txFEGBDT/s480/giphy+%25284%2529.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="480" data-original-width="480" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiR6Nm0ECbsr9Z00CmWLrgbR9DC4WhcN04DAMSchVOSWNVN7cCN6dE51rYB9jTc1l6gXZutqBAPxEh2rCx-uZUH0LReG8skqaKe8fE4JMkcbH0oJT4lLDyPngqno_zht1LGxky-txFEGBDT/s320/giphy+%25284%2529.gif" /></a></div><p>Na początku motywacja oczywiście na 100%. Kupiliśmy mu nowe buty, sportowe ciuchy, ten przed spacerem robił profesjonalne rozciąganie itd. Generalnie jakbyśmy zaczęli nowe, wspaniałe życie. Maszerowaliśmy tak w stronę zachodzącego słońca przez niecały tydzień, aż mu się odechciało. Ja trenowałam w siłowni, więc też zrezygnowałam...do początku tego tygodnia, kiedy postanowiłam odnowić spacerowe wyzwanie. Od kilku miesięcy chodzę codziennie minimum 10 tysięcy kroków, co w pracy udaje mi się średnio w 60-80 do 100% (zależy od dnia). Teraz zmieniłam na minimum 11 tysięcy (a co!) i dodałam spacer do rzeczonego drzewa i z powrotem żeby nie chodzić bez sensu w kółko w pracy dla zrobienia głupich kroków. Codziennie będę maszerować w szybkim tempie (lub truchtać) w 2 strefie tętna co ma zwiększać ogólną wytrzymałość. </p><p>Okazało się, że wytrzymałość mi spadła, bo kiedyś żeby wejść w drugą strefę musiałam jednak truchtać jak ten tuptający jeżyk, a teraz tylko chodzę wymachując żwawo ramionami. Nie marudzę jednak, bo truchtanie jednak bardziej męczy.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZcebCsRY7rE44qcJmCWqdsiAeeOpHtItQKgtDiV6fsqooKJQkX61MEgRTcaTrxKuTcTflPLnYJgZaMvPUHb10iSsJnzEPgt5Myw8DQajXhRxMEUqEdaY4qtfwSpplpbq89FMBRR6lNnHf/s480/giphy+%25281%2529.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="480" data-original-width="384" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZcebCsRY7rE44qcJmCWqdsiAeeOpHtItQKgtDiV6fsqooKJQkX61MEgRTcaTrxKuTcTflPLnYJgZaMvPUHb10iSsJnzEPgt5Myw8DQajXhRxMEUqEdaY4qtfwSpplpbq89FMBRR6lNnHf/s320/giphy+%25281%2529.gif" /></a></div><p>Dziś po żwawym marszu do drzewa i z powrotem wsiadłam do samochodu i wio do siłowni wykonać trening, który według planu miał być interwałami na maszynie do wiosłowania. Spociłam się co nie miara i z powrotem do domu. No i wtedy się zaczęło. Mega głód. ZNOWU! Myślę sobie, że nie no interwały jednak nie sprzyjają odchudzaniu, człowiek nie może opanować głodu, a spaliłam i tak tylko 150 kalorii więc szału nie ma i generalnie nie opłaca się. W głowie już błyskają myśli radosne, że dobra, dobra, mamy nauczkę, interwały be, interwały wywalamy z planu, a skoro dziś je zrobiłam to mogę się najeść, a od jutra już dieta i trening na 100%. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGQprgdc0BTkZ4d6NjoFHZ4kCjSEL3ZxcRnl1sXZJk3t6PwyR6ewBWCxdChDS85qMpu8Gntjdytou3LiJaXXymxbgfXtpQM3oU_105_7zFO6_3q5QrzG-Z0HrlaUAbMGQp7m5uI7Ighzxs/s474/giphy+%25283%2529.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="374" data-original-width="474" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGQprgdc0BTkZ4d6NjoFHZ4kCjSEL3ZxcRnl1sXZJk3t6PwyR6ewBWCxdChDS85qMpu8Gntjdytou3LiJaXXymxbgfXtpQM3oU_105_7zFO6_3q5QrzG-Z0HrlaUAbMGQp7m5uI7Ighzxs/s320/giphy+%25283%2529.gif" width="320" /></a></div><p>Wyciągając chleb, ser i patrząc pożądliwie w stronę bananów nagle przypomniałam sobie o tym blogu. Przecież nie wywalę bloga o kilkuletniej tradycji. Kolację zjadłam do syta (hummus z marchewką i ogórkami + 2 garście migdałów), odłożyłam chleb i ser żółty z powrotem. Interwały zostawie na kiedy indziej...zwłaszcza, że przecież i tak człowiek chudnie od diety, a nie od spalania kalorii! Teraz wymyśliłam, że będę chodziła 3x w tygodniu i robiła spokojny trening w siłowni. </p><p>Przed chwilą powiedziałam B: "miałeś rację". Ten patrzy na mnie z zainteresowaniem (bo oczywiście nie na co dzień żona przyznaje mężowi rację), a ja daruję sobie wyjaśnienia, bo na co to komu. Ten jednak nie odpuszcza, pyta, błaga, prosi: "no powiedz w czym mam rację?!". </p><p>- Za dużo trenuję...</p><p>- No oczywiście! Ale i tak sporo wytrzymałaś, trzy dni...myślałem, że odpadniesz po drugim dniu ;)</p><p><br /></p>ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-62458838033278398932021-02-21T09:05:00.002+10:302021-02-21T09:05:15.921+10:30List do Ciam sprzed siedmiu lat<p>Kolejna sobota bez internetu poskutkowała napisaniem niniejszego listu. Tym razem więcej się nudziłam i czytałam niż w zeszłym tygodniu. Było nieziemsko gorąco, z 40 stopni i za grosz nie chciało mi się sprzątać. Normalnie bym leżała w łóżku i czytała fejsbuka, a tak - leżałam w łóżku i czytałam książkę. No i napisałam list do siebie.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjiH4WvhXV4x-b125tkKNMXfVWXj9XelK8CbDhf8mJZ8Oi3IY5A-1r8Pa2iHws5m8aKnnhu6JjQovqduzC0v8_OngAJLhJ2zBOrU9oxHWIHCtOe6njepgQbGFVm38o4ryjBpJCAucUDfk4Z/s319/tumblr_nhbei6L3So1u6s5boo1_400.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="223" data-original-width="319" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjiH4WvhXV4x-b125tkKNMXfVWXj9XelK8CbDhf8mJZ8Oi3IY5A-1r8Pa2iHws5m8aKnnhu6JjQovqduzC0v8_OngAJLhJ2zBOrU9oxHWIHCtOe6njepgQbGFVm38o4ryjBpJCAucUDfk4Z/s0/tumblr_nhbei6L3So1u6s5boo1_400.gif" /></a></div><p><br /></p><p>Droga Ciamku,</p><p>masz 27 lat i wiem, że teraz cierpisz. Chcę Ci powiedzieć – to nie będzie trwało wiecznie. Czujesz teraz ciągły niepokój i boisz się braku miłości, co starasz się zagłuszyć przelotnymi znajomościami i różnymi przygodami. Wiele lat żyłaś w ukryciu, pod skorupką sporej otyłości. Teraz jesteś nieco szczuplejsza i nagle zrozumiałaś jak wiele Cię ominęło.</p><p>Czujesz, że musisz pospiesznie korzystać z życia, tak szybko, że aż zachłystujesz się i czasem tracisz poczucie sensu. Myślisz, że Twoim życiowym celem jest doświadczanie i przeżywanie, dlatego na wszystko odpowiadasz “tak”, mimo, że wiesz, że czasem lepiej byłoby odmówić i cierpliwie poczekać na coś wartościowego. Chcę Ci powiedzieć, że po siedmiu latach będziesz trochę inną osobą, poturbowaną przez te wszystkie historie, ale rdzeń – Twoja dusza eksploratora – pozostanie bez zmian. Twoje doświadczanie i przeżywanie przeobrazi się w coś zupełnie innego, nowego, coś czego byś się nigdy po sobie nie spodziewała – małżeństwo i dbanie o róże w ogródku. Tu oczko w Twoją stronę – pamiętasz jak śmiałaś się z tych kur domowych co z nudów zajmują się wyrywaniem chwastów? Nagle okaże się, że znajdziesz w tych czynnościach ukojenie, spokój i mindfulness. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiupaiFXlAsvWj9zDNbkM6iRoXR1nplcKoOH4B61QLWUZZHhgvPBMl9WvVgZQtRopvgU3OkPrgHODtL7x5FPufCzvSRptMjwZj7lX4N4a1LpbCPWM7PQ14sGHH33j-NmgOvquCv4wSbhjKb/s220/tenor+%25282%2529.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="124" data-original-width="220" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiupaiFXlAsvWj9zDNbkM6iRoXR1nplcKoOH4B61QLWUZZHhgvPBMl9WvVgZQtRopvgU3OkPrgHODtL7x5FPufCzvSRptMjwZj7lX4N4a1LpbCPWM7PQ14sGHH33j-NmgOvquCv4wSbhjKb/s0/tenor+%25282%2529.gif" /></a></div><p>Chcę Ci również powiedzieć, że po latach większość Twoich zmartwień zniknie. Zapomnisz o tym, co Cię kiedyś budziło w środku w nocy. Potem na prawdę nie będzie to miało znaczenia. No może czasem przypomnisz sobie, co wyprawiałaś i uśmiechniesz się pod nosem. Te bolączki i bóle duszy ucichną.</p><p> Zajmiesz się rzeczami materialnymi, dalej będziesz skupiona na wyglądzie i dalej będziesz ćwiczyć i skakać z diety na dietę, ale nie martw się – nigdy nie stracisz nadziei (no może na któtkie chwile, znasz mnie – dół, syf, kiła i mogiła na jeden dzień, a potem wracamy do życia). </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjb3jgxVUU-RLby3VjcmHnc7DpnVuiynl4_QZ4c787ks0Aly4EA7uWu8fFJBNy9dzcgZodJfkL7Xedu8o7Gvbiv4xUaY8P5UBpvzSuM52oEnWEkiLZOlIYgEM1HB38eP1XCwQ4J9p8RLRtb/s761/giphy_1-1.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="315" data-original-width="761" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjb3jgxVUU-RLby3VjcmHnc7DpnVuiynl4_QZ4c787ks0Aly4EA7uWu8fFJBNy9dzcgZodJfkL7Xedu8o7Gvbiv4xUaY8P5UBpvzSuM52oEnWEkiLZOlIYgEM1HB38eP1XCwQ4J9p8RLRtb/s320/giphy_1-1.gif" width="320" /></a></div><p>Ciamku...dziękuję Ci za Twój pamiętnik, za Twoją otwartość i szczerość. Dzięki temu widzę jaką drogę pokonałam by być tu gdzie jestem. Teraz jednak ja zacznę pisać – dla czterdziestoletniej Ciamki, która – oby szczupła i bogata, powiedziała mi równie pocieszające słowa ;) </p>ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-84865034244234283382021-02-17T08:54:00.006+10:302021-02-17T11:55:31.384+10:30Dieta - reaktywacja<p> Przeczytałam kilkanaście swoich najwcześniejszych postów i zapomniałam, że swoje największe kilogramy schudłam na diecie Montignaca. Zgadnij na jakiej diecie teraz jestem 😂</p><p>Przez ostatnie kilka lat skakałam z jednej diety w drugą. W Kanadzie starałam się jeść zdrowo i okazjonalnie liczyć kalorie, ale bez wagi kuchennej bywało ciężko. W Australii z kolei zaczęłam na poważnie chudnąć z dietą Gaca, jednak po zatrzymaniu mi się okresu rzuciłam ją na rzecz ponownego liczenia kalorii. Ważyłam 67 kilogramów i to było na dwa miesiące przed ślubem.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinzizk9-AhsMTosEZGVLNpfdDIEk6tI-0Ij8I15PO-KzniOY6NlBCyxCFcbdknfaBHyGB9gjDU_Fd6zA5MyjSsODi33ClHVDAat_1cE5N9zAZG1LQr7d8_FL69aC1mkVlsmStwvNMwsBkn/s1440/20116970_10207520888100442_4699615898085739316_o.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1440" data-original-width="1080" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinzizk9-AhsMTosEZGVLNpfdDIEk6tI-0Ij8I15PO-KzniOY6NlBCyxCFcbdknfaBHyGB9gjDU_Fd6zA5MyjSsODi33ClHVDAat_1cE5N9zAZG1LQr7d8_FL69aC1mkVlsmStwvNMwsBkn/s320/20116970_10207520888100442_4699615898085739316_o.jpg" /></a></div><div style="text-align: center;">To ja z małżem </div><p><br /></p><p>Wtedy zaczął się koszmar z kompulsywnym objadaniem się. Nie mogłam powstrzymać się. Momentalnie przytyłam 10 kilogramów i tylko dzięki wsparciu męża i jakieś niewyobrażalnej silnej woli nie pozwoliłam na dalsze tycie. Współpracowałam z psychodietetyczką, a potem trenerem, który kazał mi liczyć makroskładniki. Na wszystkich tych dietach byłam super głodna, nawet jedząc 2 tys. kalorii. Nigdy chyba w życiu nie odczuwałam takiego głodu fizycznego, takiego burczenia w brzuchu, bólu głowy, słabości itd. Myślałam, że albo mój organizm potrzebuje dużo więcej kalorii i wszystkie te kalkulatory się mylą, albo robię coś nie tak.</p><p>Przeszłam na weganizm. Miałam nadzieję, że jedzenie tony warzyw mnie zbawi, ale dalej byłam głodna. Jadłam pół arbuza i miałam ochotę na więcej. Pomyślałam, że może jem za mało białka i tłuszczy. Znowu zaczęłam liczyć makroskładniki i znowu byłam głodna. Dodawałam kalorie, kupiłam tabletki chamujące głód, piłam jakieś wypełniacze żołądka i nic.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgW6DnH2b-mx2jZ59NiopNPW6pFfXjrMd0XUI_Wo8lhdB2RqhuQ_IPp1zTWsioXloxLKe1UvHA0OVZ4JewjbD4W3Fb_2j8DR7NrTLvuMr2_xFmUeol-nGp4vigLxJrdbSH7SABn0wOX8l2g/s500/giphy.gif" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="283" data-original-width="500" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgW6DnH2b-mx2jZ59NiopNPW6pFfXjrMd0XUI_Wo8lhdB2RqhuQ_IPp1zTWsioXloxLKe1UvHA0OVZ4JewjbD4W3Fb_2j8DR7NrTLvuMr2_xFmUeol-nGp4vigLxJrdbSH7SABn0wOX8l2g/s320/giphy.gif" width="320" /></a></div><br /><p><br /></p><p>Moją ostatnią dietą było liczenie makroskładników w puli 2 tys. kalorii. Zrobiłam sobie badanie genetyczne i wyszło mi, że powinnam jeść węglowodany o niskim indeksie glikemicznym i uważać na tłuszcze nasycone, bo mam tendencję do cukrzycy i nadciśnienia. Okazało się też, że mam te słynne geny otyłości, które powodują, że wolniej się nasycam i czuję szybciej głód. Trochę mnie to podłamało.</p><p>Z tą wiedzą przystąpiłam ponownie do diety Montignaca, unikając jednak tłuszczów nasyconych, którymi objadałam się bezwstydnie pięć lat temu. Zamiast tego wybiorę max 1 łyżkę masła orzechowego albo garść orzechów, lub połówkę awokado, które nie są generalnie polecane na diecie Montignaca w 1 fazie. Moje wyniki badań genetycznych jednak sugerują, że powinnam dołączyć nasiona do diety. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicPNvXVRxsZBJnrHcjWWhZMrlwdqRmXQ2RgPpL_J3RfwwMsz2ogbfL-qHbDZAs3GPch4UpaxXbmPD-CvixWLPf_BVwRCriSkLJA-2w_ejzojt1SfdOGn0sRDNBkMm2RrAkYRpFXJs300eI/s500/d3EpM5S.gif" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="252" data-original-width="500" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicPNvXVRxsZBJnrHcjWWhZMrlwdqRmXQ2RgPpL_J3RfwwMsz2ogbfL-qHbDZAs3GPch4UpaxXbmPD-CvixWLPf_BVwRCriSkLJA-2w_ejzojt1SfdOGn0sRDNBkMm2RrAkYRpFXJs300eI/s320/d3EpM5S.gif" width="320" /></a></div><br /><p><br /></p><p>Dziś jest mój trzeci dzień diety i...nie jestem głodna! Nie liczę kalorii, ale myślę, że jem mniej niż 2 tysiące. Wydaje mi się, że zasady Montignaca, mimo, że od dawna są obalone, mi jednak sprzyjają. Niski indeks glikemiczny powoduje (tak myślę) małe skoki cukru we krwi, więc pewnie dlatego nie jestem już tak głodna. Nie łączenie z kolei węglowodanów z tłuszczami powoduje, że jem mniej, bo jest to dla mnie mniej smaczne...</p><p>Ten wpis brzmi jakby człowiek musiał poruszyć niebo i ziemię żeby schudnąć. Wiem jednak, że sukces wymaga wiele poświęceń. Ludzie, którzy osiągnęli w czymś sukces rzadko kiedy zdobyli go za pierwszym razem. Zazwyczaj są to lata prób i błędów, ale ostatecznie tylko najwytrwalsi dotrwają do końca. Mój mąż (B.) jest dla mnie podporą, to on mi ciągle powtarza, że najważniejsze jest nie poddawać się, choćby waliło się i paliło. Dziś wiem, że może moja droga była wyboista i często wychodziłam na manowce, ale prę do przodu i wiem (!), że dopóki nie poddaję się i dalej szukam rozwiązania - na pewno mi się uda.</p><p><br /></p>ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-90951362981934917002021-02-15T12:38:00.007+10:302021-02-15T12:38:31.449+10:30Co Ciam porabiała przez ostatnie pięć lat?Poniższy post napisałam dla kolejnego, nowozałożonego bloga. Otworzyłam jednak bloggera (wcześniej pisałam na jimbdo i wordpressie) i oczom mym ukazało się moje porzucone dziecko - blog amciam. Blog ten ma swoją historię i chyba dobrze jest pokazać, że...jest nadzieja ;). Dlatego postanowiłam wrócić.<div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3Yu8pDqFoW4F4EHfO0cR70A37wFHsUO957QxRZ8hGh1RYiKX4PiGdD82pa7UKoAVV5LDAEoIoziNfmEhuxoflCalbnJCUe-E3RNA1I9tbgWrRwAAyAoffutI45RIknfhxS4qH-PihZ2ij/s225/images.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="225" data-original-width="224" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3Yu8pDqFoW4F4EHfO0cR70A37wFHsUO957QxRZ8hGh1RYiKX4PiGdD82pa7UKoAVV5LDAEoIoziNfmEhuxoflCalbnJCUe-E3RNA1I9tbgWrRwAAyAoffutI45RIknfhxS4qH-PihZ2ij/s0/images.jpeg" /></a></div><br /><div><br /><div><br /></div><div>Największą zmianę pewnie wyczytałaś między wierszami poprzedniego wpisu. Prawie trzy lata temu wyszłam za mąż (!) Niekiedy wspominam czasy przedmałżeńskie i zawsze myślę, że za żadne skarby nie wróciłabym do randkowania. Ok, było czasem zabawnie, co tu też opisywałam, ale jednak na koniec dnia pozostawał niesmak i poczucie bezsensu. Teraz mam ten "problem" z głowy i nie muszę szukać drugiej połówki, ale pracować nad tym, co mam. To tak jak z dietą, odchudzanie to randkowanie, a utrzymywanie niskiej wagi to małżeństwo. Jak się pewnie domyślasz - czasem to drugie bywa trudniejsze.</div><div><br /></div><div>Małżeństwo początkowo spowodowało, że zabrakło mi słów. Już nie podróżowałam beztrosko po świecie, nie miałam tylu przygód i dosłownie nie było o czym pisać. Nikogo nie interesują bezsensowne kłótnie o naczynia, porozrzucone skarpetki i finanse. Zamknęłam bloga podróżniczego, bo czułam, że już nie jestem tą osobą, którą i tak nieliczne osoby czytały.</div><div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgp0MEgvuuudvdCK5KLVQprqb8c8UFHHHo7wpuMgARzCddb3MVYW799XeiRyLU-utqz8ppEcF6PmrIZ4tAUnAuChB3U4lLDkFnR8h2QGaoQUqeAa73ZdRuFqhzePsjQqbb8cRMRUeys8wej/s399/funny-gifs-wedding-dogs.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="209" data-original-width="399" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgp0MEgvuuudvdCK5KLVQprqb8c8UFHHHo7wpuMgARzCddb3MVYW799XeiRyLU-utqz8ppEcF6PmrIZ4tAUnAuChB3U4lLDkFnR8h2QGaoQUqeAa73ZdRuFqhzePsjQqbb8cRMRUeys8wej/s320/funny-gifs-wedding-dogs.gif" width="320" /></a></div><br /><div><br /></div><div><br /></div><div>W Australii trochę zamknęłam się w sobie. Mieszkam w małej miejscowości w domu męża i gdzie znalazłam pracę na stałe. Tu słowo "backpacker" czyli podróżnik z plecakiem jest zazwyczaj wypowiadane z pogardą. Australijczycy uznali, że międzynarodowi podróżni zabierają im pracę, są leniwi i tylko piją i ćpają. Mój obcy akcent nie ułatwiał mi życia, więc zazwyczaj w towarzystwie nie odzywałam się i unikałam wychodzenia z domu "do ludzi". Może pisanie pomogłoby mi, ale znowu stwierdziłam, że nikogo nie interesuje życie emigranta. Nie podróżowałam już ani nie chodziłam na randki więc oba blogi nie nadawały się do kontynuacji.</div><div> </div><div>Przeszłam w końcu na dietę. Schudłam, ale nie do wymarzonej wagi. Nie wróciłam do swojej wagi z Kanady, ale - jak to bywa - waga waha się 10 kilo w te i we wte. Uprawiałam biegi, crossfit, a teraz po prostu chodzę do siłowni. Waga jednak znowu skoczyła, więc postanowiłam zreaktywować tego bloga i pisać o tym jak na dobre osiągnąć w czymś sukces. </div><div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhK68iMJnnV0kVSMmBCerSJA8dM9HXQTVoilYZZcynQICAMzS5U87xi13Ljs40xlXcSe7FVEAuD3R1O4GI07S1-Ic-66Nzp-mPwFLMC09mcrM8ZG-0Ktrp8U5bClPj_TBe_5U0POezWRDvD/s444/tmhnks.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="250" data-original-width="444" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhK68iMJnnV0kVSMmBCerSJA8dM9HXQTVoilYZZcynQICAMzS5U87xi13Ljs40xlXcSe7FVEAuD3R1O4GI07S1-Ic-66Nzp-mPwFLMC09mcrM8ZG-0Ktrp8U5bClPj_TBe_5U0POezWRDvD/s320/tmhnks.gif" width="320" /></a></div><br /><div><br /></div><div><br /></div><div>Moim planem jest - niezmienie - schudnąć do 60 kg. i utrzymać tę wagę. Chcę też napisać i wydać książkę o sztuce w Australii (już mam kilka rodziałów, pisałam bloga na ten temat, ale temat tak mnie onieśmielił, że porzuciłam to, bo stwierdziłam, że nie mam czasu). Do tematu jednak znowu wróciłam dzięki pewnej umowie z moją matką, o czym jeszcze napiszę. Poza tym chcę otworzyć firmę i prowadzić ją z sukcesem żebym już nigdy nie musiała pracować w tej durnej fabryce, w której pracuję. </div><div><br /></div><div>Tu będę pisała o tym, jak mi idzie. <br /><div><br /></div><div><br /></div></div></div>ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-41906847644310287722021-02-14T13:49:00.000+10:302021-02-14T13:49:03.912+10:30Bum! Powrót! - Produktywność milenialsa<p> Wiecie co, po porzuceniu tego bloga pisałam trzy kolejne o innej tematyce. Żaden nie był na tyle popularny żeby mieć motywację do kontynuacji, więc...wracam na stare śmieci!</p><p>Oto najnowszy wpis - Ciam sześć lat później</p><p><b>Produktywność – dzień pierwszy</b></p><p>Odkąd pamiętam miałam wiele zainteresowań, które pochłaniały mnie bez reszty na co najmniej kila miesięcy, jak nie lat. Były to książki, a właściwie horrory, pisanie opowiadań i recenzji, jazda konna, wampiry i magia, historia Celtów, a potem Wikingów, rysunek i komiksy, aż w końcu historia sztuki, a potem dziennikarstwo, podróże, wędrówka górska, zdrowie i diety, bieganie, rowery oraz crossfit. </p><p>Zainteresowania te przybierały formę intensywnych zauroczeń. Byłam jak zakochana nastolatka, która planuje ślub i dzieci z chłopakiem z ławki obok na którego boi się nawet spojrzeć. Każdy temat pochłaniał mnie tak bardzo, że ostatecznie wyobrażałam sobie siebie jako guru i encyklopedia wiedzy, nieraz tajemnej. Gdybym jeden z tych tematów pociągnęła dłużej niż te kilka miesięcy czy lat to pewnie dziś byłabym nagrodzoną noblem pisarką, uznanym historykiem sztuki albo dziennikarką z Pulitzerem, ewentualnie przewodnikiem górskim w Kanadzie czy Stanach, albo dietetyczką, a jak nie to minimum medalistką olimpijską albo stanęła na podium przy Tii-Clair Toomey. Byłabym kimś. Zamiast tego – jak na typowego milenialsa przystało – skaczę z kwiatka na kwiatek cały czas borykając się z prokrastynacją, brakiem systematyczności i samozaparcia. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1_7YcTLpWncqXPGpCjDEPEQNEmXfTobYuVZuSqyyP92B3Bk4b2tp0Knv0l0qZcsBH65xJgaJhlgEykYMMT_vrdHeXlDlFu9apBpoesp2Tw9JMzepeshGb9KF1VZVvFA15K72MlSiX5_KM/s498/tenor.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="498" data-original-width="498" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1_7YcTLpWncqXPGpCjDEPEQNEmXfTobYuVZuSqyyP92B3Bk4b2tp0Knv0l0qZcsBH65xJgaJhlgEykYMMT_vrdHeXlDlFu9apBpoesp2Tw9JMzepeshGb9KF1VZVvFA15K72MlSiX5_KM/s320/tenor.gif" /></a></div><p>Wszystko zaczęło się przez internet. Gimby pewnie pamiętają ten dźwięk łączenia się modemu z internetem i krzyki sfrustrowanych rodziców, że przeze mnie telefon nie działa. Przedtem całymi dniami czytałam książki. W bibliotece byłam prawie codziennie, a bibliotekarki czasem z wahaniem udostępniały mi horrory wyższej i niższej półki od Stephena Kinga i Grahama Mastertona, aż do jakichś gniotów z krwawą papką na okładce. Dziadek dał mi w prezencie starą maszynę do pisania, na której powstało kilka opowiadań. Jak można się domyślić – horrory dla nastolatków z żałośnie niskimi wymaganiami. Potem na srebrne ekrany wszedł Władca Pierścieni, o którym dyskutowałam z fanami fantastyki na czacie Onet.pl My – elita - znaliśmy na fantastyce, a ja na pamięć wkuwałam imiona bohaterów, elfów i bogów całego panteonu Tolkiena, wiersze i pieśni oraz daty bitew itd. żeby zabłysnąć w towarzystwie. Moja miłość do literatury grozy płynnie przeszła do fantastyki, co pobudzało moją wyobraźnie tak mocno, że aż zapragnęłam rysować komiksy. Oczywiście o elfach, miłości, jakieś wędrówce po fantastycznym świecie pełnym zła i przemocy, ale przekazanej w humorystyczny sposób, trochę w stylu Sapkowskiego pomieszanym z heroic fantasy. Wiesz, te seksowne elfice (?) i męskie klaty przypominające Schwarzeneggera w latach świetności...</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgY1ISbWwQVXfJ84n97vu5ux-aRsPcUAwYd3uSfA7rMZIbtrNtqh2PGXBoEceuP-VkilcTCpG7xXUmhTC78B8kSTChyrSFJaSatJsd0N5_ZPKS4LTTeKeQ3NXDby0KY53JsESQtlbkqReXb/s473/9Bgj.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="257" data-original-width="473" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgY1ISbWwQVXfJ84n97vu5ux-aRsPcUAwYd3uSfA7rMZIbtrNtqh2PGXBoEceuP-VkilcTCpG7xXUmhTC78B8kSTChyrSFJaSatJsd0N5_ZPKS4LTTeKeQ3NXDby0KY53JsESQtlbkqReXb/s320/9Bgj.gif" width="320" /></a></div><p>Szybko jednak okazało się, że daleko mi do Rosińskiego, więc porzuciłam temat na rzecz magii. Odprawiałam czary nad świeczkami i ubierałam się – ku grozie mojej biednej mamy – na czarno. Czytałam książki o magii, okultyzmie i wierzeniach Słowian, Celtów, a ostatecznie Wikingów, bo przez całe dwa miesiące chodziłam do bractwa rycerskiego zajmującego się historią Wikingów. Miałam być super wojowniczką, uczyłam się powoli walki mieczem, ale trochę się jednak wstydziłam i chyba bliżej by mi było do druida niż Xeny. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgH_xhZNaJExpolqJeDfzN__TEDJoDvwHAdEC6Drs-2LQoAo0OuWCePvKVRglrhgvW6A5lcfKrnDpiz2KuatrqTl7nha2yyX61t3OUkaVOS8gPVGt9RI_Ei8gj-aLxzvLJ-YiKLGE-z3rc1/s360/tenor+%25281%2529.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="274" data-original-width="360" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgH_xhZNaJExpolqJeDfzN__TEDJoDvwHAdEC6Drs-2LQoAo0OuWCePvKVRglrhgvW6A5lcfKrnDpiz2KuatrqTl7nha2yyX61t3OUkaVOS8gPVGt9RI_Ei8gj-aLxzvLJ-YiKLGE-z3rc1/s320/tenor+%25281%2529.gif" width="320" /></a></div><p>Ostatnia klasa liceum to jednak nie zabawa, bo zbliża się matura, która będzie decydować o całej przyszłości zahukanej nastolatki. Z całym przekonaniem zdecydowałam, że będę studiować antropologię albo kulturoznawstwo, a przepustką do tej jakże śmiałej kariery będzie matura z historii sztuki. Ostatecznie wylądowałam na studiach wieczorowych historii sztuki, co stało się – a jakże – moją pasją. Teraz byłam naukowcem. Dniami siedziałam w poklasztornych bibliotekach pisząc zadane eseje, a wieczorami czytałam książki o sztuce. Sztuka to było moje życie. W końcu rozwinęłam skrzydła, w końcu byłam w czymś dobra! Miałam stypendium, udzielałam korepetycji, pisałam do gazet tematycznych, a nawet miałam swoje wystąpienie na konferencji. Na piątym roku studiów stało się jednak coś dziwnego. Przyjaciółka namówiła mnie na wyjazd do Stanów i przypomniałam sobie jak byłam zafascynowana Ameryką widzianą oczami Stephena Kinga. Chciałam zobaczyć te wielkie samochody, przydrożne stacje benzynowe na odludziu, wsiowych jankesów itd. Obudziła się we mnie żyłka podróżnika. Chyba nie muszę dodawać, że kariera historyka sztuki przepadła. Po powrocie z wojaży zostałam...dziennikarką i fotoreporterką. Teraz moim guru była Monika Olejnik i fotograficy wojenni. Kupiłam sobie lustrzankę, poszłam na kurs fotografii i unikałam jak ognia trybu auto. Starałam się być w centrum wydarzeń miasta. Zdjęcia trzaskałam jak opętana. Wyobrażałam sobie siebie jako światowej sławy fotograf i oczami wyobraźni odbierałam nagrodę Pulitzera dziękując ze łzami w oczach rodzicom za wsparcie.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhf3bOaxI_AOdE5rXjd0noqQgL-WxuEKNL6UAwFP3dL_8Rihlq9Er9r3O_ESiLchM3cEkYp6XeZlitJLi5WOIzpgWBS9H_NH5ltMkpYEcIt7FVTwXWRRKqre1gOwHCR-hDLFkl7DSQyjRB7/s480/b7d5d069-735e-4ebb-b3d1-c581e0451fab.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="480" data-original-width="480" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhf3bOaxI_AOdE5rXjd0noqQgL-WxuEKNL6UAwFP3dL_8Rihlq9Er9r3O_ESiLchM3cEkYp6XeZlitJLi5WOIzpgWBS9H_NH5ltMkpYEcIt7FVTwXWRRKqre1gOwHCR-hDLFkl7DSQyjRB7/s320/b7d5d069-735e-4ebb-b3d1-c581e0451fab.gif" /></a></div><p> Portal dla którego pracowałam zamknięto. Wtedy postanowiłam, że wyjadę do Kanady. Wylądowałam w turystycznym miasteczku w Górach Skalistych i – jak można się domyślić – zostałam górołazem. Z pasją pochłaniałam informacje na temat wyposażenia do wspinaczki, kupiłam profesjonalny plecak, buty trekkingowe, bukłak, a nawet profesjonalne skarpetki, które zresztą noszę do dziś. W górach byłam minimum raz w tygodniu, a kiedy padało - patrzyłam tęsknie w niebo i oglądałam filmy o górach oraz pisałam bloga. Podczas swoich podróży napotykałam jelenie, a nawet misia czarnego, którego z dumą sfotografowałam (w trybie auto żeby nie spieprzyć sprawy). Apropos fotografii – znowu rozwinęłam skrzydła i kupiłam nową lustrzankę i dwa super obiektywy. Teraz byłam fotografem przyrody. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://media4.giphy.com/media/dZRCL4lz0lZKdlckNp/giphy.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="480" data-original-width="270" src="https://media4.giphy.com/media/dZRCL4lz0lZKdlckNp/giphy.gif" /></a></div><p>Kanadyjska wiza jednak ma swoją datę ważności i musiałam wrócić do Polski. Nie na długo jednak, bo zaraz dostałam kolejną wizę – tym razem do Australii. Byłam super podróżniczką. Miałam podróżować po całym świecie z plecakiem, lustrzanką i laptopem do opisywania wydarzeń na blogu. Teraz moją heroską była Martyna Wojciechowska i inne twarde babki. Byłam mega szczęśliwa i myślałam, że będę taką włóczęgą przez kolejne 5-10 lat, aż...poznałam swojego obecnego męża, raczej domatora. </p><p>Znowu wszystko się zmieniło. Zamieszkałam w małej miejscowości w Australii, daleko od gór, a nawet morza. Krajobraz jest tak monotonny, że po kilku strzałach lustrzanki, aparat schowałam głęboko do kuferka i długo go nie wyciągałam. Nie wiedziałam co tu zrobić, czym się zająć, więc nagle stwierdziłam, że to czas żeby w końcu schudnąć. Może niektórzy pomyślą, że po tych górach to latała jakaś skoczna łania, ale bliżej mi jednak było do niedźwiedzicy. Z całą zawziętością zaczęłam pochłaniać informacje o dietach, treningu, makroskładnikach, weganizmie i crossficie, jedynej siłowni w mojej okolicy. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdqwDgie8Tlc8IqGKryD5yAW2XVF0tVi1S1vjwS5pcBr6RP8Bs7a_lK170yo9U8bYPU69BNoiiQTvWx3UzhopVyaq27Oaa6XLKp0NhuRhLvJH6VPXnu9BD7eRicMzsbtA9rRPMqCdJwhyphenhyphenU/s400/30b705cd4c3236368043159ee5153f48.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="225" data-original-width="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdqwDgie8Tlc8IqGKryD5yAW2XVF0tVi1S1vjwS5pcBr6RP8Bs7a_lK170yo9U8bYPU69BNoiiQTvWx3UzhopVyaq27Oaa6XLKp0NhuRhLvJH6VPXnu9BD7eRicMzsbtA9rRPMqCdJwhyphenhyphenU/s320/30b705cd4c3236368043159ee5153f48.gif" width="320" /></a></div><p>Po kilku miesiącach nastąpił oczywiście efekt jojo. Teraz, mając 34 lata stwierdziłam, że wszystkie te moje porażki i zmiany działania są przez niezdecydowanie, chaotyczność i brak dyscypliny. Widzisz, każda moja „pasja” trwała tyle ile wszystko przychodziło łatwo i bez wyrzeczeń. Teraz jednak chcę skupić się nie na pasji, a na jej realizacji. W moim życiu jest wiele rzeczy, które nie zmieniają się. Są to pasja do czytania i pisania, a także miłość do sportu i chęć wyglądania dobrze (historie swoich diet od 12 roku życia pominę). Dziś postanowiłam zrobić eksperyment o którym od lat myślałam, ale nigdy nie zrealizowałam. Zrobić dzień bez internetu. </p><p>Widzisz, mam problem z rozpraszaniem się. Jestem beznadziejnym przypadkiem multiskaningu i przeskakiwania z jednego zadania w drugi, bo nie mogę na niczym się skupić. Nie byłam w stanie zrozumieć jak to było możliwe, że w wieku kilkunastu lat mogłam dosłownie cały dzień czytać książkę z krótkimi przerwami na siku i jedzenie. Co się zmieniło? Dostęp do internetu. Wielokrotnie czytałam artykuły o negatywnych skutkach Fejsbuka, o kradzieży informacji na nasz temat, o personifikacji reklam i wszystkich innych działaniach, które mają na celu zdobycie naszej uwagi. Czytałam wiele artykułów o produktywności, kreatywności i sukcesie, a po odkryciu Spotify potrafiłam godzinami słuchać odcinków na temat zdobywania sukcesu. Myślałam, że czytanie i słuchanie o tym jak osiągnąć sukces – w magiczny sposób mnie zmieni. Okazało się jednak, że bez podejmowania wielokrotnie i systematycznie wysiłku, będę siebie tylko oszukiwać i zamydlać oczy myśląc, że nie jestem dostatecznie zmotywowana.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9qXGblsHicyoW3U38HG260YR2p-TZdsEouRnURgJrDUyslAJFLt7osid-MciMc1QA18onvL-W5iRjyXVe_ZMhvDUZ5_Cv_ByL5rwE3xK61gPM5jHCzLFCqHhCPZf2BTdQm2fV-fIC38he/s500/ConcretePlasticIndianrhinoceros-small.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="282" data-original-width="500" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9qXGblsHicyoW3U38HG260YR2p-TZdsEouRnURgJrDUyslAJFLt7osid-MciMc1QA18onvL-W5iRjyXVe_ZMhvDUZ5_Cv_ByL5rwE3xK61gPM5jHCzLFCqHhCPZf2BTdQm2fV-fIC38he/s320/ConcretePlasticIndianrhinoceros-small.gif" width="320" /></a></div><p>Żeby nie było. Wiedziałam, że internet może być problemem. kilka razy zainstalowałam aplikacje do wyciszania powiadomień, ale nigdy ich nie włączyłam. Wczoraj o północy znowu zaczęłam szukać tej aplikacji, która okazała się płatna i do tego z reklamami i wtedy wpadłam na genialny w swej prostocie pomysł. Po prostu wyłączyłam internet. </p><p>Dnia następnego powiedziałam mężowi, że mam taki super pomysł, że może co sobotę będziemy wyłączać internet i będziemy super produktywni, a ten nawet stwierdził, że to super pomysł, ale...czy możemy zacząć od przyszłej soboty? Jak widać sieć jest bardzo uzależniająca. Sama jednak podjęłam wyzwanie i odłożyłam telefon w kąt. Efekt? Umyta (na kolanach!) podłoga, pozmywane naczynia, uprzątnięte to i owo, a nawet poszłam do fryzjera co zwlekałam od kilku miesięcy i siedziałam tam z książką na kolanach. No i najważniejsze – napisałam ten artykuł.</p><p>Zauważyłam, że po wyłączeniu internetu zwolniłam. Już nie spieszy mi się żeby coś zrobić i zaraz wrócić do serialu na Netflixie. Mogłam spokojnie poskładać ciuchy w szafie i uważnie wykonać zadania, które sobie z nudów wymyśliłam. Niespiesznie przechadzałam się między półkami sklepowymi bez gadających głów w słuchawkach mówiących o tym jak osiągnąć stan mindfulness, który – o ironio – osiągnęłam przypadkiem, dzięki temu, że przestałam o tym słuchać. </p><p>Postanowiłam, że będę co sobotę uprawiać dzień bez internetu, a żeby odpowiednio się zmotywować, zacznę znowu pisać bloga, tym razem o tym jak osiągnąć swój cel w życiu.</p><p><br /></p>ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-24064235767595808992015-08-27T06:12:00.003+09:302021-02-17T13:06:14.816+10:30RozstanieNo dobra, rozstaliśmy się w mniej więcej drugim miesiącu związku.<br />
<br />
Nie żałuję jednak. Zauważyłam, że niepokój i smutek napędzają mnie, sprawiają, że uciekam przed nimi w ramiona nowych przygód, emocji i wydarzeń. Bez tego nie byłoby mnie w Kanadzie i nie robiłabym wielu rzeczy, bo byłoby mi za dobrze i zbyt wygodnie.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMPoGC0dCDTq2wL4-4NAkd9RIGHgs9RRvw11454RSPlLnnYEfVlaiIT9eVPY87myLt0f1d-GphWOmPR-hqcAOWA-QK6QBS1BOeXvSXudn8dBkXzdaM4OsCfn1v7tNJVgg65T8xuo9E0qYM/s1600/giphy.gif" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="192" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMPoGC0dCDTq2wL4-4NAkd9RIGHgs9RRvw11454RSPlLnnYEfVlaiIT9eVPY87myLt0f1d-GphWOmPR-hqcAOWA-QK6QBS1BOeXvSXudn8dBkXzdaM4OsCfn1v7tNJVgg65T8xuo9E0qYM/s320/giphy.gif" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
Z przyzwyczajenia zaczęłam siebie osłabiać myśląc o sobie, że jestem do niczego, że może Mason dostrzegł, że jestem słaba i szukałam w jego ramiona pociechy zbyt nachalnie.<br />
<br />
Tak się jednak złożyło, że mój były do mnie napisał. Po iluś tam latach (może dziewięcu?) w końcu potrafiłam mu powiedzieć, że nie noszę w sercu urazy. Temu chyba ulżyło i stwierdził, że zawsze będzie mnie ciepło wspominać.<br />
<br />
Kiedy mam wątpliwości czy uda mi się jeszcze kiedykolwiek stworzyć związek przypominam sobie, że przecież już jeden zbudowałam. Chyba nawet udany. No i jak mantra, że miłość mnie znajdzie, że jestem warta, bleble itd.<br />
<br />
Z tym blogiem też nie potrafię się rozstać. Rozstania nigdy nie były moją mocną stroną.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiis_YVWxgZUoUEqnxNRA2n9qbMvpgr0mO6X6aHXElh929BvbujlAdKLWPhFptajD47qbqQL9VnPniJcIszorrBxzY8CmvMhAB2eeU9cLvg6e1yCVHYRBfj19RUunI9pS_Ub1lRszSISIlr/s1600/10165999.gif" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="179" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiis_YVWxgZUoUEqnxNRA2n9qbMvpgr0mO6X6aHXElh929BvbujlAdKLWPhFptajD47qbqQL9VnPniJcIszorrBxzY8CmvMhAB2eeU9cLvg6e1yCVHYRBfj19RUunI9pS_Ub1lRszSISIlr/s320/10165999.gif" width="320" /></a></div>
<br />ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-14404129297540796732015-08-16T03:41:00.002+09:302021-02-14T12:16:43.211+10:30ZamykamWybacz, opuszczam Cię. Założyłam w końcu nowy blog.<br />
<br />
Na nowym blogu zamieszczam relacje ze swoich wycieczek, bez już sentymentalnych wynurzeń. Na koniec tylko opowiem Ci prywatną anegdotkę.<br />
<br />
W sklepie w którym pracuję na dodatkową ćwiartkę (albo i mniej) etatu podeszły do mnie wczoraj dziewczyny z Filipin i Meksyku i chórkiem krzyknęły:<br />
<br />
- Ciam! Słyszałyśmy, że Twój chłopak jest przystojny!!! Czy to prawda?<br />
- hyhy<br />
- I że jest bogatym menadżerem!!!<br />
- haha!<br />
- A ma brata?! :p<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRlueDJIB6UhaR44e8eJFEGikd3hduOJz-VLv96v06moA9iDGV_PwrlaTENGpQTWSdnGWcqv8hyphenhyphent2nNYGzzRNq5GeV-6cOaWVmPM_klflTsq3VaY_Altp97cpYXrGDE2S1KOANdkmhhSal/s1600/2zpjxj7.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="242" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRlueDJIB6UhaR44e8eJFEGikd3hduOJz-VLv96v06moA9iDGV_PwrlaTENGpQTWSdnGWcqv8hyphenhyphent2nNYGzzRNq5GeV-6cOaWVmPM_klflTsq3VaY_Altp97cpYXrGDE2S1KOANdkmhhSal/s320/2zpjxj7.gif" width="320" /></a></div>
<br />
Poczułam się jak w jakimś Harlequinie, gdzie wszystko dobrze się kończy. Tak też zamierzam zakończyć tego bloga.<br />
<br />
...i żyli długo i szczęśliwie.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhutO1RPpQSAq3vztQIVUUdBKaVQqrQbhLOzdbmUpC07vqYNJeJKnYz4WzMjD9ZLm2BvjFLvHwB7Pe4LNuyuwZ_uNqHJf4vwS7YwWPjn1B65rIFzovQrkGWnaGW_YJYEA6cfgkKJ-AR-xTj/s1600/The-Lion-King-romance-scene.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="189" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhutO1RPpQSAq3vztQIVUUdBKaVQqrQbhLOzdbmUpC07vqYNJeJKnYz4WzMjD9ZLm2BvjFLvHwB7Pe4LNuyuwZ_uNqHJf4vwS7YwWPjn1B65rIFzovQrkGWnaGW_YJYEA6cfgkKJ-AR-xTj/s320/The-Lion-King-romance-scene.gif" width="320" /></a></div>
<br />ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-4389846202182531682015-08-08T11:39:00.001+09:302021-02-14T12:16:43.404+10:30Na cierpienie, smutek i odrzucenieGóry i lasy są moim panaceum na wszelkie utrapienia życia doczesnego. Nie wiem co bym zrobiła gdybym nie miała wyjścia i musiała siedzieć całymi dniami w domu.<br />
<br />
Dziś miałam jechać nad jezioro z nowo poznaną przez ogłoszenie na Facebooku koleżanką z Włoch, jednak ta rano stwierdziła, że nie jedzie. Potem Mason ogłosił, że na tydzień leci do Vancouver, Polacy z hotelu również pojechali na wycieczkę, której nawet mi nie zaproponowali, a ja poszłam robić pranie, usiadłam przed pralką podobną do naszej poczciwej Frani i zapłakałam gorzko. Jak płakać to tylko w malowniczej scenerii.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLee8o0YN6q729E9p3U3AOqGVQbYnGC1jJ0a5pazMdzlFCyD4eFaIzZYV9lxw3E9rljHFLrlntIOw-fRoxRYK682Qp36M_95MraJurNA668tYJVSFwbfW0khbsi4ZCRsJ9TOBwErTTY7DN/s1600/IMGP0013.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="211" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLee8o0YN6q729E9p3U3AOqGVQbYnGC1jJ0a5pazMdzlFCyD4eFaIzZYV9lxw3E9rljHFLrlntIOw-fRoxRYK682Qp36M_95MraJurNA668tYJVSFwbfW0khbsi4ZCRsJ9TOBwErTTY7DN/s320/IMGP0013.JPG" width="320" /></a></div>
<br />
Nie potrafię zintegrować się z tutejszymi Polakami, Filipińczykami ani w ogóle z nikim z hotelu. Momentami czuję się jak w liceum, tyle, że nawet wtedy miałam swoją bratnią duszę siedzącą wiernie ze mną w tej samej ławce.<br />
<br />
Co tydzień publikuję wiadomości na Facebooku o nowym pomyśle poniedziałkowej wycieczki, jednak już mi się najzwyczajniej w świecie nie chce. Moi "hiking buddies" skojarzyli mi się z jednorazowymi kochankami, którzy najpierw Ci mówią, że jesteś piękna i cudowna, razem przeżywacie wspaniałe chwile, a potem nigdy więcej nie widzicie się.<br />
<br />
Kiedy Frania zakończyła cykl prania, rozwiesiłam ciuchy, otarłam łzy, przebrałam się w odpowiednie ciuchy, zabrałam plecak, sprej na niedźwiedzie i wsiadłam na rower by zaliczyć w końcu Healy Creek - trasę będącą od chyba dwóch miesięcy na mojej liście must-do.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqN4ff-eZZTelfWMJfRCJcJzZx8V2x2jk2YZUty4AyR_18-3YPFb0EHn9GvFOLyRpb3oC4kB_IKBtvX6Xb4UG6upkNRfNFZq9E1zFIGu4ndOkIwq8w1LWjxdCKi6l5HF241cLxjp5qFtfI/s1600/IMGP0024.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="211" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqN4ff-eZZTelfWMJfRCJcJzZx8V2x2jk2YZUty4AyR_18-3YPFb0EHn9GvFOLyRpb3oC4kB_IKBtvX6Xb4UG6upkNRfNFZq9E1zFIGu4ndOkIwq8w1LWjxdCKi6l5HF241cLxjp5qFtfI/s320/IMGP0024.JPG" width="320" /></a></div>
<br />
Zabłocone po wczorajszym deszczu i kamieniste Healy Creek to trasa rowerowa znajdująca się w lesie. Podjazdy powodowały niezłą zadyszkę, za to zjazdy - zawał serca żeby tylko nie wyrąbać się w błoto albo spaść prosto na kamienie. Wróciłam do domu ubłocona i zachwycona.ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-22218866750880943602015-07-28T05:17:00.001+09:302021-02-14T12:16:43.603+10:30Co jest trudniejsze od wyjazdu do Kanady?Góry skaliste, śniegi po pachy, pająki i niedźwiedzie grizzli - to nic w porównaniu z byciem w związku.<br />
<br />
Znowu z weekendowych planów nici, Mason rozchorował się. Oczywiście jak na dorosłą, gotową na związek i zrównoważoną psychicznie kobietę płakałam prawie całą noc, że na bank już mnie nie chce i wymyślił chorobę żeby nie spotkać się. Smarkając w chusteczki obiecałam sobie, że następnym razem pochwalę się, że mam kogoś dopiero na ślubnym kobiercu.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRj6MD8MJb4co37WZdaP3zzsnDu2xtniTGISLuGFbEQAE2jVDSzmL1FYNi3XJ6mIlzWZGcnZ_KmjYEnjQMA9I0nhiw7qugj7oYXbqoNkg6c53EUq1m6TM2fWnP2urfXR4y9ogMm5RoABaQ/s1600/845bd1927fd5703a0ca60d71593eefe2.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRj6MD8MJb4co37WZdaP3zzsnDu2xtniTGISLuGFbEQAE2jVDSzmL1FYNi3XJ6mIlzWZGcnZ_KmjYEnjQMA9I0nhiw7qugj7oYXbqoNkg6c53EUq1m6TM2fWnP2urfXR4y9ogMm5RoABaQ/s320/845bd1927fd5703a0ca60d71593eefe2.gif" width="320" /></a></div>
<br />
Mason w między czasie napisał mi, że przyjedzie w niedzielę rano i ma nadzieje, że do tego czasu tabletki pomogą. Ja jednak wiedziałam już swoje i zaplanowałam wyjście w góry.<br />
<br />
Sulphur Mountain to jedna z niższych gór w tej okolicy (niecałe 1,5 tys. m.), trasa szeroka jak autostrada, po drodze pełno turystów, więc zagrożenie spotkania niedźwiedzia niewielkie. Wchodziłam na szczyt rozkoszując się widokiem i od czasu do czasu spoglądając na telefon w nadziei na SMS. Po dojściu na szczyt i upewnieniu się, że zasięg jest wciąż obecny już chciałam coś mu napisać, że przecież obiecał, że przyjedzie itd., ale Mason mnie ubiegł.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj2IRcwPh7xDHigKaHz-WnBb897Zp7sLwjjMllCA7dcrWy5IRU8rSSnNIhOfWHuGNeqb3w32fmEIktAtKCyJPra1W6M4-BL-BDuLBsdUTNErcpA8fchviXdWM6KNXM94BRkldB2hOBpV3nB/s1600/tumblr_n0u7vdYPm31szj8x1o1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj2IRcwPh7xDHigKaHz-WnBb897Zp7sLwjjMllCA7dcrWy5IRU8rSSnNIhOfWHuGNeqb3w32fmEIktAtKCyJPra1W6M4-BL-BDuLBsdUTNErcpA8fchviXdWM6KNXM94BRkldB2hOBpV3nB/s320/tumblr_n0u7vdYPm31szj8x1o1_500.gif" width="320" /></a></div>
Okazało się, że choroba nie minęła, gorączka, zapalenie, cuda wianki. Endorfiny po wejściu na szczyt dały o sobie znać - odpisałam, żeby nie przejmował się, bo tak myślałam, że nie przyjedzie i poszłam w góry. Widzimy się w takim razie za tydzień.<br />
<br />
Jak na prawdziwą samicę alfa przystało nie potrzebuję faceta do bycia szczęśliwą ;). Mason za to stwierdził, że powinnam znaleźć sobie pracę w Calgary żebyśmy mogli częściej widywać się. Zresztą mogłabym tu żyć jakbym chciała.<br />
<br />
Podczas schodzenia z góry humor całkowicie mi się poprawił. Przepiękne, zapierające dech w piersi widoki, łatwa trasa, nawet nie padało. No i Mason, który coraz częściej wspomina, że powinnam wyprowadzić się do Calgary.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_Yg1IXY9MAnspWZxOaGKu6Z9raiqKvrtyyMf86nSIoiRFUk3y0gTbQtnsTbOL9iVgru16y1EYeHjusMd8gNQAb5_s0fesbqkPMsQ6Ysxl8T9iT73dylHxLL1UVK5AZR5orKjIx54xk3Bh/s1600/Aviary+Photo_130824439442065353_edited.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_Yg1IXY9MAnspWZxOaGKu6Z9raiqKvrtyyMf86nSIoiRFUk3y0gTbQtnsTbOL9iVgru16y1EYeHjusMd8gNQAb5_s0fesbqkPMsQ6Ysxl8T9iT73dylHxLL1UVK5AZR5orKjIx54xk3Bh/s320/Aviary+Photo_130824439442065353_edited.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Budowanie związku skojarzyło mi się z ciążą. W pierwszym trymestrze istnieje największe zagrożenie poronienia dlatego wszystkie objawy psucia się relacji traktuję jak zwiastun najgorszego. Do tego mam PMS (stąd te irracjonalne płacze ;))ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-59358011660325965262015-07-25T05:58:00.001+09:302021-02-14T12:16:43.806+10:30Ciam dojrzewa!Wczoraj z pierwszą kanadyjską znajomą podzieliłam się pewnym intymnym newsem.<br />
<br />
Dostałam zaproszenie na urodziny Karen. Bąknęłam nieśmiało, że dziękuję, dam znać, bo mój chłopak ma wziąć wolne żeby się ze mną spotkać.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj75rTMo8HwA8xQxtGvOSezY4JkRPbNja_iLSotaj1i1mjaQFszakeAu8AmF4yDscATN3L_zgjCD_Bwjx9qilWhyphenhyphena8NpwjZvK9KShWAkX-7JQZSS7Q4giUmMsiUf9W7vccTTKQmCzCoPBQj/s1600/gr8HMLa.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="223" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj75rTMo8HwA8xQxtGvOSezY4JkRPbNja_iLSotaj1i1mjaQFszakeAu8AmF4yDscATN3L_zgjCD_Bwjx9qilWhyphenhyphena8NpwjZvK9KShWAkX-7JQZSS7Q4giUmMsiUf9W7vccTTKQmCzCoPBQj/s320/gr8HMLa.gif" width="320" /></a></div>
<br />
Karen na początku nie załapała i powiedziała - ah ok, rozumiem, możecie wpaść razem. Po chwili jednak krzyknęła na cały regulator - CIAM???!!!! Masz chłopaka??!!!! To wspaniałe!<br />
<br />
Wiadomość niczym ewangelia roznosi się wśród kanadyjskich znajomych i przyjaciół w Polsce. Oczywiście sama też głoszę dobrą nowinę. Czasem jednak dochodzą do mnie irracjonalne myśli - przekonania, że jak tylko podzielę się pozytywną wiadomością to zaraz coś się spieprzy.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYV-44QAnoA9JaN6T12ymQTfsnnDhmDYO7vRUuXQ5n3srECQ1nnEhKJKrwggc9thtIaawOKrajk1aabOiSZJz_YZ65iGLkPeYFfV8HPM-nh6eJrCo_Tt1uFMj6UuB14X0O-6uuXGj2LoFa/s1600/tumblr_m6bii0aA8f1qh95r3.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="129" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYV-44QAnoA9JaN6T12ymQTfsnnDhmDYO7vRUuXQ5n3srECQ1nnEhKJKrwggc9thtIaawOKrajk1aabOiSZJz_YZ65iGLkPeYFfV8HPM-nh6eJrCo_Tt1uFMj6UuB14X0O-6uuXGj2LoFa/s320/tumblr_m6bii0aA8f1qh95r3.gif" width="320" /></a></div>
Dziś jest brzydka pogoda niesprzyjająca optymizmowi. Do tego czekałam na SMS od Masona od rana, a tu cisza. YouTube proponuje same smutne piosenki, a ja łzawo spojrzałam przez okno myśląc, że to koniec, odwidziało mu się, nie pojedziemy nigdzie, bo: jestem za brzydka, gruba, głupia, lubię góry, a on nie, albo mam zielone oczy, a on woli niebieskie.<br />
<br />
Uciszyłam myśli przypominając sobie, że miłość mnie i tak znajdzie i nawet zwizualizowałam sobie małego śmiesznego stworka pędzącego w moją stronę z wielgachnym sercem i zipiąc wołającym: przepraszam, że tak długo!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqmru0tp6lUimwzuTWHiK69K9qdlTN4wPcwd6S0quFUnJgHqY1QiWSuPsEFR4N6yPnD22lsqWjUSuAPv8mWbURkKmdWQ5olJ48dPurfmmzOMxl4nd26kP760-U7r1oWPRZO5GKvb-ZrB61/s1600/tumblr_mjs2909dbk1qzcv7no1_400.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="179" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqmru0tp6lUimwzuTWHiK69K9qdlTN4wPcwd6S0quFUnJgHqY1QiWSuPsEFR4N6yPnD22lsqWjUSuAPv8mWbURkKmdWQ5olJ48dPurfmmzOMxl4nd26kP760-U7r1oWPRZO5GKvb-ZrB61/s320/tumblr_mjs2909dbk1qzcv7no1_400.gif" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
Po wizji rozkosznego potworka sama wysłałam SMS i zaraz dostałam odpowiedź od Masona, że mnie strasznie przeprasza, ale jest zajęty i napisze jak tylko skończy pracę. Co ciekawe nigdy źle nie reaguję na te jego busy, bo wiem, że naprawdę jest zajęty i nie dorabiam sobie ideologii, że to kolejny pan "jestem-super-zajęty", który nigdy więcej nie odezwie się.<br />
<br />
Pomyślałam wtedy, że chyba emocjonalnie dojrzewam do bycia w związku (OMFG).ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-27183367814251921642015-07-20T14:04:00.001+09:302021-02-14T12:16:44.007+10:30Ciemna strona CiamPoetycko zacznę. Drugi człowiek jest Twoim lustrem, do tego myślącym i czasem mówiącym co o Tobie myśli, albo co w Tobie dostrzega. Ostatnio częściej oglądam siebie w oczach Masona.<br />
<div>
<br /></div>
<div>
Cóż, mam szczęście (bądź nieszczęście) bycia osobą o wyraźnych poglądach i wyraźnym usposobieniu. Kiedy poznaję nowego faceta zawsze zastanawiam się co on we mnie dostrzega i na ile zauważa jaka jestem. Po bliższym poznaniu czekam z niepokojem aż stwierdzi, że jestem zarozumiałą, narcystyczną wariatką. </div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhuWlDOsSbHuPl1ihX5KUt4-GLi-MDXhpc1vYP2BFg-4TfOaveW_iTxGd-Q_QV5pAvgXsdNj6nOs6PHfZ9s-DCp8gY0SBYlggP-VPNPVXjTET8tZm2jkSNw-yAtlWZ-nnAesFn0tXVSKb-B/s1600/RIja2cl.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhuWlDOsSbHuPl1ihX5KUt4-GLi-MDXhpc1vYP2BFg-4TfOaveW_iTxGd-Q_QV5pAvgXsdNj6nOs6PHfZ9s-DCp8gY0SBYlggP-VPNPVXjTET8tZm2jkSNw-yAtlWZ-nnAesFn0tXVSKb-B/s320/RIja2cl.gif" width="320" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Egoizm to jedna z wad, którą niewiele osób potrafi znieść, dlatego, że wszyscy jesteśmy egoistami, ale nie wszyscy są z tym pogodzeni. Dziś Mason zauważył, że jestem wymagająca (o matko, bo chcę zrobić wiele rzeczy na raz i wyciągnąć go na różne wycieczki), nie zwracająca uwagi na szczegóły, bo mam je po prostu gdzieś (łącznie z tym, że nie zauważyłam jak zmienił ciuchy w ciągu dnia), szybko nudząca się i zmieniająca temat, do tego nie potrafiąca cieszyć się z małych rzeczy (ale jak mam być zadowolona kiedy nie pojechaliśmy nad jezioro, bo był pożar i stukilometrowy korek?)</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Wszystkie te wady albo zaakceptujesz, albo jebniesz mi drzwiami przed nosem. Mason nie jebnął, a ja cóż...też dostrzegam jego wady i też nie jebłam. Może dlatego, że oboje skupiamy się jednak na własnych zaletach i przymykamy oczy na wady pod osłonką różowych okularów?</div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4uytjkP7EcTx0H27F6qZKeF-HBK6oS2ip-zizYgFw3GXzRNaTw_89FrUvDsXIQAfQLXqjyHlP4xFvz4gXr5K0GdRTn7hJ7eNzZaM1DaVvZ3O3W6Wf7dZ1RtI6dO4jVosRaUkvtvP-QMcK/s1600/tumblr_naz8vy5XZA1tqbekto1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="179" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4uytjkP7EcTx0H27F6qZKeF-HBK6oS2ip-zizYgFw3GXzRNaTw_89FrUvDsXIQAfQLXqjyHlP4xFvz4gXr5K0GdRTn7hJ7eNzZaM1DaVvZ3O3W6Wf7dZ1RtI6dO4jVosRaUkvtvP-QMcK/s320/tumblr_naz8vy5XZA1tqbekto1_500.gif" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div>
<br /></div>
ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-34007158588133458012015-07-14T12:40:00.000+09:302021-02-14T12:16:44.200+10:30Mount RundleJak zwykle przed poniedziałkiem - świętym dniem wolnym Ciam - nerwowo szukałam kolejnej trasy i towarzysza podróży. Napisałam do Jamesa czy ma jakiś plan na poniedziałek. Jego odpowiedź zwaliła mnie z nóg. Poinformował mnie, że...znalazł nowego górskiego partnera.<br />
<br />
Pierwsza reakcja? Oczywiście ból, upokorzenie, miliony pytań (co ja mu zrobiłam, co złego powiedziałam? Może za wolna jednak jestem?) i ciamajdowata odpowiedź: Ok, dzięki za wcześniejsze wycieczki, było super.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9Hq3ciJPJkcGNRS23zcPax3gGjmUsAVn4LAx1sxzw5FflK8GW6O4CN0jpUkRycmhfLyQurDAPCd7GhS5TFDC81rrnbgyTMsUR7ej2ylhp0nMtJt5_z4KYxp6Fq49SrjpQLEMPmndSAvQU/s1600/facepalm37.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="133" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9Hq3ciJPJkcGNRS23zcPax3gGjmUsAVn4LAx1sxzw5FflK8GW6O4CN0jpUkRycmhfLyQurDAPCd7GhS5TFDC81rrnbgyTMsUR7ej2ylhp0nMtJt5_z4KYxp6Fq49SrjpQLEMPmndSAvQU/s320/facepalm37.gif" width="320" /></a></div>
<br />
Zwierzyłam się koledze z pracy, że straciłam kolejnego górskiego towarzysza i co mi napisał James. Ten wybuchnął śmiechem i stwierdził, że mój towarzysz to dzieciak z przedszkola, który mówi obrażony: Nie chcę się teraz z Tobą bawić, bo znalazłem nowego przyjaciela. Czemu kurna wcześniej na to nie wpadłam? A ja cipa zamiast dać upust złości to schowałam się znowu w skorupce potulności i za zasłonką biednej ofiary. Wkurza mnie to, że nie potrafię wyzwolić w sobie czystej furii i złości, bo ona w ogóle do mnie nie dociera. Ktoś może być dla mnie totalnym dupkiem, a ja...nic. Cóż, znikąd to się nie bierze, ale nie czas na psychoanalizę.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgtjscudzWxI-bSSslpRZfihamDsDkJnvkCRZrM2ZXII-q2W2KLTAl7lJ-vDshJws2Y-rXBVuB_7p9umlpeJDjauT7ZFhVrJ4AJVKq8BT86Z4Q0tTVYKueqSbqqfM2qep0KuAKgettO-5cJ/s1600/Aviary+Photo_130813142240965202.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgtjscudzWxI-bSSslpRZfihamDsDkJnvkCRZrM2ZXII-q2W2KLTAl7lJ-vDshJws2Y-rXBVuB_7p9umlpeJDjauT7ZFhVrJ4AJVKq8BT86Z4Q0tTVYKueqSbqqfM2qep0KuAKgettO-5cJ/s320/Aviary+Photo_130813142240965202.png" width="320" /></a></div>
<br />
Upokorzona i zrozpaczona wrzuciłam ogłoszenie na lokalnym fanpejdżu i stwierdziłam, że jestem żałosna, bo szukam przyjaciół w internecie. Okazało się jednak, że nie jestem żałosna, tylko...fantastyczna. Dostałam wiele odpowiedzi, lajków, wszyscy zachwyceni moim podejściem do tematu i ostatecznie umówiłam się z dwoma dziewczynami na Mount Rundle.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0Ygzq_5DzZEpSyIqyecm2L5-WAL7IDDPoZ1OUu56PegfXQS0xmNKZshwK6yaQiv74GDULFm11kFOoqfgUnVPu6olOz735EpGOqiK6VT-76x6jE8b7jteu1Erb7EbVl1un6d_Pj7kLlhQ1/s1600/Aviary+Photo_130813143085990086.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0Ygzq_5DzZEpSyIqyecm2L5-WAL7IDDPoZ1OUu56PegfXQS0xmNKZshwK6yaQiv74GDULFm11kFOoqfgUnVPu6olOz735EpGOqiK6VT-76x6jE8b7jteu1Erb7EbVl1un6d_Pj7kLlhQ1/s320/Aviary+Photo_130813143085990086.png" width="212" /></a></div>
<br />
Jak zwykle wyszło lepiej niż się spodziewałam. Dziewczyny okazały się fantastycznymi towarzyszkami podróży i doszłam do wniosku, że dobrze, że James mnie olał. Podczas wspinania się miałam też czas na przemyślenia na temat kobiecości (post na ten temat znajdziesz <b><a href="http://amciam.blogspot.ca/2015/01/kobiecosc.html">tutaj</a></b>.) Żaden facet tak radośnie nie ekscytuje się przed wyprawą jak kobiety. Dzięki postowi na facebooku poznałam fantastyczne osoby - Brytyjkę i Kanadyjkę - pełne zapału, pasji i emanującej siły oraz jednocześnie ciepłe i radośnie pomagające innym górołazom. Jedyną "wadą" były długie postoje (co mi się nie zdarzało z Jamesem) i jeszcze dłuższe rozmowy co spowodowało, że wycieczka trwała niecałe...9 godzin. Ale to nic, Mount Rundle było nasze. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz się spotkamy.ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-69860936089236040052015-07-13T13:48:00.001+09:302021-02-14T12:16:44.399+10:30Canadian dream?Było słoneczne popołudnie. Szłam do banku zaksięgować swój czek, a wiadomo, że czeki potrafią poprawić nastrój. Zwłaszcza dwa na raz.<br />
<br />
To był jeden z tych dni, kiedy wszystkie smutki dnia poprzedniego odchodzą w zapomnienie. Liczyło się bycie tu i teraz, piękna pogoda, fajna muzyka w uszach, dwa czeki, to, że mam dwie nogi, dwie ręce (w sensie swoje, nie ucięte w reklamówce ;)) i kolejne podróże za pazuchą. Optymizm powrócił i wszystko znowu nabrało sensu.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrY76SrDP44Ug8fYmf-BWgJu_MheRy0GmiZHB1kgFHqy5q8R2_inLo1oL8ymIK4j2jxPMUtSzPUpnc48SZCgfWntbDwxIRdy1iPgPs5h6JIiW1i-A5Mpf62IhqC4vCCawxTs1tFm8BiDNz/s1600/cd5.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrY76SrDP44Ug8fYmf-BWgJu_MheRy0GmiZHB1kgFHqy5q8R2_inLo1oL8ymIK4j2jxPMUtSzPUpnc48SZCgfWntbDwxIRdy1iPgPs5h6JIiW1i-A5Mpf62IhqC4vCCawxTs1tFm8BiDNz/s320/cd5.gif" width="320" /></a></div>
<br />
Szłam więc zachwycona wszystkim dookoła i nagle zobaczyłam ją. Zwykłą, czarną koszulkę powieszoną na manekinie przy osiedlowym butiku. Czarna koszulka z wydrukowanym prostym napisem: Love will find a way.<br />
<br />
Koszulka trafiła prosto w serce, bo dnia poprzedniego zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam wyzywając James'a (tego od randki, nie gór) od narcystycznych dupków (tak, tak, najlepiej komuś wytknąć własne wady) i może jednak powinnam jakoś inaczej. A może on mnie nie chce, bo jestem za brzydka, gruba, głupia, mądra, woli blondynki, albo powinnam mniej/ więcej gadać, za szybko się otworzyłam? A może za mało? Może nie powinnam tego powiedzieć? Albo powiedzieć coś co przemilczałam? Albo...<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUf57yJa0wnXBKzYFG7Qv40h_KnB1FqqvvBqyXbx0Ctuud3HJqmmZTV1oL6y1xkRu6oPi01ShFufaxupcQqWCNo2vCt3T8aeVdldIARht-Kzvxnj-AycMRAKc0AJcaSGKp1JV6BZ37Y8yo/s1600/wtf-emu-meme-generator-my-god-what-have-i-done-622484.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgUf57yJa0wnXBKzYFG7Qv40h_KnB1FqqvvBqyXbx0Ctuud3HJqmmZTV1oL6y1xkRu6oPi01ShFufaxupcQqWCNo2vCt3T8aeVdldIARht-Kzvxnj-AycMRAKc0AJcaSGKp1JV6BZ37Y8yo/s320/wtf-emu-meme-generator-my-god-what-have-i-done-622484.jpg" width="308" /></a></div>
<br />
Czarna brzydka koszulka z cytatem z Króla Lwa (tłumaczenie polskie: Miłość drogę zna jest jeszcze bardziej kiczowate niż oryginał, ale nie ważne środki, ważny cel) uświadomiła mi, że mam przestać kombinować, zastanawiać się, szukać w sobie błędów, płakać, a już przede wszystkim przestać wierzyć, że nie jestem warta miłości i nigdy takowej nie znajdę, bo ona sama mnie znajdzie. No to przestałam. Jasnymi od oświecenia oczami spojrzałam w niebo i pomyślałam: love will find a way! I poszłam dalej. Potem stał się cud. Ale może od początku.<br />
<br />
Dawno, dawno temu, mniej więcej dwa miesiące wstecz umówiłam się na szybki lunch z Masonem (bez konotacji z masonerią - tak wiem, słaby żart). Chłop nie wywarł na mnie pozytywnego wrażenia, miałam go za zapatrzonego w siebie aroganta, do tego wyglądał jakby się gdzieś spieszył (uciec z nieudanej randki?), więc podchodziłam do niego bez zbędnego zaangażowania, a jak mnie wystawił tuż przed kolejnym spotkaniem, wkurwiłam się, wywaliłam go z Facebooka i Skype'a (nie, nie mam trzynastu lat; tak, jestem dorosła) i zapomniałam. No prawie, bo zastanawiałam się dlaczego nawet ten skończony dupek mnie nie chce. Czy ktoś tu się jeszcze dziwi czemu jestem sama?<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgn9SZBlyhtDg0KNTxNMbrr6ypGv7QbAjBtqU4YppMxu_dAKgMuHb9PJoLIGtkpQsaoGeQoraC6tcTcNBtAT64beMtXFkf_bpuCkBPo0n2Zz0tY-_SHStxDS1Ghuo9NPx6InogCPnglTupj/s1600/42372_tina-fey-shrugging-shrug-i-aint-even-mad.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgn9SZBlyhtDg0KNTxNMbrr6ypGv7QbAjBtqU4YppMxu_dAKgMuHb9PJoLIGtkpQsaoGeQoraC6tcTcNBtAT64beMtXFkf_bpuCkBPo0n2Zz0tY-_SHStxDS1Ghuo9NPx6InogCPnglTupj/s320/42372_tina-fey-shrugging-shrug-i-aint-even-mad.gif" width="320" /></a></div>
<br />
Dwa tygodnie temu zobaczyłam sms wysłany od niego o drugiej w nocy. Od słowa do słowa znowu umówiliśmy się na kolejne spotkanie zaraz po mojej pracy. Umalowana, ubrana w sukienkę i w szampańskim nastroju poszłam do pracy, z której wyszłam z chmurą gradową nad głową, bo chłop miał czekać jak wół pod hotelem, a tu ni widu ni słychu. Chmurę odgarnęłam myślami, że nikt mnie nie unieszczęśliwi i jadę w góry, a poza tym...love will find a way.<br />
<br />
Jazda rowerem pod górę to nie byle sprawa. Po dwóch przystankach, myślach samobójczych i zastanawianiu się czy jestem normalna, że jeszcze będę się wspinać na górę, stwierdziłam, że a co mi szkodzi, zapytam Masona czy coś go nie zatrzymało. Po dojechaniu na parking przy trasie na szczyt dostałam odpowiedź: jestem w drodze.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjGlJiX85GvKjC55rOWjZavVzlNqF0IXvMCd3xfysUr1QPR7WZKQlUA7jnOA-0vZDzN0laPgrud_n3CHni_JPnWnRNbb1VT8OK5FrVx4xs4XmlPujrv0EFkOY8Kfroo0yWLRWB4uHk_Grs-/s1600/Pirates1.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjGlJiX85GvKjC55rOWjZavVzlNqF0IXvMCd3xfysUr1QPR7WZKQlUA7jnOA-0vZDzN0laPgrud_n3CHni_JPnWnRNbb1VT8OK5FrVx4xs4XmlPujrv0EFkOY8Kfroo0yWLRWB4uHk_Grs-/s320/Pirates1.gif" width="320" /></a></div>
<br />
Wyobraź sobie teraz pustą dwupasmówkę i Ciam na rowerze zapierdzielającą z prędkością światła w dół (aż tak strasznie mi się nie spieszyło, było naprawdę stromo!) żeby wziąć prysznic, ubrać się, umalować i wyperfumować. Szaleństwo.<br />
<br />
Wsiadłam do samochodu zmęczona, śpiąca i mało odzywająca się. Nawet nie próbowałam wywierać na nim wrażenia i olałam co sobie o mnie pomyśli. Pomyślał chyba dobrze, bo zaczęliśmy spotykać się.ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-89761025799330278912015-07-08T07:05:00.002+09:302021-02-14T12:16:44.603+10:30Fikcyjne związkiKilka razy Ciam przechadzała się ulicami miasteczka trzymając za rękę faceta. Za każdym razem innego.<br />
<br />
Wyglądamy jak urocza para zakochanych papużek świergocących do siebie słodko. Tulimy się do siebie czule, głaszczemy po ramieniu, patrzymy płomiennym wzrokiem, który jest niczym z płomieniami rzucanymi w łóżku i łapczywym, kompulsywnym wręcz obmacywaniem, bo nigdy nie wiadomo kiedy trafi się następna okazja na czułość.<br />
<br />
Potem rozstajemy się i nigdy więcej nie widzimy. On nie pisze, ja tym bardziej. A jak napisze, to zdziwienie, które studzi zdrowy rozsądek: moja droga, to wciąż gra pozorów...<br />
<br />
Niesamowite jest spotkać drugą, podobną do siebie osobę, która pragnie jednocześnie bojąc się bliskości. Sama kiedyś rzuciłam, że prędzej rozłożę przed obcym facetem nogi niż powiem szczerze czego się boję.<br />
<br />
Jednodniowe związki. Ciekawe czy dużo takich jednodniowców widywałam na ulicy? CIekawe ilu jednodniowcom zazdrościłam płacząc do poduszki, że nikt mnie nie kocha.<br />
<br />
<br />ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-57318553530624530512015-07-01T06:58:00.000+09:302021-02-14T12:16:44.802+10:30Przeraża mnie<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Coraz częściej opowiadam kanadyjczykom o Polsce. Kanadyjskie truskawki to NIC w porównaniu z polskimi, nie mówiąc już o chlebie, serze białym i szynce.</div>
<br />
W końcu zrozumiałam, że zaczęłam tęsknić. Podczas coponiedziałkowego hikingu James ze współczuciem zapytał czy po raz pierwszy jestem na emigracji? Myślę, że nie chodzi o samą emigrację, ale o to, że to pierwszy wyjazd na tak długo i bez konkretnego terminu powrotu.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj09zUh5kTnd3Fyq9kYqn20rnIMlN6bN6cmWul04A5AsFaDRAlw9T_pVMElJQsTl4d78oMWIXIWStUfkynZTQtO7BmO5_lnbUYW97DOAWQ6wFeE4jqh0htKTYDKXLPMNR6VgYV7CmOALrLW/s1600/1c5a17ed058aa078f2017e2e9f5c38b000db9dafa3449d73a03c99fd95fdbaa5.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="280" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj09zUh5kTnd3Fyq9kYqn20rnIMlN6bN6cmWul04A5AsFaDRAlw9T_pVMElJQsTl4d78oMWIXIWStUfkynZTQtO7BmO5_lnbUYW97DOAWQ6wFeE4jqh0htKTYDKXLPMNR6VgYV7CmOALrLW/s320/1c5a17ed058aa078f2017e2e9f5c38b000db9dafa3449d73a03c99fd95fdbaa5.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Kiedy pomyślę o tym co zrobię po skończeniu terminu ważności wizy kanadyjskiej czuję ekscytację pomieszaną ze strachem, bo wiem, że na Kanadzie się nie skończy. Mam tyle pomysłów, możliwości i pragnień, że czasem mnie to przeraża. Jak każdy normalny człowiek szukam spokoju i poczucia komfortu, ale pieprzone owsiki w tyłku ciągle dają się we znaki (w sensie nie dosłownie, wiesz o co mi chodzi ;)) i diabeł szepczce do lewego ucha: Ciam! Chcesz w tej dziurze spędzić CAŁY rok? A nie lepiej sezon zimowy w innym regionie? Pouczyć się jeżdżenia na nartach? Snowboardzie? No i już ciśnienie lekko podniesione, bo trzeba będzie znowu pakować się, szukać pracy, mieszkania, znajomych, same problemy...<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgX3RfKK1C7yWUa2rcEoUguXc9dXS1jhG6dNYB9YT27icwX6-z7SOi5IoPWCRyYjWtrtCVuxUmvtXCrOQblv427-3lZocAa1MLdTcNol5w18Vw_sTS1MWcSQ5YxTz-GHsgZdulLsY36RzZ3/s1600/humph.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="192" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgX3RfKK1C7yWUa2rcEoUguXc9dXS1jhG6dNYB9YT27icwX6-z7SOi5IoPWCRyYjWtrtCVuxUmvtXCrOQblv427-3lZocAa1MLdTcNol5w18Vw_sTS1MWcSQ5YxTz-GHsgZdulLsY36RzZ3/s320/humph.gif" width="320" /></a></div>
Zresztą tutaj i tak muszę się spieszyć, bo mam sporo gór do zdobycia. Przed każdym poniedziałkiem (święto Ciam - cały dzień wolny!) nerwowo wysyłam wiadomości do znajomych z pytaniem kto ma czas na wspólne zdobywanie szczytów, bo sama w lesie nie czuję się jeszcze pewnie. Poza tym rodzą się plany campingowe, wyjazd do Jasper, gdzieś w oddali wycieczka po Stanach, a jeszcze dalej Australia, Nowa Zelandia i Chiny...kiedy wrócę? Nie wiadomo.<br />
<br />
Wizja niezależnego podróżowania po świecie ekscytuje mnie i napawa lękiem, bo docelowo nigdzie nie zagrzeję miejsca na dłużej niż rok. Wszystkie relacje i znajomości będą miały charakter tymczasowy, a znając życie pewnie i tak będę szukała księcia z bajki. Zresztą nawet nie chodzi o tymczasowość znajomości, tylko, że czasem będę polegać na ludzkiej życzliwości i wyciągać rękę po pomoc.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyqG14143i0YxWEH3MC2tcJLa8qzqAjUYVuPMgKbA2rCShe16Q51JiJzB_-bZHX1OlaxOKNa-9RnDR_mY74GF4nMyc2nrEobU3ismrhRzmgP99ZZLzsTc4rcJvgfqo9pJivgkbns_cEpMu/s1600/anigif_enhanced-22712-1424204663-2.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="192" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyqG14143i0YxWEH3MC2tcJLa8qzqAjUYVuPMgKbA2rCShe16Q51JiJzB_-bZHX1OlaxOKNa-9RnDR_mY74GF4nMyc2nrEobU3ismrhRzmgP99ZZLzsTc4rcJvgfqo9pJivgkbns_cEpMu/s320/anigif_enhanced-22712-1424204663-2.gif" width="320" /></a></div>
<br />ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-32906723148995452182015-06-22T05:44:00.002+09:302021-02-14T12:16:44.997+10:30UważnośćNa pewno znasz to. Stoisz nad ziemniakami i obierając je rozważasz ważkie doczesne sprawy. Zmywając gary wymyślasz historie, które na 99 proc. nigdy nie zdarzą się. <div>
<br /></div>
<div>
Myjąc podłogi fantazjujesz o rozmowach z ważnymi dla Ciebie osobami, wygrywasz kłótnie, wyznajesz co chcesz wyznać (albo nie wyznajesz co już niestety wyznałaś), rzucasz gromami, z twarzą wychodzisz z potyczek, wymyślasz różne warianty wydarzeń i odpowiedzi na różne pytania, które na 99 proc. nigdy nie zostaną zadane. </div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcWVENPWn35vap3T_Ks_3E9brm8mMeZak6fqjEIn1RNHVogKy_G6Hr6SWvHzKAP154Of6SPAzzzuJuzbnNOkHEfboK4feztnBfv2uJnYHDGqSr94Y3iGCxrhFy6Jd271nWT0exwGhaFwrC/s1600/Best-simpsons-gifs-homers-brain.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcWVENPWn35vap3T_Ks_3E9brm8mMeZak6fqjEIn1RNHVogKy_G6Hr6SWvHzKAP154Of6SPAzzzuJuzbnNOkHEfboK4feztnBfv2uJnYHDGqSr94Y3iGCxrhFy6Jd271nWT0exwGhaFwrC/s1600/Best-simpsons-gifs-homers-brain.gif" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Wczoraj pracowałam przy zmywaku z Chio. Ja obierałam ziemniaki, ona kroiła paprykę. Stałyśmy i milczałyśmy, obie zatopione w swych myślach. Ja zastanawiałam się czy James (<b><a href="http://amciam.blogspot.ca/2015/05/wyprawa-do-lake-louise.html">ten</a> </b>i<b> <a href="http://amciam.blogspot.ca/2015/06/co-znaczy-cute.html">ten sam tu</a></b>) odpisze mi na sms i co ja mu na niego odpiszę (albo co mu nie odpiszę, hah) oraz jak będzie wyglądało nasze kolejne niecenzuralne spotkanie. Chio myśli nie przytoczę, rozmyślała po japońsku ;).</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Nagle między nami pojawił się szef, który krzyknął rozbawiony, że u nas przy zmywaku jest milczący kącik. Bum. Powrót do rzeczywistości. Zaczęły dochodzić głosy, gwar, rozmowy, huk talerzy i garów. Wyrwana z lerargu wróciłam do żywych. Wróciła też uważność - obserwowanie rzeczywistości takiej jakiej jest. Chio też ocknęła się i obie wyrwane ze śpiączki zaczęłyśmy rozmawiać.</div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8bUsLUDedYhPD2b-0BEWSHZE5BAooAi7-Eers_omN6BHQxHPVs8sNLYtG7_NpTiZpEWGU5hGCqqBGnIMFAv39kkrBo1rmxW0CApU0TgWFGr6UX1EupVEirzhFH_NhVO7y_8S0U2anh0dK/s1600/giphy.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="168" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8bUsLUDedYhPD2b-0BEWSHZE5BAooAi7-Eers_omN6BHQxHPVs8sNLYtG7_NpTiZpEWGU5hGCqqBGnIMFAv39kkrBo1rmxW0CApU0TgWFGr6UX1EupVEirzhFH_NhVO7y_8S0U2anh0dK/s320/giphy.gif" width="320" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Odczuwam radość kiedy jestem uważna. Doceniam to co mam, jestem aktywna i wesoła. Rozmawiam z ludźmi, cieszę się otoczeniem, śmieję ze swoich gaf, żyję. Kiedy jednak jest trudno, stresująco, przygnębiająco, albo po prostu nudno - uciekam do świata fantazji, jak zresztą większość z nas. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Nasz wewnętrzny świat jest wielowymiarowy, w nim każda sytuacja ma nieskończoną ilość wariantów i każdą można omówić, poobserwować, ocenić, a nawet emocjonalnie przeżyć. Tak, nieraz płakałam nad swoimi wymyślonymi historiami, nie, nie mam schizofrenii :p</div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgD71N8Jl_I0vGumr_c6f8V4fLsV-hLO1q3pCxAFwuHx4JNUXA3XbCoUXYSumLRSfW60nHwe1VoV9Z4BT7ZVVUhFLZ7fnuQSB7e7B7gaAKnEvsLXSyB8VrlU9DHTrxZG2hZ_O28aOV51Wov/s1600/tumblr_mz0hc96xEs1siq0p2o1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="128" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgD71N8Jl_I0vGumr_c6f8V4fLsV-hLO1q3pCxAFwuHx4JNUXA3XbCoUXYSumLRSfW60nHwe1VoV9Z4BT7ZVVUhFLZ7fnuQSB7e7B7gaAKnEvsLXSyB8VrlU9DHTrxZG2hZ_O28aOV51Wov/s320/tumblr_mz0hc96xEs1siq0p2o1_500.gif" width="320" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Utrzymanie uwagi w pracy jest dla mnie bardzo trudne. Przytłacza mnie hałas, wszędzie biegający ludzie i co chwila nowe zadania do wykonania już teraz natychmiast. Dlatego uciekam do swojego wewnętrznego świata żeby jakoś wytrzymać ten gwałt na moje uszy i oczy. Bezmyślnie też podjadam, dupa rośnie, nieszczęście tuż za rogiem. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Stresuję się tym, że przytyję, stres zajadam, a jeśli nie zajadam to uciekam w stronę transu, czyli nie zwracania uwagi na otaczającą rzeczywistość, ani nawet swojego bólu i w efekcie nieczucia.</div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjzewRBgscuQf9VoTSHlCIQ0e6poNHn2PU6DhlwI3CZFuuHK4j0dEZmHPYdhpVrp2gLm1tvq8c9o8Zn-khT8yWttneB2NXFSPbwOCbMvEscMgCHk8YOUpJCliYEMSDS2zFnki9XsaJHOOrz/s1600/Man%252Byou%252Btook%252Bthat%252Bpersonally%252B_70502115b5b70cc7708b190185a5d491.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjzewRBgscuQf9VoTSHlCIQ0e6poNHn2PU6DhlwI3CZFuuHK4j0dEZmHPYdhpVrp2gLm1tvq8c9o8Zn-khT8yWttneB2NXFSPbwOCbMvEscMgCHk8YOUpJCliYEMSDS2zFnki9XsaJHOOrz/s1600/Man%252Byou%252Btook%252Bthat%252Bpersonally%252B_70502115b5b70cc7708b190185a5d491.gif" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Gdzieś przeczytałam, że jeśli masz problem z wyrwaniem się z myślowego letargu zacznij w swoim otoczeniu szukać wszystkiego co ma kolor niebieski (albo jakikolwiek inny). Zaczniesz przyglądać się ludziom, otaczającym przedmiotom, dostrzeżesz coś na co do tej pory nie zwracałaś uwagi i przestaniesz marnować czas na jałowe dyskusje ze sobą. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
To zabawne, że z jednej strony nakręcają, wręcz podniecają mnie nowe emocje i przeżycia, a z drugiej moja podświadomość nie chce niczego czuć, bo zbyt gwałtowne uczucia są trudne do zniesienia i czuję przymus zagłuszenia ich jedzeniem. Kiedy o tym myślę, płakać mi się chce z bezsilności. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Co w moim pokoju ma kolor niebieski?</div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/F8qFALUcWnE/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/F8qFALUcWnE?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Oh cudowne są te chwile kiedy wyrywasz się z coraz mocniej zaciskających się kleszczy własnych myśli i po prostu śpiewasz!</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
Ps. Zanim James napisał to ja spaliłam kontakt i uciekłam w popłochu przed zbyt dużymi emocjami.</div>
ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7939138085449873414.post-86360151391552726932015-06-18T06:00:00.000+09:302021-02-14T12:16:45.195+10:30W Parku Narodowym YohoMiała być Mount Edith, a wyszło Paget Peak. Też dobrze. Chociaż znowu ekstremalnie.<br />
<br />
James (nie<b><a href="http://amciam.blogspot.ca/2015/05/wyprawa-do-lake-louise.html"> ten</a></b>) stwierdził, że pogoda nam nie sprzyja i nie ma czasu na wielkie wspinaczki, bo istnieje zagrożenie burzy z piorunami. Jako, że jeszcze niespieszno nam na drugi świat, wybraliśmy mniejszy szczyt z możliwością przedłużenia wspinaczki o kolejny (w zależności od pogody).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgTtRWzLQICJ4gGoq3BeLbnN9ztq1ZOlG_numbDro3-FBDxmchCtVHCc_xYN2uPNXFCR7gFqhulZPyblJlGxYOqrjriD3dLKZsiH4ktMpM_imvnkjZqlxj9CTH6hRVG9UZHbhdUPDBRITdL/s1600/IMGP1169_edited.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgTtRWzLQICJ4gGoq3BeLbnN9ztq1ZOlG_numbDro3-FBDxmchCtVHCc_xYN2uPNXFCR7gFqhulZPyblJlGxYOqrjriD3dLKZsiH4ktMpM_imvnkjZqlxj9CTH6hRVG9UZHbhdUPDBRITdL/s320/IMGP1169_edited.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Widok z Paget Lookout</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
Weszliśmy na szeroki, wygodny szlak, który skończył się po wejściu na Paget Lookout. Po krótkim odpoczynku (szybko, szybko, musimy zdążyć przed burzą!) zaczęliśmy ostrą wspinaczkę po skałach. W między czasie zaliczyłam dwa kryzysy. Rzucałam pod nosem kurwami i zastanawiałam się po cholerę tak się męczę i co ja takiego widzę w tych pieprzonych górach. James nie słyszał, bo wybył daleko do przodu.<br />
<br />
Wspinaczka po górach skalistych jest trudna. Po raz kolejny pokaleczyłam sobie dłonie (koniecznie muszę kupić rękawiczki do wspinaczki!), stąpasz po chwiejących się skałach, łapiesz wielki kamor, który zaraz się wywraca i zlatuje z hukiem. Smaczku dodają różne dziwne stworzenia i oczywiście możliwość skręcenia sobie kostki tudzież karku.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEikdtEEn3NYPq-d8gxnwPRrTRn2Ze_M42-wbJcQ4NmnLLxACq2nab6unaceYRUCM-fbDaYD6SUwvwWIy3IKeoC5pgywmkLu-6i3ovsKolW8rPzRH1N1DrRcZQWd7tY2UkpiXngwf7PHfEQN/s1600/IMGP1179_edited.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEikdtEEn3NYPq-d8gxnwPRrTRn2Ze_M42-wbJcQ4NmnLLxACq2nab6unaceYRUCM-fbDaYD6SUwvwWIy3IKeoC5pgywmkLu-6i3ovsKolW8rPzRH1N1DrRcZQWd7tY2UkpiXngwf7PHfEQN/s320/IMGP1179_edited.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Po wejściu na szczyt James stwierdził, że mam wybór, albo zostaję, kontempluję widok, albo idę z nim na drugi szczyt Mount Bosworth. Oczywiście stwierdziłam, że idę dalej, chociaż wejście na kolejny szczyt również przypłaciłam zachwianiem wiary w swój zdrowy rozsądek. James wybył znowu daleko w przód po tym jak rzucił krótką informację gdzie mam iść (widzisz ten szczyt tam daleko, daleko?) a ja po zejściu z Paget Peak stwierdziłam, że...nie wiem gdzie dalej iść. Na szczęście znalazłam świeże ślady na śniegu...<br />
<br />
Zachwyt na szczycie Mount Bosworth również nie trwał za długo (widzisz tę mgłę tam? To deszcz, lepiej żeby nas nie złapał na skałach). Znowu pytanie do Ciam: idziemy z powrotem tą samą drogą, czy schodzimy z drugiej strony, chociaż nie ma tam szlaku? Pełna entuzjazmu stwierdziłam, że chcę zobaczyć jak wygląda druga strona góry. Więc poszliśmy.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEikyNhaf6_EKFYso7-fgYqVwcbOh-W1bPlwUBFq7-k8Pmb7Ob81t-wux3sU4DsjFuKOZjYHoXoVuWENtaX4ulk1Z2BnRX9flaYWoKW8Pxa54rfIKOVnz-lnJ_lVxbT8hfePmw8DSVGehUpP/s1600/IMGP1183_edited.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEikyNhaf6_EKFYso7-fgYqVwcbOh-W1bPlwUBFq7-k8Pmb7Ob81t-wux3sU4DsjFuKOZjYHoXoVuWENtaX4ulk1Z2BnRX9flaYWoKW8Pxa54rfIKOVnz-lnJ_lVxbT8hfePmw8DSVGehUpP/s320/IMGP1183_edited.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Znowu śnieg. Dużo śniegu. Bardzo dużo puchatego śniegu w który właziłam po kolana, a nawet uda. Dwa razy tak wdepłam, że ledwo udało mi się wykopać nogę. Wtedy do mnie dotarło, że jestem szalona, a do tego w towarzystwie drugiego szaleńca. Czy ja chcę wyczynowo popełnić samobójstwo?<br />
<br />
Po przejściu kilometra w śniegu z radością wgramoliłam się na skały, po których hasałam jak koza-paralityk. Wbrew pozorom wchodzenie na skały jest dużo prostsze od schodzenia, a to i tak nic w porównaniu ze schodzeniem po pokruszonych kamieniach i piasku. Wkurwiona niemiłosiernie nie odzywałam się prawie w ogóle, ale humor nieco poprawił mi się, jak w końcu doszliśmy do lasu, a ja prawie obeschłam po pływaniu w śniegu. James rzucił, że jakby co ma nóż na niedźwiedzie i pumy, ja dodałam informację o swoim gazie pieprzowym na niedźwiedzie i dziarsko weszliśmy w las gwizdając i przyśpiewując (nie wiem czemu, ale do głowy przychodziły mi najpierw piosenki Queen, a potem Myslowitz, Długość dźwięku samotności. James nie komentował polskich przyśpiewek).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2HLVrsa5BeTzAT9zTMSDFp5JGZpW_T6XoBTbnB_5Wt84OJembu2mKBesHHsTShEsROsO96oi119e5GC9ELzcqfq5QTfq6w33lQqDQ91ay5ElCqYbRrMeK1U-SFKOpVWR1GEiRhZ_UljqK/s1600/IMGP1216_edited.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2HLVrsa5BeTzAT9zTMSDFp5JGZpW_T6XoBTbnB_5Wt84OJembu2mKBesHHsTShEsROsO96oi119e5GC9ELzcqfq5QTfq6w33lQqDQ91ay5ElCqYbRrMeK1U-SFKOpVWR1GEiRhZ_UljqK/s320/IMGP1216_edited.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Po znalezieniu szlaku oszaleliśmy z radości. Podczas spokojnego spaceru wzdłuż jeziora rozmyślałam nad tym co mnie popchnęło do ponownego zejścia ze szlaku (to nie mój pierwszy raz niestety...) i czy szukanie nowych wrażeń nie poszło za daleko. James z kolei stwierdził, że jest pod ogromnym wrażeniem, że mam jeszcze siłę iść, a ja dumna z siebie pomyślałam, że kondycję jednak dalej mam dobrą (panicznie boję się przytycia i utraty formy). W sumie wyprawa trwała 9 godzin. Deszczu z burzą nie było.<br />
<br />
Oh tak, lubię, pociąga i kręci mnie ryzyko pod różną postacią. Myślałam, że szczęście pomyliłam z euforią, albo i fazą maniakalną, ale spokojne szczęście czuwa gdzieś głęboko we mnie przykryte chmurą niestabilności. Wczoraj na zmywaku kucharz stwierdził, że jestem cute, bo dużo się śmieję. Myślę, że odnajdywanie radości w każdej sytuacji, w tym w małych, codziennych rzeczach jest moim sposobem na szczęście w życiu.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNuf0I5jWx-uPhpL5zDKi-ycFJBCYsGg4ThVa6u7ktNjFJbXcjBEf4U_i7vH6tQCyBnpzyrLoY52PPdgMgsdxDXqRb9DbMm_ja0J4VjkxZNr76ViWqY_BysHNxpQt3jMtYNU0La-dKKpSy/s1600/IMGP1236_edited.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNuf0I5jWx-uPhpL5zDKi-ycFJBCYsGg4ThVa6u7ktNjFJbXcjBEf4U_i7vH6tQCyBnpzyrLoY52PPdgMgsdxDXqRb9DbMm_ja0J4VjkxZNr76ViWqY_BysHNxpQt3jMtYNU0La-dKKpSy/s320/IMGP1236_edited.jpg" width="320" /></a></div>
<br />ciamhttp://www.blogger.com/profile/02519332545930598020noreply@blogger.com1